Rolnicy, budowlańcy, hydraulicy – to oni stanowią większość żołnierzy na ukraińskiej wojnie

Częste są wywiady z „niezwykłymi” wojskowymi, którzy piszą eseje, opisują swoje doświadczenia i przedstawiają rzeczywistość wojny. A w tym czasie absolutna większość żołnierzy pozostaje, jak zawsze, nieprzedstawiona, niema, pozbawiona własnych głosów. Co oni mówią?
z Ukrainy

01.04.2023

Czyta się kilka minut

Ukraińscy żołnierze podczas walk w obwodzie charkowskim, wrzesień 2022 r. / KOSTIANTYN LIBEROV / AP / EAST NEWS
Ukraińscy żołnierze podczas walk w obwodzie charkowskim, wrzesień 2022 r. / KOSTIANTYN LIBEROV / AP / EAST NEWS

Intelektualiści, hipsterzy, artyści, „ludzie sukcesu”, dziennikarze – wszyscy oni, służący dziś w ukraińskiej armii, wywołują największe zainteresowanie wśród zarówno ukraińskich, jak też zachodnich intelektualistów, hipsterów, artystów, „ludzi sukcesu” oraz dziennikarzy. Częste są wywiady z takimi „niezwykłymi” wojskowymi. Również oni sami piszą eseje, nagrywają oświadczenia, komentują wydarzenia, opisują swoje doświadczenia i przedstawiają rzeczywistość wojny.

Wszyscy oni/my stanowią/stanowimy jednak tylko nieznaczną mniejszość wśród ukraińskich żołnierzy. Absolutna większość z nich pozostaje, jak zawsze, nieprzedstawiona, niema, pozbawiona własnych głosów.


PACYFISTA Z KARABINEM: Pisarz, zwolennik Gandhiego i jego idei „oporu bez przemocy”, w lutym 2022 roku zgłosił się na ochotnika do wojska. Odtąd Artem Czapaj stara się pisać – gdy tylko może pisać – o doświadczeniach zwykłych żołnierzy. PISZE PAWEŁ PIENIĄŻEK >>>


SANIA PRZYJECHAŁ NA PRZEPUSTKĘ na tyły po raz pierwszy od pół roku. Przez pół roku był na pierwszej linii frontu. Rozgadał się przy mnie tylko dlatego, że obaj nosimy dziś mundury. Dopóki nie skończy się wojna, nie mogę opowiedzieć wszystkiego, o czym mi opowiadał, żeby nie zadawać „wizerunkowej szkody Zbrojnym Siłom Ukrainy” – jak to nazwano w Doktrynie Komunikacji Publicznej, która określa, co wojskowi mogą publicznie mówić.

Sania jest pod pięćdziesiątkę, chudy i z kozią brodą. Wcześniej pracował w Europie. Gdy rok temu Rosja zaczęła inwazję, od razu wrócił na Ukrainę i zgłosił się do obrony terytorialnej, „żeby te pedały tutaj nie doszły”. Sania jest niepełnosprawny, ale oczywiście w tamtych chaotycznych dniach lutego 2022 r. nikt tego nie sprawdzał, a on oczywiście o niczym nie poinformował komisji wojskowej. Niedługo potem trafił na front. Jego kamizelkę kuloodporną noszą za niego inni, bo on nie może dźwigać niczego ciężkiego.

– Najtrudniej jest, kiedy po raz pierwszy trzeba strzelić do człowieka. Z bliska. On przed tobą całuje ziemię, gryzie tę ziemię, płacze, że nie chciał walczyć, że nie zgadza się z tym wszystkim, żeby tylko pozostać przy życiu…

– Wielu przyszło ci zabić? – pytasz i od razu gryziesz się w język.

– Głupie pytanie…

– Przepraszam.

– Głupie pytanie. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam… – jego oczy zachodzą łzami.

– Przepraszam.

– Przepraszam… Nigdy o to nie pytaj. Nikt ci tego nie powie.

Chcesz mu odpowiedzieć, że chciałbyś zabić choć jednego, ale rozumiesz, że to będzie jeszcze głupsze. To tylko twoja fantazja. Nie wiesz tego. A on wie.

– Nie spałem przez miesiąc. Miesiąc… Panie, wybacz mi grzesznemu… Tylko zasnę i widzę jego oczy. Teraz, jak jestem w domu, wystarczy, że kot wejdzie do pokoju, a ja się zrywam. Tacy ludzie jak my… – znowu szlocha. – Rzucili ich na nas, jak psy… Ziemię gryzł, przysięgał Bogu, modlił się… Ale jeśli nie ja jego, to co? Inne chłopaki będą musiały to zrobić? A potem przyjeżdżasz, a ciebie pytają, czy wielu przyszło ci zabić…

– Przepraszam.

– A inni myślą, że jestem po prostu jebnięty. A jeszcze inni – ściska zęby – mówią, że jestem emigrantem zarobkowym. Kurwa, emigrant, kurwa!!! Zamień się ze mną! Oddam tobie wszystkie swoje pieniądze, wszystkie, wszystkie, wszystkie, i te stąd, i te, jakie w Niemczech zarobiłem. Zamień się.

SIEDZISZ NAPRZECIW CZŁOWIEKA, który zabijał. Język nie pozwala ci wypowiedzieć słowa „zabójca”, bo to nieprawda. To człowiek, który musiał zabić. Jest tutaj, pół metra od ciebie. I wiesz, że on zabił, i lubisz go, lubisz go tak, że czujesz te potoki hormonów, oksytocyny czy czegoś takiego, czujesz potok energii, która idzie od ciebie do niego, że aż chcesz go przytulić, ale boisz się, boisz się go dotknąć, bo przecież on z powodu kota w nocy się zrywa. Boisz się go dotknąć, bo przecież jesteście facetami. Boisz się przytulić, bo będzie jeszcze głupiej.

– Chłopcy tam się już wściekali. No puśćcie ich na trochę do domu! Nie puszczajcie mnie, jestem stary, ale młodych puśćcie. Jest u nas taki chłopak, byczek. Między drzewami zamontowaliśmy mu drążek, mówimy, zajmij się sportem. A on: „Podciągam się, a tam Hala! Hala przede mną! Opuszczam się – nie mam jej. Podciągam się – znowu Hala!”. Sąsiednia kompania miała gumową lalę. A my wody przecież nie mamy. Półtora litra na dzień potrzebuję, a to tyle, by się umyć, napić, zęby umyć i skarpetki uprać. Oni mówią, że nam dadzą tę lalę. Pieniędzy nie chcieli, tylko byśmy ją umyli potem, żeby rzeżączki nie złapać. I chłopaki brały! A inny mówi: „Fu, co ja durny jestem? Pójdę w krzaki, dwa razy trzepnę i aż wióry lecą”.

Sania jest jednym z wielu. Każdy ma swoją historię i każda jest unikalna. A ich są tysiące czy wręcz dziesiątki tysięcy. Z tymi ludźmi nie będą przeprowadzać wywiadów. Jeśli spróbują, to oni mało opowiedzą. Albo będą milczeć, bo uważają, że cywile ich nie zrozumieją. Albo nie potrafią opisać swojego doświadczenia, tego, co przyszło im przeżywać. Nie zamienią ich w trafne słowa, nie napiszą eseju.

ŁATWIEJ NAM WCZUWAĆ SIĘ w emocje tych ludzi, którzy są podobni do nas. Bohaterami artykułów i wywiadów często są zatem „hipsterzy, informatycy oraz intelektualiści na wojnie”, choć przecież ogromna większość żołnierzy to rolnicy, budowlańcy, kierowcy, ochroniarze w supermarketach, kelnerzy, kombajniści, górnicy, hydraulicy, sprzedawcy na bazarach. Proporcje mogą zależeć od regionu, ale mniej więcej tak to wygląda.

Wielu ludzi nie przywykło do tego, aby wyrażać siebie słowami. Dla mnie, pisarza, to już rodzaj przyzwyczajenia, więc jak ktoś mnie poprosi, to piszę esej na trzy strony o tym, co mnie motywowało, by pójść do wojska. Ale pół roku później, gdy zapytam w jednej kompanii o to samo moich pobratymców, zapytam ich jak „swój”, bo także w mundurze, z zamiarem, aby zapisać to dosłownie, otrzymuję jednak bardzo krótkie odpowiedzi:

– Po prostu nie mogłem siedzieć tam, to znaczy za granicą. Czesi mi mówili, że Ukraina zostanie zmiażdżona w ciągu dwóch tygodniu. A kiedy im odpowiadałem, że wygramy, to pytali mnie, co jarałem.

– Jakbym dzieciom w oczy patrzył, gdybym nie poszedł? Jak potem w oczy patrzeć ludziom, dzieciom swoim? W kraju była wojna, a ja co robiłem?

Albo po prostu: – A bo nie miałem co robić – wzrusza taki ramionami i śmieje się z siebie (przy czym ten ostatni usilnie próbuje, aby przenieśli go z tyłu, gdzie teraz służy, na pierwszą linię frontu).

Jeszcze ktoś inny okłamał żonę, że niby idzie, bo dostał wezwanie z komisji wojskowej, a tak naprawdę wyrwał się sam. Ktoś może znalazł tutaj dla siebie jakiś sens, będąc daleko od rodzinnych problemów. Już w armii, ktoś próbuje wymigać się od obowiązkowego szczepienia, bo wierzy w teorie konspiracyjne. Ktoś nie może dogadać się ze swoim dowódcą. Ktoś może być na co dzień homofobem (przypomnijmy sobie, jakim terminem wojskowi przeważnie określają Rosjan). Ktoś nienawidzi państwa jako takiego i nie umie w ogóle wyjaśnić, co nim powodowało, ale idzie na front. Działa. Wszyscy ci ludzie działają, robią swoje.

I właśnie to przede wszystkim za ich plecami, za plecami tych wszystkich nie-intelektualistów, nie-artystów, lecz tych całkiem zwyczajnych, choć przecież na swój sposób zupełnie unikalnych osobowości, ludzi, którzy nie umieją publicznie wyrażać siebie – to na ich ramionach spoczywa dzisiaj przyszłość Ukrainy.

A możliwe, że również i przyszłość świata. ©

Przełożył Paweł Pieniążek

Tekst pochodzi z antologii „Stan wojenny”, opublikowanej w 2023 r. po ukraińsku i angielsku przez wydawnictwo Meridian Czernowitz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wielu przyszło ci zabić?