Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć do wyborów coraz bliżej, jego nominacja nie ułatwia odpowiedzi na pytanie o przyszłego prezydenta Rosji. Komentatorzy, nie kryjąc fascynacji kremlowskimi technologami politycznymi, są przekonani, że nominacja to kolejny etap planu Putina, który chce oddać władzę, nie oddając jej tak naprawdę.
Wiara, że specsłużby za wszystkim stoją, wszystko przewidują i są wstanie rządzić krajem, bywa jednak złudna. Historia nieraz to pokazała. Być może więc na pytanie, kto będzie następcą Putina, on sam jeszcze nie zna odpowiedzi, a walki podjazdowe na Kremlu między potencjalnymi kandydatami nie ułatwiają mu decyzji. A może, jak chcą niektórzy, wcale nie tylko od niego ona zależy. Putin, wedle tej interpretacji, jest tylko ekspozyturą grupy polityków i biznesmenów i nie ma znaczenia, czy on, czy ktokolwiek inny rządzi Rosją. Mamy więc do czynienia z wielką improwizacją albo wewnętrzną walką. Albo jednym i drugim.
By odwlec podejmowanie trudnych decyzji, uchwycono się sprawdzonej metody: pokazano Zubkowa, człowieka pozbawionego charyzmy, nieznanego. Ale może jest jeszcze ktoś inny, o kim usłyszymy na krótko przed wyborami, a świat zapyta: kim on jest? Tyle że metoda, która przed ośmiu laty zadziwiła świat, wygląda coraz mniej poważnie. Rosja chce być potężnym i poważanym państwem, ale tą zgaduj-zgadulą tylko się ośmiesza.