„Refolucja”

Prof. ANDRZEJ PACZKOWSKI: Gdyby nie runął mur berliński, w Europie Środkowej nastąpiłoby wyhamowanie reform. Rozmawiała Patrycja Bukalska

03.11.2009

Czyta się kilka minut

Patrycja Bukalska: Co stało się jesienią 1989 r.? Rewolucja? Pokojowa rewolucja? "Wielka Zmiana", jak można tłumaczyć niemieckie słowo "Wende"?

Prof. Andrzej Paczkowski: Rewolucja jest zmianą, ale zmiana nie musi być rewolucją, bo zmiany mogą występować też w ramach ustroju, wtedy wypada określić je mianem reform. Dopiero gdy zmienia się ustrój, mamy albo rewolucję, albo tzw. deep systemic change - zmianę ustrojową, systemową. 20 lat temu mieliśmy w Polsce do czynienia ze zmianą ustrojową, a nie z rewolucją.

Zresztą w ogóle we wszystkich krajach komunistycznych Europy Środkowej w 1989 r. dokonała się nie rewolucja, lecz zmiana ustrojowa. Tylko w Rumunii były elementy rewolucji: lała się krew, przywódca ancien regime został rozstrzelany. Ale, paradoksalnie, skutki polityczno-ustrojowe były w Rumunii mniej rewolucyjne.

Być może należy sięgnąć po określenie ukute kiedyś przez Timothy’ego Garton Asha: że w 1989 r. w Europie Środkowej dokonała się "refolucja": coś pomiędzy rewolucją a reformą.

Jednak ta "refolucja" miała inny przebieg w Polsce i na Węgrzech, a inny w Czechosłowacji i NRD, gdzie jesienią 1989 r. nastąpiło nagłe "przyspieszenie".

Różne było tempo, kraje Europy Środkowej były w różny sposób przygotowane do zmiany ustrojowej, różne były też jej bezpośrednie czynniki sprawcze. Polska i Węgry odbiegały od reszty, gdyż proces zmian zaczął się tu wcześniej i bardziej ewolucyjnie. Inne kraje dołączyły później, jakby pod wrażeniem tego, co już działo się w tych dwóch. Dlatego można uznać, że u nich zmiana miała charakter wtórny. Z tym że przebieg był inny: inaczej niż w Polsce i na Węgrzech, w NRD i Czechosłowacji odbyła się pod naciskiem ulicy. Jesienią 1989 r. ludzie zaczęli masowo demonstrować i domagać się zmian. W NRD wielkie manifestacje z udziałem kilkudziesięciu tysięcy ludzi ruszyły na początku października w Lipsku. Odbywały się one również pod wrażeniem tego, co działo się na Węgrzech, czyli otwarcia granicy z Austrią i ucieczek dziesiątków tysięcy Niemców z NRD na Zachód, zresztą nie tylko przez Węgry. Tysiące obywateli NRD szukały wtedy azylu w ambasadach RFN w Pradze czy Warszawie. Ci, którzy nie uciekali, chcieli dać wyraz swemu protestowi. Później była już kulminacja, w postaci upadku muru berlińskiego, czyli otwarcia przez władze NRD granicy z Niemcami Zachodnimi. A potem się rozlało: Bułgaria, Czechosłowacja, na końcu Rumunia.

Jesteśmy przekonani, że daliśmy przykład, a np. Węgrzy, że u nich zmiany toczyły się niezależnie od Polski. Niemcy wskazują na Węgry i otwarcie przez nich granicy, co stworzyło presję na władze NRD. A jeden z czeskich historyków tak mówił: "W poszczególnych państwach myślano o własnym kraju na osi Moskwa-my-Zachód. Nikt nie zastanawiał się nad rolą sąsiadów".

Dziś nie tylko aktorzy ówczesnych wydarzeń, ale także historycy z Węgier, Czech, Słowacji czy Bułgarii twierdzą, że żadne zewnętrzne czynniki nie miały wpływu na ich kraje. Tymczasem zależności są ewidentne, choć empirycznie niesprawdzalne. Nikt nie robił wtedy badań opinii publicznej, by mieć twarde dane o nastrojach. Moim zdaniem to, co działo się w Czechosłowacji, a zwłaszcza w Czechach od połowy listopada 1989 r., było działaniem typowo naśladowczym po upadku muru berlińskiego 9 listopada. Jednak każdy kraj chce być dumny i uważa, że sam wszystko wynalazł. Faktem jest, że każdy kraj miał swą specyfikę, zresztą przez cały okres komunistyczny: inny był komunizm w Rumunii Ceauşescu, a inny na Węgrzech, w Czechosłowacji czy Polsce. To zróżnicowanie nie mogło pozostać bez wpływu na przebieg zmiany systemowej. Polska i Węgry są przypadkiem najbliższym takiemu modelowi zmiany, jaki wyprowadzili socjolodzy i politolodzy, badający zmiany ustrojowe w Ameryce Łacińskiej czy w Hiszpanii po śmierci Franco.

Jaki to model, łączący tak różne miejsca?

Jeden z nich sformułował Adam Przeworski, profesor politologii z New York University. Opisuje on, jakie warunki muszą być spełnione, aby w ogóle wejść w typ tzw. zmiany negocjowanej, tj. negocjowanej między starym reżimem a nowymi elitami. Mówiąc w skrócie: najpierw musi zaistnieć wyraźny kryzys systemu, jego legitymizacji i wiarygodności. Obojętne, czy dlatego że władze popełniają błędy polityczne, czy też nie funkcjonuje gospodarka. Musi być kryzys. On pomaga wygenerować się opozycji i ułatwia jej znalezienie kontaktu ze społeczeństwem. Z kolei władze, szukające recepty na opanowanie kryzysu, powinny podzielić się na "twardogłowych", którzy chcą strzelać, i "reformatorów", gotowych coś zmienić, aby w ten sposób zachować rządy. W każdym razie musi zostać zakwestionowana pozycja władz, bo to uruchamia procesy społeczne. Np. w PRL władza często była kontestowana, ale częściej kontestowano konkretną ekipę rządzącą niż system jako taki. Kontestacja systemu zaczęła się wraz z powstaniem opozycji demokratycznej, która musiała jeszcze znaleźć przełożenie na masy. W Czechosłowacji czy ZSRR też była opozycja, ale nie miała takiej możliwości działania jak opozycja w Polsce. U nas pojawiło się kilka czynników, które to umożliwiły: najpierw wybór Karola Wojtyły na papieża i jego pielgrzymka w 1979 r., co rozruszało społeczeństwo, a później strajki w sierpniu 1980 r. i powstanie Solidarności - alternatywnego ośrodka, dookoła którego mogła skupić się przynajmniej część społeczeństwa.

Czy przyspieszenie jesienią 1989 r. w NRD i Czechosłowacji brało się właśnie z ożywienia społeczeństw? Czy też bardziej decydowała międzynarodowa polityka?

Oba czynniki były powiązane. Gdyby społeczeństwa się nie ruszyły, wówczas Moskwa i władze tych krajów nie musiałyby nic robić, Gustáv Husák rządziłby w Czechosłowacji, a Erich Honecker w NRD.

Jednak celem Michaiła Gorbaczowa, gdy kilka lat wcześniej ogłosił pierestrojkę, nie była przecież zmiana ustrojowa w Europie Środkowej.

Elementem planu Gorbaczowa była w 1989 r. wymiana władz NRD i Czechosłowacji, ale oczywiście w ramach systemu: na innych komunistów, młodszych. Gorbaczow miał swój plan reformy ustroju. Widział niebezpieczeństwa, narastanie kryzysu gospodarczego i społecznego sprzeciwu. Rozumiał, że grozi to całemu systemowi. Wcześniej było inaczej, np. w Polsce w 1968, 1970 czy 1976 r. mieliśmy do czynienia z kryzysem ekipy rządzącej, a dopiero od 1980 r. już z kryzysem systemu, gdy powstała siła niezależna od partii. W ZSRR Gorbaczow nie działał pod presją ulicy, ale czuł presję rywalizacji międzynarodowej, miał świadomość katastrofy gospodarczej. Szukał wyjścia. Uważał, że może być nim reforma, oczywiście przy zachowaniu władzy przez komunistyczne elity. Dlatego popierał tych "podopiecznych", którzy też chcieli robić reformy, głównie Polaków i Węgrów, a ganił tych, którzy reform nie chcieli, jak Honecker czy Todor Żiwkow w Bułgarii. Z tym tylko, że mógł psioczyć na Żiwkowa i Honeckera, ale nie mógł im nic zrobić. Dopiero gdy ludzie wyszli na ulice, nastąpiło połączenie obu czynników: Moskwa nie daje już ochrony Honeckerowi i Żiwkowowi, ulica żąda ich odejścia, więc odchodzą.

Skoro mówimy o "refolucji", kluczowy staje się kompromis obu stron. Czy dążenie do niego cechowało także wydarzenia w NRD i Czechosłowacji?

W zarysowanym wyżej modelu było miejsce na przyspieszenia czy spowolnienia procesu zmian. Ale kluczowe było to, by po jednej i drugiej stronie wyłoniły się - i uzyskały przewagę w swoim "obozie" - siły skłonne do kompromisu, czyli "reformatorzy" w partii komunistycznej i "umiarkowani" w opozycji. Gdyby w listopadzie 1989 r. w kierownictwie partii komunistycznej w NRD przewagę wzięli "twardogłowi", nie zgodziliby się na otwarcie granicy. Oczywiście, ówcześni aktorzy nie zdawali sobie sprawy z istnienia takiego modelu, to opis dokonany po fakcie. Choć pewne sygnały były, np. w 1985 r. Adam Michnik napisał w więzieniu artykuł, w którym przywołuje "wzór hiszpański": negocjowanej zmiany ustrojowej. Przykład ten pokazał, że przejście od systemu niedemokratycznego do demokratycznego nie musiało nastąpić z użyciem siły - taką lekcję za swoją uznała część opozycji w Polsce końca lat 80. Z kolei we władzach zdawano sobie sprawę, że w opozycji takie propozycje są rozważane. A więc: "umiarkowani obu obozów, łączcie się".

Czy różny przebieg "refolucji" w różnych krajach zdeterminował kształt późniejszych zmian? Np. wolne wybory parlamentarne nastąpiły w Polsce dopiero we wrześniu 1991 r., znacznie później niż w Czechosłowacji.
To miało znaczenie bardziej symboliczne niż realne w tym sensie, że nie sprawiło, iż sytuacja polityczna, społeczna czy ekonomiczna Czechosłowacji różniła się od sytuacji Polski z tego akurat powodu, że tam wcześniej były wolne wybory. Całkowicie wolne wybory były wcześniej także w Rumunii i Bułgarii - i co z tego? W Bułgarii wygrali je komuniści. Natomiast Polska była najbliższa modelowego wzoru m.in. przez to, że już w 1980 r., a nawet w 1979 r. zostały tu uruchomione wielkie siły społeczne. Dużo zależało też od tego, czy w danym reżimie przeważały tendencje "twarde" czy "miękkie"; wtedy opozycja mogła (albo nie) poszerzać swój zasięg. W Czechosłowacji w styczniu 1989, przed rocznicą śmierci Jana Palacha, na Václavskim námesti demonstrowało kilka tysięcy osób. Ale to nie przełożyło się na masowy ruch. Inaczej było w listopadzie 1989 r., gdy ludzie zobaczyli, że demonstrować już można. Albo nawet wypada...

Podkreślamy, że koniec komunizmu zaczął się u nas, i ubolewamy, że rangę symbolu ma mur berliński. Ale czy nie jest tak, że gdyby mur nie padł i Niemcy się nie zjednoczyły, zmiany w Polsce musiałyby się zatrzymać?

Gdyby nie upadł mur berliński, zatrzymalibyśmy się na etapie rządu Tadeusza Mazowieckiego i prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. Przecież koalicjantem Mazowieckiego były niedawne "partie sojusznicze" PZPR, bo innych w Sejmie nie było. Podobnie na Węgrzech, gdzie również był "rząd koalicyjny".

Trwalibyśmy w takim stadium przejściowym?

Zapewne, choć to, co dziś postrzegamy jako stadium przejściowe, mogłoby przejść w stan permanentny. Wówczas pojawiłaby się pewnie tendencja, aby kraje Europy Środkowej uzyskały status państw neutralnych, między ZSRR/Rosją a Zachodem. Ale upadł mur w Berlinie i był to prawdziwy koniec porządku jałtańskiego. Podważenie tego porządku, stworzonego w 1945 r., nie byłoby możliwe bez zjednoczenia Niemiec.

Trwanie muru berlińskiego i wyhamowanie przemian w Polsce i innych krajach: czy to najczarniejszy z możliwych "scenariuszy alternatywnych"?

Nie sposób przewidzieć, jak zachowałby się aparat władzy, zwłaszcza resorty siłowe. Gdyby Polska pozostała taką enklawą z "Sejmem kontraktowym", z wicepremierem Kiszczakiem i prezydentem Jaruzelskim, wtedy możliwość odwrócenia biegu wydarzeń byłaby duża. Powiedziałbym, że - paradoksalnie - jakiemuś gwałtownemu odwrotowi z tej drogi mógł się wtedy sprzeciwić Gorbaczow, któremu nie na rękę byłaby destabilizacja w Polsce.

Czy różny przebieg roku 1989 określił ocenę zmian i pamięć zbiorową o tym czasie?

Istnieje tu wyraźny podział: z jednej strony są takie kraje jak Niemcy, Polska, Czechy, Słowacja i Węgry. Z drugiej - Rumunia i Bułgaria. W dwóch ostatnich komuniści wyszli z roku 1989 całkowicie obronną ręką, tam proces rozliczania przeszłości jest wyjątkowo trudny, odsuwany na boczny tor.

Ale w Rumunii zmiana miała postać niemal rewolucji.

Ale została ona błyskawicznie zmanipulowana przez postkomunistów, którzy przez następne lata mieli tam przewagę. W Polsce fakt, że SLD nie wygrywa za każdym razem wyborów, to jedno. A że połowa Polaków uważa, iż Jaruzelski miał rację wprowadzając stan wojenny - to drugie.

A jeśli chodzi o rozliczenia z komunizmem w innych krajach, poza Rumunią?

Widać tu duże różnice. W Polsce to się tak bardzo ciągnie, gdyż w odróżnieniu np. od Niemiec i Czechosłowacji, gdzie szybko podjęto decyzje prawne, w Polsce było to odkładane. Przecież ustawę lustracyjną przyjęto dopiero w 1998 r., a IPN powstał w 2000 r. Tymczasem w byłej NRD archiwa Stasi otwarto już w 1992 r.

Jesienią 1989 r. w NRD likwidacja Stasi była jednym z postulatów demonstrantów, a potem tematem negocjacji władz z opozycją. Stasi zaczęto likwidować w styczniu 1990 r., gdy jeszcze rządzili komuniści.

NRD jest specyficznym przypadkiem, bo została wchłonięta przez inne państwo. Po zjednoczeniu Niemiec konstytucja była ta sama, struktury istniały, nie było problemu z budową nowych instytucji. Natomiast w Polsce było wiadomo, że trzeba będzie coś zrobić ze Służbą Bezpieczeństwa. Już w 1989 r. gen. Kiszczak, który stał na czele MSW do lipca 1990 r., zaczął reorganizować SB, zdając sobie sprawę, że w dotychczasowej formule nie da się jej utrzymać. Choć była to tylko kosmetyka: zmieniano nazwy pionów, kilka tysięcy ludzi przesunięto do milicji itp.

Czy Gorbaczow nie docenił dynamiki zmian w 1989 r.?

Nie tylko jej nie przewidział, ale został nią zaskoczony. On na początku miał poczucie, w jakich sektorach muszą nastąpić zmiany, jeśli, jak sądził, system ma przetrwać: w gospodarce, a także w życiu społeczno-politycznym, ale ostrożnie. Przecież sam siebie by nie obalał. W Polsce rządzący mieli zresztą podobny problem. Przykład drobny, ale znamienny: w maju 1989 r., już po Okrągłym Stole, konferencja partyjna uchwaliła dokument przygotowany przez Biuro Polityczne PZPR o "likwidacji resztek stalinizmu" - jak ostrożnie! Gorbaczow nie miał więc żadnego konstruktywnego planu, wydarzenia go goniły, zwłaszcza gdy gospodarka zaczęła się rozsypywać. W sferze, nazwijmy to, niematerialnej Gorbaczowa dobiło zjednoczenie Niemiec: miliony sowieckich żołnierzy zapłaciły za pokonanie faszystów, a tu Niemcy się jednoczą. I dlaczego? Bo tak im się podoba, a Moskwa musi zabierać wojska. Po prostu koniec. Dlatego Gorbaczow nigdy się nie podniesie w oczach rosyjskiej opinii.

Chciał zmienić system, a przyczynił się do obalenia powojennego porządku, w którym ZSRR odgrywał rolę głównego gracza: fatalne, z jego punktu widzenia.

No tak, zrobił coś, czego nie chciał zrobić. Ale pamiętajmy, że dostał Nobla. Więc summa summarum opłaciło mu się.

Prof. ANDRZEJ PACZKOWSKI (ur. 1938) jest historykiem, pracownikiem PAN, członkiem Kolegium IPN. W latach 80. redagował podziemne Archiwum Solidarności. Autor szeregu książek o Polsce w XX w.; m.in. "Droga do »mniejszego zła«. Strategia i taktyka obozu władzy, lipiec 1980 - styczeń 1982" (2002), "Wojna polsko-jaruzelska" (2006), "Trzy twarze Józefa Światły" (2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2009