Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
7.00. Wchodzimy do zakrystii. Ubieramy się pośpiesznie. Okazuje się, że chętnych do odprawiania tej szczególnej Mszy jest więcej, niż się spodziewano. Zabrakło ornatów (czerwonych - jak w dniu papieskiego pogrzebu); któryś z ministrantów biegnie więc po pudło ze stułami. Wychodzimy.
Schodzimy na dół, do grot watykańskich. Eucharystia będzie sprawowana na ołtarzu znajdującym się przy grobie św. Piotra i zaledwie kilka metrów od grobu Jana Pawła II. Ludzi zebrało się chyba także więcej, niż oczekiwano; trzeba uruchomić nagłośnienie (udaje się to dopiero w trakcie kazania). Schola polskich księży prowadzi śpiew.
Eucharystii przewodniczy abp Stanisław Dziwisz. Zaczyna: “Nel nome del Padre...". A więc jednak będziemy się modlić po włosku - językiem, którego na co dzień używa biskup Rzymu. Po włosku jest też odczytane pierwsze czytanie, psalm - odśpiewany po polsku; po nim Ewangelia w języku rosyjskim - 16. rozdział Mateusza: “Ty jesteś Piotr, czyli skała, i na tej skale zbuduję mój Kościół". Homilię - dwujęzyczną - zaczyna (znów po włosku) abp Dziwisz. Mówi o uczuciach, jakie towarzyszą w tej chwili nam wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy przez ostatnie ćwierćwiecze zwykli tego dnia przychodzić na Watykan z życzeniami urodzinowymi do Jana Pawła II. “Nie mogliśmy nie przyjść tu i dzisiaj". Na szczęście, “formą" tego przeżycia jest Eucharystia - ona porządkuje nasze emocje i postawy; ona jest także zupełnie innym rodzajem pamięci; jest okazją nie tyle do wspomnień, co do rzeczywistego spotkania w wierze. Następnie przemawia (po rosyjsku) abp Kondrusiewicz. Z wyraźną emocją, nieustannie podniesionym głosem, nie kryjąc wzruszenia. Mówi o wszystkim, co zmarły papież uczynił dla Kościoła w Rosji; przeprasza go za to, w czym nie został usłuchany czy właściwie zrozumiany; zapewnia o wierności nie tylko papieskiemu nauczaniu, ale także jego postawie ekumenicznej. Słuchając, trudno nie modlić się za ludzi, którzy, nie doczekawszy się Papieża-Pielgrzyma, z miłością - i właściwą jej determinacją - przyjechali do jego grobu.
Ta Eucharystia rzeczywiście porządkuje uczucia. To nie grono żałobników, osieroconych przez Wielkiego Rodaka; to Kościół rozszerzający swe serca, dostrzegający problemy braci - zapewne jednak większe niż ból; Kościół nie tylko wspominający, ale też szukający na gorliwej modlitwie dróg w przyszłość.
***
19 maja. Godz. 17.30. W auli Pawła VI rozpoczyna się w obecności Benedykta XVI premiera filmu “Karol". Najbliżej Papieża siedzi abp Dziwisz. Sala prawie wypełniona.
Film jak film. Niektóre sceny fantastyczne, niektóre nazbyt skrótowe; niektóre głęboko inspirujące; niektóre wywołujące uśmiech. Widownia zachowuje się spontanicznie - czasami klaszcze, reaguje śmiechem, czasem płacze...
To nie miejsce na recenzję. Analizowanie poszczególnych scen raczej przeszkodzi, niż pomoże w odbiorze. Film najwyraźniej inspirowany jest nie tyle dokładnym kalendarium wojennych i powojennych losów Karola Wojtyły, co ich interpretacją, dokonaną przez niego w książce “Pamięć i tożsamość". To film o tym, że granicą wyznaczoną złu przez Boga jest odkupienie. Że ta granica przebiega przez człowieka. Że nazizm (a także komunizm) okazuje się bezradny wobec osoby, która jest wolna i która wierzy, że w czasie wojny bronią równie, a może bardziej skuteczną niż granat jest... teatr!
Pierwszą “recenzję", zaraz po projekcji wygłosił Benedykt XVI. “To film o przebaczeniu" - powiedział. I dalej: przebaczenie to nie ludzki pomysł; to raczej Boska siła przemieniająca dzieje świata. Kto - choćby dzięki filmowi - uświadomi sobie cały dramatyczny kontekst młodości Jana Pawła II (II wojna światowa, okupacja, nazizm, Holokaust), ten dopiero wyczuje Moc ukrytą w tym, że po papieżu-Polaku na tron Piotra został wybrany papież-Niemiec.
Tych słów Benedykta cała aula słuchała na stojąco. Nie mogło być inaczej. To przecież samo serce Ewangelii.