Początek

Zewsząd słychać było: Santo, Santo, Santo subito. Dziennikarze na ogół stronią od emocjonalnych komentarzy, ale tym razem depeszowali, że lud dokonał kanonizacji przez aklamację. Zresztą od pierwszych godzin po śmierci Jana Pawła II mówiło się w Rzymie: il Papa Santo, Święty Papież.

17.04.2005

Czyta się kilka minut

Watykan, Plac św. Piotra, piątek, 8 kwietnia 2005 r. /
Watykan, Plac św. Piotra, piątek, 8 kwietnia 2005 r. /

To były początki pontyfikatu, dwa dni po Bożym Narodzeniu 1983 roku. Papież odwiedził rzymskie więzienie Rebibbia. Zapewniał: “Chciałbym mówić z każdym z was, mówić długo. Pragnąłbym przede wszystkim usłyszeć to, co każdy z was chciałby mi powiedzieć o swojej historii i położeniu swojej rodziny, o nagromadzonych w przeszłości rozczarowaniach i oczekiwaniach, przy pomocy których, na przekór wszystkiemu, nie przestaje spoglądać w przyszłość. Pewien jestem, że tego rodzaju rozmowa pozwoliłaby mi poznać głębię uczuć i bogactwo człowieczeństwa, jakie kryje w sobie każdy z was. Niestety, takie spotkanie w cztery oczy jest niemożliwe. Mówię zatem do wszystkich, ale chciałbym, aby każdy słuchał mnie tak, jak gdyby moje słowa były zwrócone tylko do niego".

Teraz setki i tysiące płynęły szerokim strumieniem przez via della Conciliazione, brnęły po kostki w śmieciach na via dei Corridori, koczowały w fosie wokół Zamku Św. Anioła i zatarasowały most Wiktora Emanuela - choć nie miały nadziei, że Jan Paweł II wysłucha historii ich życia, przemówi, pobłogosławi.

Z dnia na dzień liczby się zmieniały: milion, dwa, trzy miliony pielgrzymów... Do dziś nie wiadomo, ilu ich naprawdę było. Na ostatni hołd Papieżowi, gdy jego ciało uroczyście złożono w poniedziałek w Bazylice - czekało się osiem, potem dziesięć, kilkanaście godzin. W końcu zdecydowano, że kolejka zostanie zamknięta w środę o 22.00. Kto nie ustawi się przed tą godziną, nie pożegna Papieża. Pogrzeb wyznaczono na piątek rano.

Kilkanaście minut przed dziesiątą patrzę, gdzie kończy się kolejka. Tłum stłoczony między metalowymi barierkami wydaje się nie mieć końca. Przechodzimy przez most pod Zamkiem Św. Anioła, idziemy bulwarem wzdłuż Tybru. Wreszcie szereg urywa się - tuż przed mostem Cavoura, skąd ledwo można dostrzec krzyż na szczycie kopuły Św. Piotra. Ostatnia stoi grupa Polaków z Poznania i Holandii. Wzięli kartony do siedzenia i spania na chodniku, wodę w plastikowych butelkach i kanapki. Są pewni, że zdążą przed zamknięciem Bazyliki, przed 22.00 w czwartek. Na pewno zobaczą Papieża. Za szesnaście godzin - powiedzieli im karabinierzy.

Adam Bujak, fotograf, autor ponad czterdziestu albumów o Karolu Wojtyle, biskupie i papieżu: - Nie wyobrażałem sobie, że śmierć Jana Pawła II przewyższy wszystkie jego pielgrzymki. A przewyższyła. Najważniejsze były dla mnie ostatnie lata, gdy w pełni ukazała się jego duchowość. Teraz widzimy efekt. Te miliony, nieprawdopodobna rzeka płynie i płynie. W Bazylice Św. Piotra są jego szczątki - ale naprawdę jest tu, między ludźmi. Jedna z zakonnic skarżyła się: “Panie Adamie, niektórzy z nich palą papierosy". Takie życie, może byli zdenerwowani. Liczy się poświęcenie. Stali po kilkanaście godzin, bo chcieli się do niego zbliżyć, również przez okrutne czekanie. Okrutne, bo - przepraszam bardzo - ale trzeba iść do toalety, trzeba coś przegryźć. A tu prawie nikt nie wychodził.

Ora pro eo

To były początki pontyfikatu, 22 października 1978 r. Po Mszy Jan Paweł II złamał reguły protokołu: podszedł do tłumów, ściskał ręce pielgrzymów, przytulał dzieci.

Teraz, w poniedziałek 4 kwietnia 2005, dwunastu mężczyzn w czarnych frakach i białych rękawiczkach dźwiga wśród tłumów na Placu Św. Piotra papieskie mary - deskę z czterema uchwytami, obitą czerwonym suknem. Po obu stronach kroczy czterech szwajcarskich gwardzistów, w mundurach projektowanych przez Michała Anioła, zszywanych z czerwonych, żółtych i niebieskich pasów, z postrzępionymi pióropuszami na żelaznych hełmach. Idą również franciszkanie konwentualni, penitencjarze Bazyliki, trzymając w rękach zapalone świece.

Jan Paweł II w purpurowych butach (jedyna formalna oznaka dostojeństwa), w czerwonym ornacie z białym pasem pośrodku, w paliuszu z czarnymi krzyżykami. W blade jak wosk palce wpleciono różaniec. Bezwładne ramię obejmuje pasterską laskę, zwieńczoną krzyżem o przygiętych ramionach, z Jezusem ze zwieszoną w dół głową. Na głowie Papieża - biała mitra ze złotym obramowaniem.

Około godziny 17.00, przy dźwiękach psalmu “Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie", procesja z ciałem Papieża opuszcza Salę Klementyńską na drugim piętrze Pałacu Apostolskiego, gdzie od niedzieli hołd zmarłemu składali kardynałowie, biskupi, watykańscy urzędnicy, politycy i dyplomaci. Niosący mary idą przez Scala Nobile i Prima Loggia, potem schodzą Scala Regia i przez Spiżową Bramę wchodzą na Plac Św. Piotra.

Tłum klaszcze i napiera na drewniane bariery. Setki wyciągniętych ponad głowę dłoni ściskają aparaty fotograficzne i kamery. Ludzie chcą na zawsze zatrzymać tamtą chwilę, choć tamta chwila właśnie uczy o nietrwałości materii, o przemijaniu postaci tego świata. Inni ocierają łzy i modlą się.

Oparty o barierę mężczyzna, w momencie, gdy tuż obok niego przenoszono papieskie mary - prawą dłonią robi znak krzyża. Na lewym ramieniu trzyma niemowlę, wysuwa dziecko daleko poza barierę, w kierunku nieruchomego ciała Papieża, jakby chciał, aby “jakiś fluid święty zstąpił na dziecięce główki" - jak pisał ks. Michał Czajkowski w reportażu opublikowanym na łamach “Tygodnika" po śmierci Jana XXIII.

Dziś Bazylika Św. Piotra stoi pusta; poza tymi, którzy idą w procesji, nikt nie ma wstępu na ceremonię złożenia ciała przed Konfesją Św. Piotra. Znalazłem się tam przypadkiem, szczęśliwym trafem albo zrządzeniem Opatrzności.

Przed szesnastą w biurze prasowym wybuchło zamieszanie; dziennikarze pchali się do jednego ze stołów. Z chaotycznych okrzyków można było wyłowić dwie informacje: “Będzie losowanie" i “Tylko dwunastu dziennikarzy". Pracownica biura zbiera karty prasowe do zielonego woreczka, a potem - faktycznie - rozpoczyna losowanie. Przy piątym szczęśliwcu - konsternacja, nikt nie potrafi odczytać alfabetu, jakim wydrukowano jego nazwisko. Zaraz jednak zgłasza się sam zainteresowany: “Miron Rapaport, Izrael". Mnie wybrano jako siódmego.

Do dwunastki dołączono osiemnastu dziennikarzy spośród na stałe akredytowanych przy Watykanie i przez boczne wejście, w absolutnym milczeniu i gęsiego, wprowadzono do Bazyliki. W gigantycznym kościele stoi zatem garstka korespondentów i kilku porządkowych.

Powoli zbliża się procesja; z kłębów kadzielnego dymu, wypełniających główną nawę, wyłania się krzyż i blask świec niesionych przez akolitów. Zaintonowano Litanię do Wszystkich Świętych. Sancti Petre et Paule, orate pro eo, módlcie się za niego. Ostatnie rzędy zajmują księża w sutannach i komżach. Wciąż ich przybywa, dlatego każde następne wezwanie rozbrzmiewa z większą siłą. Sancte Marce, ora pro eo. Potem idą biskupi, którym przypadły krzesła blisko ołtarza. Sancte Stanislae, ora pro eo. Wchodzą kardynałowie w purpurowych sutannach i mucetach, w białych rokietach, z biretami na głowach; wpierw kardynałowie diakoni, potem kardynałowie prezbiterzy, na końcu kardynałowie biskupi. Ustawiono dla nich przy ołtarzu fotele z siedziskami z białego pluszu i złotymi oparciami. Sancte Carole, ora pro eo. Idzie kard. Lubomyr Huzar, zwierzchnik Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego. Ubrany na czarno, przez ramię przepasał omofor, ozdobny pas na kształt stuły, symbolizujący Dobrego Pasterza, który dźwiga zagubioną owieczkę. Opiera się na posochu - to krótka, dosyć gruba laska. Opowiadał mi potem, że słabo widzi i gdyby nie posoch, miałby kłopot ze wspinaniem się po stopniach Bazyliki. Na głowie nie nosi biretu, lecz purpurowy kołpak, odziedziczony po poprzedniku, kardynale Lubacziwskim. Sancte Thoma, ora pro eo. Przed ołtarzem stoi puste krzesło, jakby symbol sede vacante, wakatu na tronie św. Piotra. Podczas ceremonii zasiądzie na nim kamerling, kard. Eduardo Martínez Somalo. Kamerling odpowiada po śmierci Papieża za niektóre ceremonie i bieżącą administrację, podczas gdy główny ciężar władzy spoczywa na Kolegium kardynałów. Sancta Paula, ora pro eo. Do wnętrza Bazyliki dobiega nagle szum potężnych oklasków. To przed wejściem do świątyni ciało Papieża obrócono przodem do wiernych i pochylono, jakby na ostatnie błogosławieństwo Miastu i Światu. O godzinie 17.22 niosący Zmarłego przekraczają próg Bazyliki. Przy trumnie idą najbliżsi, m.in. abp Stanisław Dziwisz, siostry sercanki...

Ceremonia złożenia ciała jest bardzo prosta. Modlitwy, pokropienie zmarłego wodą święconą i okadzenie przez kamerlinga, odczytanie fragmentu Ewangelii św. Jana. Na koniec kardynałowie podchodzą do Papieża; jako pierwszy - dziekan Kolegium Joseph Ratzinger. Zatrzymuje się, skłania głowę. Przez moment się waha, robi kilka kroków w kierunku ciała, jakby chciał go dotknąć. Jednak znów zastyga w bezruchu i raz jeszcze czyni pokłon.

Dziennikarze muszą natychmiast, znów w ciszy i gęsiego, opuścić Bazylikę. Na Placu nadal gromadzi się tłum wiernych. Za kilka godzin będą mogli osobiście pożegnać Papieża.

Duch zwołuje konklawe

To były początki pontyfikatu, 6 marca 1979 r. Jan Paweł II, chociaż świat nazywał go atletą i zachwycał się, że jeździ na nartach, pisał testament. Mottem były słowa Pisma: “Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie" (por. Mt 24, 42). Karol Wojtyła żył w przekonaniu, że na śmierć zawsze należy być przygotowanym. Nie ma zatem przypadku i w tym, że siedem lat temu zatwierdził ryt własnego pogrzebu: Ordo Exsequiarum Romani Pontificis.

Do grona jego autorów należy o. Silvano Maggiani. Jest zakonnikiem ze Zgromadzenia Sług Maryi, przewodniczy Stowarzyszeniu Liturgistów Włoskich. Spotykam go w instytucie liturgicznym na zboczach Janikulum, rozmawiamy w niewielkim pomieszczeniu obok portierni. Na ścianie barokowe płótno, które przedstawia konanie św. Aleksego Falconieri. Bosy zakonnik leży w czarnym habicie wprost na ziemi, w dłoni trzyma różaniec, drugim ramieniem obejmuje krucyfiks. Obok czaszka, nad jego głową w blasku aureoli wznoszą się gołębice. Taki będzie papieski pogrzeb: szlachetna prostota włączona w misterium życia wiecznego.

O. Maggiani tłumaczy, że każda liturgia jest wydarzeniem nieprzewidywalnym. Nie potrafimy zapanować nad słońcem, deszczem i wiatrem. Nie potrafimy przewidzieć zachowania wiernych. Nie wiemy, co przykuje ich uwagę, czemu nadadzą sens nadprzyrodzony, jak odczytają symbolikę słów i gestów: - Moim studentom powtarzam, że w liturgii celebrujemy Ducha Świętego, a Duch wieje, kędy chce. Podczas pogrzebu Pawła VI wiatr przewracał kartki Ewangeliarza. I wszyscy zapamiętali wyłącznie tamto wydarzenie. Podmuch uznali za znak.

Rozmawialiśmy w czwartek, przed jedenastą. Dwie godziny wcześniej, żeby spotkać kardynałów wychodzących na codzienne obrady, czekałem na dziedzińcu Seminarium Francuskiego, niedaleko Panteonu. W przedsionku stał kard. Bernard Panafieu z Marsylii: drobna postura, siwe włosy, głowa lekko pochylona. Na pytanie, co Jan Paweł II dał jego Kościołowi, mocno potrząsnął zaciśniętymi pięściami i powiedział: “Vitalité et souffle". Siły witalne, życie i - powiew, tchnienie, również Ducha.

Gdy w piątek o godzinie 10.00 rozpoczynała się Msza pogrzebowa za duszę Jana Pawła II, w Rzymie nagle zerwał się wiatr. Pędził zimne powietrze, choć wiał z południa. Tłum wiwatował w hołdzie zmarłemu, a wicher zniekształcał oklaski w wielokrotnym pogłosie. Wznosił brawa ku szczytom kolumn, aby za moment runąć w dół, w szeregi stu sześćdziesięciu kardynałów. Podnosił i targał ich ornaty, zrywał z głów mitry, toczył po kamiennych schodach piuski. Bezradnie biegali za nimi księża, daremnie starali się przytrzymać purpurowe szaty.

Naprzeciw ołtarza stała papieska trumna. Na trumnie - Ewangeliarz, otwarty na stronie Zmartwychwstania. Wicher przewracał kartki, aż ostatni podmuch zatrzasnął księgę. Mówili, że Duch zwołał konklawe.

Święto pojednania

To był początek pontyfikatu, gdy ostatecznie w przeszłość odeszły przejawy monarszego majestatu. Jan Paweł II zrezygnował z koronacji i tiary, noszenia na sedia gestatoria i wypowiadania się w formie pluralis maiestatis. Mówił, że “nie czas, by wracać do ceremonii i do tego, co może niesłusznie uznawano za symbol doczesnej władzy papieży".

Teraz trumna stoi na dywanie w perskie wzory, obok postawiono świecę paschalną. Trumna to skrzynia z jasnego cyprysowego drewna, z wiekiem w kształcie trapezu i wyżłobionym prostym krzyżem z literą M - Maryja. Wraz z ciałem Papieża w watykańskich kryptach złożono również okolicznościowe medale wybite za pontyfikatu wraz ze szczątkami Pierścienia Rybaka - umieszczone w aksamitnym woreczku, a także rogito - czyli papieski biogram, wsadzony w ołowianą tubę.

Rogito jest dokumentem z natury ułomnym, bo złożonym z kilkudziesięciu zaledwie zdań. To przynosi dylematy nierozstrzygalne: zachować dla potomnych, że Jan Paweł II promulgował Katechizm Kościoła Katolickiego czy może opisać wieczorne rozmowy z młodzieżą w oknie Domu Arcybiskupów Krakowskich? Przypomnieć, jak odwiedzał umierających w szpitalach, czy może reformę Kodeksu Prawa Kanonicznego? Napisać, że ucałował Koran czy że jako pierwszy następca św. Piotra odwiedził synagogę? Które encykliki wymienić?

A może należałoby po prostu opisać jedną historię, na przykład taką, którą opowiedział mi Adam Bujak: - Byłem przy Papieżu podczas odwiedzin w szpitalu św. Pankracego, niedaleko Watykanu. Ta niezapomniana twarz staruszki: Jan Paweł II nachylił się, wziął w dłonie tę twarz, szepnął coś do ucha. Na moment otworzyła oczy, odeszła ze świata uśmiechnięta. Jakby miała wizję, bo pewnie nawet nie wiedziała, że to był on.

Niech za wszystkie wydarzenia i gesty Papieża przemówi ostatnie zdanie rogito: “Jan Paweł II pozostawił wszystkim niezwykłe świadectwo pobożności, świętego życia i powszechnego ojcostwa".

Mszę pogrzebową oglądam z tarasu nad Braccio Carlo Magno, jednym z budynków zamykających Plac Św. Piotra, wśród posągów wieńczących kolumnadę. Z dołu wydają się okazałe, z bliska widać, jak bardzo są zniszczone. Zniekształcone twarze, pourywane palce, wszędzie porowate otwory, czasem omszałe i porośnięte chwastami - wydrążone przez scirocco, upalny i duszny wiatr znad Sahary, który przynosi miliony ziarenek piasku. Gdy potem w Rzymie spadnie deszcz, ulice zalega żółtawy szlam. Właśnie scirocco wiało po śmierci Jana XXIII. Podczas pogrzebu Jana Pawła II powiew był świeży, górski. Jan Sztaudynger zapisał: “Skądkolwiek wieje wiatr, wszędzie ma zapach Tatr".

Z góry patrzę na wielobarwną szachownicę: kardynałowie siedzą między fasadą Bazyliki i ołtarzem, na prawo od niego - setki biskupów w fioletach oraz rzymskich proboszczów i kanoników Bazyliki Św. Piotra w białych albach z czerwonymi stułami. Na lewo - czarne garnitury i białe koszule. To przedstawiciele dwustu oficjalnych delegacji: królowie od Belgii po Jordanię i Lesotho; prezydenci - począwszy od Afganistanu, poprzez Iran i Izrael, na Ukrainie i Zimbabwe skończywszy. Premierzy, ministrowie, szefowie parlamentów i ambasadorowie. Sekretarze generalni ONZ, NATO i Ligi Arabskiej. Był również José Manuel Barroso, kierujący Komisją Europejską.

Plac Św. Piotra i via della Conciliazione wypełnia tłum wiernych, kilkaset tysięcy. Powiewają setki flag polskich, ale także francuskich, meksykańskich, libańskich... Dziennikarz z Bliskiego Wschodu na żywo nadaje korespondencję: “Są księża, rabini i imamowie. Przybyli, żeby oddać hołd człowiekowi, który zadał kłam przekonaniu o zderzeniu cywilizacji...".

Faktycznie, obok dyplomatów i polityków - pod figurą św. Pawła, Apostoła Narodów z mieczem w ręku - stanęli przedstawiciele wielkich religii: rabini, w tym Elio Toaff z Rzymu, o którym Papież wspomniał w testamencie, muzułmanie, buddyści, sikhowie i hinduiści.

Były inne wyznania chrześcijańskie: prawosławni patriarchowie i arcybiskupi. Nie zabrakło Bartłomieja z Konstantynopola, honorowego zwierzchnika prawosławia, ale także abp. Christodoulosa z Aten, który początkowo był niechętny wizycie Jana Pawła II w Grecji, a potem pomagał mu schodzić po stopniach Areopagu. Nie ma Aleksego II, patriarchy Moskwy - reprezentuje go Cyryl, metropolita Smoleńska i Kaliningradu. Przybył arcybiskup Canterbury - jak podała Sala Stampa: His Grace the Most Reverend And Right Honourable - Rowan Williams, honorowy zwierzchnik anglikanizmu. Byli sekretarze generalni wspólnot wyznaniowych: George Freeman (Światowa Rada Metodystyczna), Setri Nyomi (Światowy Alians Kościołów Reformowanych), Ishmael Noko (Światowa Federacja Luterańska) i Samuel Kobia (Światowa Rada Kościołów).

Msza żałobna stała się świętem pojednania religii i narodów, a także wyrazem wiary w Kościół apostolski i powszechny. Dowodem choćby język żałobnych ceremonii. Ks. Józef Tischner pisał niegdyś o wprowadzeniu do Mszy języków narodowych: “Ewangelia to Dobra Nowina. Od jej przyjęcia zależy zbawienie człowieka. Czy można głosić Nowinę w języku, który dla słuchacza jest niezrozumiały? Gdy łacina była językiem powszechnie zrozumiałym, mogła służyć Objawieniu - gdy nim być przestała, zamieniła się w barierę. Zmiana języka okazuje się potwierdzeniem, a nie zaprzeczeniem tradycji".

Niech aniołowie zaprowadzą cię do raju

Jakim językiem powinien posługiwać się następca św. Piotra? Naturalnie, musi mówić po włosku, jak jego rzymscy diecezjanie i kurialni urzędnicy. Ale przecież jest również biskupem i proboszczem świata. I dlatego Jan Paweł II odczytywał homilie w mowie gospodarzy jego pielgrzymek, dlatego życzenia świąteczne składał w 62 językach. Po latach ów precedens stał się w Rzymie tradycją, dlatego podczas jego pogrzebu pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich usłyszeliśmy po hiszpańsku, a drugie, z Listu do Filipian - po angielsku. Dlatego również wezwania modlitwy wiernych odczytano w języku francuskim, suahili, tagalskim (używanym na Filipinach), polskim, niemieckim i portugalskim. Dary Eucharystyczne przynieśli przedstawiciele różnych kontynentów. Ich procesję - przy aplauzie Polaków - otwierała góralska para z Krzeptówek.

Homilię wygłosił kard. Ratzinger. Rozważania teologiczne, oparte na cytatach z Pisma, splatał z biografią zmarłego. Jako klucz do zrozumienia Jana Pawła II wybrał słowa Chrystusa skierowane do Piotra: “Pójdź za mną".

“Pójdź za Mną" - usłyszał Karol Wojtyła, młody entuzjasta teatru i poezji, robotnik w okupowanym Krakowie, kleryk w podziemnym seminarium kard. Sapiehy i młody kapłan. Kard. Ratzinger mówił, że zmarły rozumiał swe powołanie w świetle trzech Jezusowych wypowiedzi: “Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał" (J 15, 16), “Dobry pasterz daje życie swoje za owce" (J 10, 11) i “Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej" (J 15, 9). Na wzór Chrystusa Jan Paweł II stał się “kapłanem aż do końca, gdyż ofiarował swoje życie Bogu za swoje owce, za owce całego świata, w codziennym służeniu Kościołowi, przede wszystkim zaś w trudnych próbach ostatnich miesięcy". To był Papież, który “szukał spotkania ze wszystkimi, który był w stanie przebaczyć i otworzyć serce na wszystkich".

“Pójdź za Mną!" - usłyszał Karol Wojtyła w lipcu 1958 r., gdy podczas kajakowego spływu na Mazurach “niósł z sobą list, który wzywał go do stawienia się przed Prymasem Polski". Pewnie domyślał się, że czeka go nominacja na biskupa. To z kolei oznaczało rozstanie z pracą z młodzieżą oraz porzucenie literatury i kariery filozofa. Karol Wojtyła wiedział jednak, że “Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je, a kto je straci, zachowa je" (Łk 17, 33). “Nasz Papież - wiemy o tym wszyscy - nigdy nie chciał zachować własnego życia, mieć go dla siebie; chciał dać siebie samego bez ograniczeń, aż do ostatniej chwili, za Chrystusa i w ten sposób także za nas". A po latach wszystko, co “złożył w ręce Pana, powróciło na nowo: miłość do słowa, do poezji, literatury".

“Pójdź za Mną" - wezwanie powtórzyło się po raz trzeci podczas konklawe w 1978 r. Nosiło w sobie zapowiedź męczeństwa: “Dla nas wszystkich pozostaje niezapomnianą chwila, jak w ostatnią Niedzielę Wielkanocną swego życia Ojciec Święty, naznaczony cierpieniem, ukazał się jeszcze raz w oknie Pałacu Apostolskiego" - wspominał kard. Ratzinger. Po raz ostatni Jan Paweł II udzielił wtedy błogosławieństwa Urbi et Orbi: “Możemy być pewni, że nasz umiłowany Papież stoi obecnie w oknie domu Ojca, spogląda na nas i nam błogosławi". W tym momencie rozległy się brawa i niemal wszyscy zadarli głowy w stronę okna na ostatnim piętrze Pałacu Apostolskiego.

Symbolicznym, dla wielu zaskakującym gestem było, że jako pierwszy Komunię świętą z rąk kard. Ratzingera przyjął brat Roger - założyciel ekumenicznej wspólnoty w Taizé. Z wielką ostrożnością wyciągano po stopniach jego wózek inwalidzki. Starzec - z serdeczną troską - dotknął kardynała.

Po Komunii rozpoczęły się obrzędy ostatniego pożegnania. Kardynał Ratzinger czekał, aż ucichnie owacja. Zewsząd słychać było: Santo, Santo, Santo subito. Agencje na ogół stronią od emocjonalnych komentarzy, ale tym razem depeszowały, że lud dokonał kanonizacji “przez aklamację". Zresztą od pierwszych godzin po śmierci Jana Pawła II mówiło się w Rzymie: il Papa Santo, Święty Papież. Wokół latarni na Placu Św. Piotra ludzie palili znicze, rozkładali flagi narodowe i zostawiali kartki z podziękowaniami dla Jana Pawła II. Jedna kobieta napisała: “Święty Janie Pawle II, proszę Cię o zdrowie dla mego syna".

Odśpiewano Litanię do Wszystkich Świętych; ostatnie wezwanie skierowano do św. Faustyny.

I znów piękny gest: po obu stronach ołtarza stali kardynałowie Kościoła rzymskiego, tymczasem trumnę otoczyli półkolem hierarchowie katolickiego Wschodu. Dotychczas przy ołtarzu dominowały czerwień i biel; teraz pojawiły się także złoto, czerń, fiolet. Pod przewodnictwem koptyjskiego patriarchy Stephanosa II Ghattasa odśpiewano bizantyjskie nabożeństwo za zmarłych. Po kolejnych modlitwach zabrzmiał hymn: “Niech aniołowie zawiodą cię do raju...". Nadeszła pora złożenia do grobu.

Tłum wiwatował, machał chustami na pożegnanie, bito w dzwony i śpiewano - jak sobie życzył Jan Paweł II - Magnificat. Zanim procesja zniknęła za czerwoną kotarą z wizerunkiem Jezusa Zmartwychwstałego, którą przysłonięto wejście do Bazyliki, trumnę po raz ostatni odwrócono ku wiernym. Potem, przez Bramę Św. Marty, wniesiono ją do Grot Watykańskich.

Trumnę opasano czerwonymi wstęgami z pieczęciami Kamery Apostolskiej, Prefektury Domu Papieskiego, Urzędu Obrzędów Liturgicznych i Kapituły Watykanu. Cyprysową skrzynię włożono w większą, z drewna orzechowego, ocynkowaną wewnątrz. Na miejsce pochówku wybrano kryptę, gdzie spoczywał Jan XXIII, zanim - po beatyfikacji w 2000 r. - przeniesiono jego ciało do bocznego ołtarza na głównym poziomie Bazyliki.

Zgodnie z życzeniem Jana Pawła II ciało złożono wprost do ziemi. Śpiewano “Salve Regina". Była godzina 14.20. Od popołudnia w Rzymie padał deszcz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2005