Za kulisami teatru marionetek

WMoskwie jest dziś wmodzie teatr marionetek. Pociągani za sznureczki, bohaterowie przedstawienia wyznają sobie miłość, knują intrygi, nienawidzą, giną, liczą pieniądze... Na widowni mieści się niewiele osób.

09.10.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Teatr ten przypomina rosyjską scenę polityczną, która zmniejszyła się do rozmiarów małego pudełka: kilkoro aktorów wykonuje gesty, zrozumiałe tylko dla siedzących blisko wybrańców. A co z resztą społeczeństwa? Ona spektaklu nie widzi. Dla niej są tanie igrzyska i równie tania propaganda. Poza tym, zamknięty teatr kremlowskich marionetek nikogo specjalnie nie interesuje.

Nagły ruch Putina

Ostatnio prezydent Rosji na chwilę przestał się tajemniczo uśmiechać i wykonał dwa ruchy. Zdjął ze stanowiska premiera Michaiła Fradkowa, technicznego niezgułę, i posadził na zwolnionym fotelu Wiktora Zubkowa, technicznego lojalistę. Określenie "techniczny" jest tu kluczowe, bo rosyjski system władzy przewiduje na politycznym firmamencie tylko jedno jasno świecące słońce - nieważne, czy nazywa się ono car, sekretarz generalny partii, czy prezydent.

W takim systemie premier może być tylko "techniczny". Nie może wykazywać własnych ambicji, bo grozi to strąceniem z miejscowej skały tarpejskiej w polityczny niebyt. Premierowi Michaiłowi Kasjanowowi, którego Putin dostał "w spadku" po Jelcynie i który nie pasował do reszty współpracowników Władimira Władimirowicza, wystarczyło dwa razy wypowiedzieć w telewizji odmienne zdanie w sprawie wsadzania za kratki właścicieli Jukosu, a już pożegnał się z rządowym gabinetem. Dziś walczy o polityczny byt, jako jeden z liderów przyciśniętej do ściany opozycji demokratycznej.

Jego następca, Fradkow, rozbrajająco sympatyczny wnuk rzeźnika z Briańska, nie miał już takich ambicji. Posłusznie wykonywał polecenia płynące z jedynego ośrodka władzy: prezydenckiego gabinetu na Kremlu.

Dlaczego więc poległ? Jak twierdzą dobrze poinformowani, Fradkow został nagle wezwany do prezydenta prosto z posiedzenia rządu, aby dowiedzieć się, że przestał być premierem i nie ma po co wracać na salę. O tym, kto zostanie nowym szefem rządu, nie wiedzieli nawet nadworni politolodzy - jak Siergiej Karaganow czy Wiaczesław Nikonow, którzy starają się wyglądać nie tylko na zorientowanych w pałacowych zawiłościach, ale na tworzących kremlowską rzeczywistość. Obaj mieli wydłużone ze zdziwienia twarze, gdy dowiedzieli się o decyzji prezydenta.

Nic nie wiedział nawet dotychczasowy pretendent do miana "następcy Putina": wicepremier Siergiej Iwanow. Trzy godziny wcześniej koledzy gratulowali mu "namaszczenia", bo w kuluarach pojawiła się plotka, że Putin nareszcie podjął decyzję w sprawie operacji "Następca", i że ma nim być Iwanow.

Zagadki Sfinksa

To niby nic nowego: Kreml od paru lat ćwiczy polityków, urzędników, obserwatorów, analityków i dziennikarzy w trudnej sztuce prognozowania. Prezydent i jego najbliższe otoczenie bawią się ze wszystkimi w kotka i myszkę. Putin nie puszcza pary z ust lub mówi enigmatycznie, myli tropy, wysyła sprzeczne sygnały. Jak w grze ulicznej "gubimy ogon", nagle skręca w bramę, przebiega przez tory tuż przed pędzącym tramwajem - i dobrze się bawi, gdy pogoń nie nadąża.

Od co najmniej czterech lat politolodzy gubią się więc w domysłach, jak zostanie rozwiązany "problem roku 2008", czyli co się stanie, gdy w przyszłym roku dobiegnie końca druga i - zgodnie z konstytucją ostatnia - kadencja prezydenta Putina.

W myleniu tropów przy rozwiązywaniu tej sukcesyjnej zagadki Putin i jego ekipa przebili samych siebie. Bo też trzeba się nieźle nagimnastykować, aby zachować pozory demokracji przy całkowitym jej braku, oddać władzę i ją utrzymać, a przy tym zadowolić wszystkich zainteresowanych tak, by nie szkodzili (o opinię społeczeństwa nie ma sensu zabiegać, naród i tak kocha swojego przywódcę, trzeba się skupić na usatysfakcjonowaniu elit). No i nie pogubić się, nie zaplątać w skomplikowanych kombinacjach (o nich niżej).

Wygląda na to, że ostatnie roszady kadrowe na szczytach władzy też są elementem tej gry w nieszczerość. I nie jest powiedziane, że sam sprawca owych przemyślnych posunięć podjął już decyzję, o co się bije (czy też, że decyzja w hermetycznie zamkniętym kręgu "grupy trzymającej władzę" ostatecznie zapadła). A także, jakimi środkami chce cel osiągnąć.

Stójka na rzęsach

Prześledźmy po kolei. Najpierw następuje zmiana na stanowisku premiera. O odejściu Fradkowa mówiono od dawna, jego odwołanie nie było zaskoczeniem. Za to nominacja Zubkowa jest zaskoczeniem kompletnym. Potem Putin ogłasza, że w grudniowych wyborach parlamentarnych poprze partię "Jedinaja Rossija" i stanie na czele jej listy wyborczej. To też niespodzianka. O co chodzi? Wariantów jest kilka.

Jako numer jeden na liście możliwych scenariuszy figuruje następująca rozgrywka: "Jedinaja Rossija" zdobywa większość w parlamencie (może nawet trzysta mandatów, co dawałoby większość konstytucyjną), Putin po zakończeniu kadencji prezydenckiej jako lider większości parlamentarnej zostaje premierem. Dotychczasowy premier Zubkow startuje z poparciem Putina w wyborach prezydenckich, wygrywa je, a po paru miesiącach nagle choruje, traci wiarę w siebie - nieważne, dość że ustępuje z urzędu, a przedterminowe wybory prezydenckie wygrywa Putin, o którym przez parę miesięcy nieobecności na czubku piramidy jeszcze nie zapomniano. Wariant ten ma kilka podwariantów: np. Zubkow jest słabym, słuchającym się premiera Putina prezydentem przez całe cztery lata, a Putin wraca po kolejnych wyborach w 2012 r., by dwa lata później z hukiem otworzyć Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi.

Wariant drugi zakładałby zmianę konstytucji po objęciu przez Putina fotela premiera i "przemieszczenie" władzy z ośrodka prezydenckiego do parlamentu i rządu. Kolejny scenariusz przewiduje m.in. przedterminowe ustąpienie Putina i wygłoszenie noworocznego orędzia w stylu Jelcyna, wcześniejsze rozpisanie wyborów prezydenckich i kolejne zmiany miejsc w kręgu wtajemniczonych. Tak czy inaczej: władza miałaby zostać w rękach tych samych osób.

Wszystkie te scenariusze są równie prawdopodobne, co nieprawdopodobne. Od czego zależą? Od masy drobnych, większych i całkiem zasadniczych elementów. Jeden nie tak położony kamyk w tej konstrukcji może nią zachwiać. Bo, wbrew pozorom, konstrukcja władzy w Rosji jest krucha: nie opiera się na demokratycznym mechanizmie wyborczym, który decyduje o rotacji na szczytach, ale na chytrych manewrach "technologicznych", mających zapewnić utrzymanie się rządzących u steru.

Owszem, dziś legitymacją Putina jest jego popularność w narodzie. Ale nie zapominajmy, że wynika ona i z tradycyjnego uwielbienia dla władcy, i z braku alternatywy na wystrzyżonym do gołej ziemi politycznym poletku, i z tego, że Rosja nie ma, dzięki dobrym cenom na ropę, tak dramatycznych trudności finansowych, jakie przeżywała 10 lat temu. Putin postrzegany jest jako ojciec sukcesu, który zawrócił Rosję z drogi upadku.

Ale popularność polityka kończącego drugą kadencję nie rozwiązuje problemu sukcesji i nie daje ani jemu, ani ludziom z jego otoczenia żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Dlatego Putin zapewne nie odejdzie i nie odda berła.

Tylko czy mu się to uda? Tego pewnie nie wie on sam. I dlatego tak rozpaczliwie robi teraz stójkę na rzęsach. Wszystko jest jeszcze możliwe.

Duma jednopartyjna

Tak czy inaczej, wszelkie wybory - parlamentarne w grudniu tego roku czy prezydenckie w marcu 2008 r. - będą ograniczone do plebiscytu popularności Putina i jego popleczników. W Rosji nie ma dziś instytucji, które mogłyby sprawić, by wybory stały się faktycznie konkursem osobowości i idei - Putin starannie wykarczował wszelkie struktury, które mogłyby sprawować kontrolę nad procesem wyborczym i nad tym, co robi władza. Walka toczy się w zaciszu gabinetów, bez udziału wyborców.

Wybory stały się fasadowym przedsięwzięciem, imitacją, parodią. Zostaną użyte z premedytacją do zrealizowania jednego z wymienionych scenariuszy (a może innego, który nawet nie jest dziś gotowy ani planowany). Zresztą, kogo to obchodzi.

Na półtora miesiąca przed wyborami do Dumy Państwowej na ulicach rosyjskich miast ani poza nimi nie widać kampanii wyborczej - z rzadka przy miejskiej ulicy czy wiejskiej drodze można wyłowić plakat sławiący "plan Putina" lub filary rzekomego programu partii "Jedinaja Rossija", oczywiste jak marzenia urzędnika o wysokiej łapówce bez przykrych konsekwencji.

Temat wyborów nie zaprząta też obywateli. "Na kogo głosować? Nie zastanawiałem się, bo po co?". Teraz, po manewrze Putina ze startem na czele partii "putinoidów", pewnie wielu Rosjan pomyśli, że nareszcie wódz zdjął im ciężar wyboru z barków i wskazał, co poddani mają zrobić: iść do urn i oddać głos na zwycięzcę. Dla większości ludzi zagrywki Kremla są nieczytelne, a szkoda czasu, by się w nie wczytywać. Procent głosów, który zdobędzie "Jedinaja Rossija", ma pewne znaczenie dla dalszego ciągu rozgrywki sukcesyjnej. Będzie to bowiem sprawdzian skuteczności manipulacji, a także badanie poziomu popularności Putina. Jeśli "Jedinaja Rossija" weźmie bardzo dużo, to dla innych graczy zostanie mało albo nic. Wysoki, siedmioprocentowy próg wyborczy mają szansę pokonać komuniści i druga "partia władzy" - "Sprawiedliwaja Rossija" (pod przewodnictwem spikera izby wyższej parlamentu, Siergieja Mironowa). Los radykalno-komicznej LDPR Żyrinowskiego jest niepewny, przegrana rozproszonych prawicowych demokratów raczej pewna.

Ogromna, podległa Putinowi frakcja w "kieszonkowej" Dumie - to ważny czynnik wspomagający w rozgrywce o władzę. Ale nie decydujący.

Proszę zamknąć oczy

Powodzenie specoperacji "Następca" zależy w znacznej mierze od konsensu w otoczeniu Putina. Być może ostatni komunikat prezydenta ("Nie odchodzę z polityki, zostaję na jej szczytach") wziął się stąd, że Putin zdał sobie sprawę, iż jeśli odejdzie, takiego konsensu elicie osiągnąć się nie uda i dojdzie do krwawych starć o dostęp do państwowych petrodolarów i innych dóbr, a w tej walce polegnie także on sam. Być może doszedł do wniosku - patrząc, jak jego pretorianie, którzy przez lata obrośli w piórka i majątki, już teraz skaczą sobie do oczu - że skoro nawet on sobie z tym nie bardzo radzi, to "nowy" nie poradzi sobie na pewno.

Być może... No właśnie, kolejne domniemanie. Szczelna pokrywa osłaniająca tryb podejmowania decyzji na Kremlu pozwala jedynie snuć domysły.

We wszystkich wydedukowanych rozwiązaniach palącej kwestii sukcesji władzy w Rosji czai się masa niebezpieczeństw dla uczestników gry, a przede wszystkim dla głównego rozgrywającego. Przestając być prezydentem, wypuszczając z rąk pierścień władcy, obejmując "techniczne" stanowisko premiera czy jeszcze mniej znaczące stanowisko przewodniczącego parlamentu - Putin podlega degradacji, traci koszulkę lidera. Może jedynie liczyć na to, że wskazany przez niego kandydat na prezydenta nie wyprawi go w najlepszym razie na zieloną trawkę, w najgorszym - śladami Miszy Chodorkowskiego. Może tylko liczyć, pewności mieć nie może.

Gra toczy się dalej. Putinowi sprzyja to, że w kraju jest spokój. Moskwa upija się dobrobytem, kąpie w szampanie, rozbija drogimi samochodami, buduje na potęgę podmiejskie dacze. I nie myśli o jutrze. A daleki, prowincjonalny Brack marzy, by przenieść się do Moskwy albo za granicę, bo duszna atmosfera i rządy struktur władzy, zrośniętych z organami ścigania i mafią w jeden organizm, są nie do zniesienia.

Kołomna - nieduże miasto na szlaku z Moskwy do Riazania - pracuje nad odrestaurowaniem zapuszczonych w latach komunizmu zabytków, reanimuje pamięć o pobycie w tym mieście "znanej awanturnicy Maryny Mniszek" i nie chce mieszać się do polityki. Młoda kierowniczka galerii obrazów, zapytana o możliwość powieszenia w sieni plakatu upamiętniającego pierwszą rocznicę śmierci dziennikarki Anny Politkowskiej, odparła: "To nie jest dobre miejsce na taki plakat. Galeria to placówka kulturalna. Po co przypominać o takich smutnych wydarzeniach? Nie, proszę nie wieszać".

Proszę nie przypominać o żadnych przykrych wydarzeniach, proszę zamknąć oczy, zacisnąć zęby i zgodzić się na wszystko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2007