Jak Michaił Gorbaczow przegrał Europę Środkową

Jego celem nie był rozpad, lecz ocalenie Związku Sowieckiego. Ceną, jaką był gotów za to zapłacić, była „finlandyzacja” Europy Środkowej. Ale 30 lat temu sprawy wyrwały mu się spod kontroli.

04.11.2019

Czyta się kilka minut

Na okładce: transparent podczas Aksamitnej Rewolucji w Pradze pokazywał emocje demonstrujących / NAF DEMENTI
Na okładce: transparent podczas Aksamitnej Rewolucji w Pradze pokazywał emocje demonstrujących / NAF DEMENTI

Opowieść o polityce Michaiła Gorbaczowa – od 1985 r. sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, tj. najwyższego przywódcy – wobec sowieckiego „imperium zewnętrznego” rozpocząć należy... w grudniu 1981 r. Przyszły lider był wówczas sekretarzem Komitetu Centralnego i najmłodszym członkiem Politbiura. W kluczowym posiedzeniu sowieckiego kierownictwa nie wziął jednak udziału.

„Doktryna Andropowa”

Tego dnia, 10 grudnia 1981 r., tematem obrad stała się prośba Wojciecha Jaruzelskiego o wsparcie wojskowe, przekazana przez marszałka Wiktora Kulikowa, dowódcę wojsk Układu Warszawskiego. Niezależnie od intencji premiera PRL, odebrano ją jako wezwanie do wprowadzenia wojsk sowieckich do Polski. Kolejni mówcy przypominali, że już wcześniej zdecydowano, iż polscy komuniści muszą sobie radzić sami.

Najdalej posunął się Jurij Andropow, od blisko 15 lat kierujący KGB. „Nie możemy ryzykować. Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski. Jest to słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem, jak rozwinie się sprawa z Polską, ale jeśli nawet Polska będzie pod władzą »Solidarności«, to będzie to tylko tyle. Ale jeśli na Związek Sowiecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia o różnego rodzaju sankcjach ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie to bardzo ciężkie. Powinniśmy przejawiać troskę o nasz kraj, o umacnianie Związku Sowieckiego” – mówił człowiek stojący na czele aparatu policyjno-represyjnego.

Na te słowa – zdawałoby się, zdumiewające – nikt nie zareagował. Ani Michaił Susłow (mianowany jeszcze przez Stalina), ani „żelazny” szef dyplomacji Andriej Gromyko, ani minister obrony marszałek Dmitrij Ustinow. Także schorowany Leonid Breżniew, sekretarz generalny, w milczeniu przyjął kres doktryny nazywanej jego imieniem od roku 1968, gdy wojska Układu Warszawskiego wkroczyły do niepokornej Czechosłowacji.

W ten sposób władcy Związku Sowieckiego przekroczyli ważną granicę: dopuścili do siebie i zaakceptowali myśl, że za cenę umocnienia własnego kraju można zrezygnować z pełnej kontroli nad Europą Środkową. Wtedy jednak, w grudniu 1981 r., „doktryny Andropowa” nie trzeba było wprowadzać w życie: w PRL trzy dni później Jaruzelski proklamował stan wojenny.

Przyspieszenie z kłopotami

Andropow wyciągnął jednak wnioski z polskiego kryzysu – i gdy w 1982 r. objął władzę po śmierci Breżniewa (jak się okazało, tylko na półtora roku), podjął próby reform, które miały zapobiec eksplozji społecznego niezadowolenia. Gorbaczow, który został „numerem jeden” wiosną 1985 r. – po tym, jak zniecierpliwiona szybką śmiercią także następcy Andropowa, Konstantina Czernienki, sowiecka wierchuszka postawiła na niego, wtedy dopiero 54-latka – kontynuował strategię Andropowa, swego mentora.

Ogłoszone przez niego programy „uskorienia” (przyspieszenia), „pierestrojki” (przebudowy) i „głasnosti” (jawności) miały rozwiązać problemy Związku Sowieckiego – od niewydolnej gospodarki i administracji po brak społecznego zaufania do władz. Oczywiście, miały one także wpływ na sytuację w Europie Środkowej, choćby przez ośmielanie poszczególnych społeczeństw do żądania podobnych zmian (prowadziło to niekiedy do niezwykłych sytuacji, jak wprowadzony jesienią 1988 r. przez władze NRD zakaz dystrybucji sowieckiego pisma „Sputnik”).

Jednak podstawowe znaczenie miało stopniowe wprowadzanie w życie „doktryny Andropowa”. Pierwszy sygnał przywódcy państw bloku otrzymali już w kwietniu 1985 r. Gorbaczow oświadczył wówczas, że „każda z bratnich partii samodzielnie określa swoją politykę i jest za nią odpowiedzialna przed swoim narodem”.

Jak wspominał po latach, nie wszyscy wtedy „zdali sobie sprawę ze znaczenia tych słów”. A sytuację dodatkowo skomplikowało opublikowanie w czerwcu przez dziennik „Prawda” (organ władz sowieckich) artykułu, którego autor – podpisany enigmatycznie „Władimirow” – krytykował zbyt niezależną politykę niektórych państw bloku. Autorem okazał się Oleg Rachmaninow, twardogłowy zastępca kierownika Wydziału Państw Socjalistycznych Komitetu Centralnego. Gorbaczow spacyfikował ten bunt, ale musiał odbyć serię rozmów z liderami niektórych państw, tłumacząc, że tekst ten nie był oficjalnym stanowiskiem Kremla.

Dalej tak nie można

Nowe podejście do relacji z państwami bloku Gorbaczow uzasadniał zarówno względami ekonomicznymi, jak i politycznymi. Podczas posiedzenia Biura Politycznego 3 lipca 1986 r. stwierdził: „Wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że relacje z państwami socjalistycznymi weszły w inny etap. Jak było – dalej nie można. Metody, które stosowano w odniesieniu do Czechosłowacji [w 1968 r.] i Węgier [w 1956 r.], są niedopuszczalne”. Po chwili dodał: „Nie możemy naśladować przeżytków Kominternu... »administracyjne metody kierowania« przyjaciółmi. (...) niepotrzebne nam to – takie »kierownictwo«. To oznacza brać ich na swój kark. Przede wszystkim – gospodarka”.

Słowa te padły tuż po powrocie sowieckiego kierownictwa z PRL, gdzie odbywał się pierwszy od 1981 r. zjazd Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wkrótce potem ekipa Jaruzelskiego podjęła pierwszą próbę kontrolowanych reform.

Wizytę w Polsce Gorbaczow relacjonował także na kolejnym spotkaniu Politbiura 11 lipca. Niestety, wciąż nie znamy kompletnych protokołów z tych spotkań, dysponujemy jedynie roboczymi notatkami. Nie jest więc w pełni jasne, w jakim kontekście padła uwaga: „Jeśli nie utrzymamy Polski, to nie zdołamy też utrzymać NRD”. Bardziej jasne są słowa „będziemy musieli zmierzyć się z Katyniem”, jak też komentarz na temat zadłużenia PRL, które wymusza współpracę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (co nie wszystkim się na Kremlu podobało). Co ciekawe, zdaniem Gorbaczowa wcześniejsze ogłoszenie pierestrojki mogło zapobiec wydarzeniom Sierpnia ’80.

Wkrótce też, w listopadzie 1986 r., Gorbaczow przedstawił – po raz pierwszy na szerszą skalę – swoje założenia nowych relacji między Moskwą a jej satelitami; stało się to podczas narady przywódców państw Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. W zachowanym protokole z późniejszego posiedzenia władz sowieckiej partii widoczny jest entuzjazm, z jakim przyjęto efekty tego spotkania. Gorbaczow powiedział wręcz, że „osiągnęliśmy [tam] więcej, niż przez lata”, a samo spotkanie oznaczało swoistą „ratyfikację” nowego kursu przez cały blok wschodni.

Towarzysze się opierają

Wkrótce jednak okazało się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana.

W styczniu 1987 r. na Kremlu z troską omawiano krytykę pierestrojki ze strony Ericha Honeckera, przywódcy Niemiec Wschodnich (NRD). Zarzucał reformom gospodarczym w Związku Sowieckim, iż przypominają rozwiązania z Jugosławii; nie spodobała mu się też rehabilitacja Andrieja Sacharowa (jednego z czołowych sowieckich dysydentów). Z kolei przywódca Bułgarii Todor Żiwkow pozwolił sobie na sugestię, że polityka Gorbaczowa może przynieść podobne skutki jak destalinizacja zapoczątkowana przez Chruszczowa, która zakończyła się rewolucją na Węgrzech. Lider Czechosłowacji Gustáv Husák niby chwalił Moskwę, ale nie robił nic, by wdrożyć u siebie jakiekolwiek reformy. Gorbaczow tłumaczył te reakcje z jednej strony niewystarczającą atrakcyjnością nowego projektu, a z drugiej zaawansowanym wiekiem wspomnianych towarzyszy i faktem zbyt długiego sprawowania przez nich władzy.

Najistotniejsze było jednak inne jego stwierdzenie: „W naszym interesie leży, aby nie obciążano nas odpowiedzialnością za to, co się u nich dzieje, i za to, co może się wydarzyć”.

Te słowa, wypowiedziane w duchu „doktryny Andropowa”, wymagają umieszczenia w szerszym kontekście polityki zagranicznej Gorbaczowa. Jej głównymi elementami były kolejne propozycje rozbrojeniowe, dążenie do wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu (gdzie były od 1979 r.), ofensywa wizerunkowa na Zachodzie i dążenie do zacieśnienia więzów między krajami RWPG a Europejską Wspólnotą Gospodarczą (poprzedniczką obecnej Unii).

Wszystkie te elementy spajał podstawowy wątek: stan sowieckiej gospodarki. Jej uratowanie od całkowitego załamania wymagało z jednej strony odciążenia od ogromnych wydatków militarnych, a z drugiej wielkich inwestycji i nowych technologii, a te zaś dostarczyć mógł jedynie Zachód.

Wizja „finlandyzacji”

Jaką rolę odgrywała w tym wszystkim nasza część kontynentu? Gorbaczow liczył, że może ona stać się pomostem do krajów jednoczącej się Europy, i że reformy w krajach bloku uwiarygodnią jego politykę w oczach Zachodu. Jednocześnie pragnął zabezpieczyć się przed ryzykiem, że kolejny kryzys na miarę tych z lat 1956, 1968 czy 1980-81 zniweczy jego wysiłki i zrujnuje relacje z Zachodem. Już w 1987 r. na Kremlu rozważano częściowe wycofanie Armii Sowieckiej z regionu. Stopniowo rysował się model jego „finlandyzacji”: zamiany bezpośredniej dominacji Kremla na subtelniejsze narzędzia wpływu (nazwa nawiązuje do modelu fińskiego po 1945 r., gdy Finlandia ocaliła niepodległość w polityce wewnętrznej, ale za cenę ograniczeń w polityce zagranicznej).

W kolejnych miesiącach wszystko wydawało się podążać we właściwą stronę. Prezydent USA Ronald Reagan, po początkowych wahaniach (i publicznym wezwaniu sowieckiego lidera do zburzenia muru berlińskiego), godził się na politykę rozbrojenia. W grudniu 1987 r. podpisano traktat o likwidacji rakiet średniego i krótkiego zasięgu, a w czerwcu 1988 r. porozumienie między RWPG i EWG, które otwierało drogę do bliższej współpracy. Kreml zaczął wycofywać wojska z Afganistanu. Zachodni politycy coraz chętniej odwiedzali Moskwę. Na Zachodzie narastała prawdziwa „gorbimania”: Gorbaczow stał się tam ulubieńcem mediów i obiektem sympatii dużej części społeczeństw. Popularność zyskiwało jego hasło „wspólnego europejskiego domu”.

Satelici nie nadążają

Tymczasem narastającym problemem był brak wystarczającej reakcji w państwach bloku na wezwanie do reform. Lokalne wersje „pierestrojki” ograniczały się do czczych deklaracji lub nic nieznaczących zmian personalnych. Nawet dotychczasowego prymusa – Wojciecha Jaruzelskiego – Gorbaczow musiał motywować do dalszych reform podczas swej wizyty w PRL w lipcu 1988 r.

Paradoks sytuacji polegał na tym, że ogłoszony wcześniej koniec mieszania się w wewnętrzne sprawy państw bloku wiązał sowieckiemu liderowi ręce. Nawet tam, gdzie widziano kandydatów na potencjalnych reformatorów (jak Lubomír Štrougal w Czechosłowacji), nie zdecydowano się na ingerencję. W tym ostatnim przypadku Gorbaczow odwoływał się do zgoła nieortodoksyjnego słownictwa: „Boże broń, abyśmy szli do nich z naszymi przemyśleniami na temat ich pierestrojki”.

W dodatku narastające problemy gospodarki sowieckiej prowokowały do zmian w relacjach z krajami Europy Środkowej także w tym obszarze. Sowieckie kierownictwo było przekonane, że wspiera kraje bloku (zwłaszcza przez dostawy surowców), które jednocześnie zadłużają się na Zachodzie i żyją na kredyt. W marcu 1988 r. Gorbaczow stwierdził wprost: „W relacjach z RWPG musimy się przede wszystkim troszczyć o nasz naród”. Nie sposób nie usłyszeć w tym zdaniu echa cytowanych na wstępie słów Andropowa.

W połowie 1988 r. Gorbaczow musiał się już mierzyć także z innymi problemami. Wewnątrz sowieckiej partii narastał opór przeciw jego działaniom; liderem konserwatystów stał się Jegor Ligaczow, jego dotychczasowy sojusznik. Narastało wrzenie w republikach, obok dążeń do większej autonomii pojawiały się napięcia narodowościowe.

Publiczny kres „doktryny Breżniewa”

Odpowiedzią Gorbaczowa stała się „ucieczka do przodu”. W wymiarze wewnętrznym były to kolejne reformy ekonomiczne i zapowiedź wyborów na Zjazd Deputowanych Ludowych (zaplanowano je na marzec 1989 r.). W polityce zagranicznej początek nowej ofensywy dyplomatycznej wyznaczyła wizyta Gorbaczowa w Nowym Jorku. Entuzjastycznie przyjęty, na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ niespodziewanie ogłosił jednostronną redukcję sił sowieckich w Europie o 500 tys. żołnierzy, w tym wycofanie z Czechosłowacji, NRD i Węgier 5 tys. czołgów (tj. głównej siły uderzeniowej). Zapowiedział też reorganizację sił sowieckich w krajach sojuszniczych i przekształcenie ich w jednostki obronne.

Gorbaczow wiązał z tym wystąpieniem ogromne nadzieje. W gronie współpracowników określał je jako „Nowe Fulton”. Było to nawiązanie do słynnej mowy Winstona Churchilla z marca 1946 r., traktowanej jako symboliczny początek zimnej wojny. Gospodarz Kremla uważał, że w Nowym Jorku ją zakończył. Był przekonany, że w ten sposób zapewni sukces dla swojego planu ratowania Związku Sowieckiego.

Jednak przykrą niespodzianką stała się polityka George’a Busha, nowego prezydenta USA. Wychowany w starej szkole George’a F. Kennana (w latach 40. i 50. architekta amerykańskiej „polityki powstrzymywania” Sowietów), Bush nie wierzył w szczerość intencji Gorbaczowa i uważał, że Reagan był zbyt łatwowierny. Kilka dni przed zaprzysiężeniem wystosował do sowieckiego lidera list z zapowiedzią, że będzie potrzebował „trochę czasu” dla przemyślenia wzajemnych relacji i wypracowania stanowiska. Sprawę postawił jasno podczas pierwszej rozmowy telefonicznej z Gorbaczowem po objęciu urzędu w styczniu 1989 r.: językiem sportowym poprosił o „czas” (time out), czyli realnie o zawieszenie rozmów sowiecko-amerykańskich.

Problem polegał na tym, że czego jak czego, ale czasu Gorbaczow nie miał. Nie mogąc kontynuować negocjacji z USA, wiosną 1989 r. skupił się na ofensywie dyplomatycznej w Europie. Jej ukoronowaniem było przemówienie w Radzie Europy w Strasburgu, wygłoszone 6 czerwca. Gorbaczow promował w nim wizję „wspólnego europejskiego domu”, zapowiadał dalsze rozbrojenie i przede wszystkim deklarował, że każdy kraj może wybrać odpowiadający mu ustrój polityczny i ekonomiczny.

W ten sposób ogłosił publicznie kres „doktryny Breżniewa”.

Niemiecki przełom

Zmiany, które w pierwszej połowie roku 1989 zachodziły w Europie Środkowej, Gorbaczow przyjmował początkowo ze spokojem. W styczniu 1989 r. na posiedzeniu Politbiura bez emocji rozważał możliwość, że któregoś dnia Węgry mogą zechcieć przystąpić do wspólnot europejskich. Wprost odmawiał wsparcia dla pierwszego sekretarza tamtejszej partii Károlya Grósza, przeciwnego reformom (Grósz odejdzie w październiku).

Początek obrad Okrągłego Stołu w Polsce przyjęto na Kremlu publikacją w „Nowych Wremiach” wywiadu z Lechem Wałęsą. Nadano mu charakterystyczny tytuł: „Elastyczny człowiek z żelaza”. Po czerwcowych wyborach w PRL sowieccy dyplomaci gratulowali liderom polskiej opozycji, w lipcu Adama Michnika zaproszono do Moskwy, a kilka tygodni po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego szef sowieckiej dyplomacji Eduard Szewardnadze stwierdził publicznie, że „nie ma też granicy tolerancji dla zachodzących w Polsce przemian”, gdyż Związek Sowiecki „nie ustanawia porządku dla innych państw”.

Jak się wydaje, taka granica jednak wówczas istniała: było nią pozostanie NRD w sowieckiej strefie wpływów. Stąd tak dużą uwagę Gorbaczow przywiązywał do przygotowania swojej wizyty w NRD, zaplanowanej na październik – 40. rocznicę powstania państwa wschodnioniemieckiego. Z jednej strony nie chciał wspierać chwiejącego się już reżimu Honeckera, ale z drugiej nie chciał dystansować się od NRD jako osobnego niemieckiego państwa.

Ostatecznie wydarzenia w Dreźnie, Lipsku, Berlinie i innych miastach NRD – gdzie na ulice zaczęły wychodzić dziesiątki, a potem setki tysięcy ludzi – skłoniły Kreml do stopniowej rezygnacji z jakichkolwiek ograniczeń. 3 listopada podczas posiedzenia Politbiura Szewardnadze stwierdził, iż „lepiej byłoby, żeby sami [działacze partii w NRD] pozbyli się muru”. Gorbaczow zaś uznał, że „jeśli stracimy NRD, nie wytłumaczymy tego narodowi. Ale bez pomocy RFN nie utrzymamy jej na powierzchni”.

9 listopada mur berliński został otwarty. Mało kto zdawał sobie sprawę, że wydarzenie to – w połączeniu z zapowiedzią wolnych wyborów w NRD – uruchomi dynamikę, w której zjednoczenie Niemiec będzie jawić się już jako czynnik stabilizujący sytuację w Niemczech Wschodnich.

Do upragnionego przez Gorbaczowa kolejnego szczytu sowiecko-amerykańskiego doszło dopiero w początkach grudnia 1989 r. Oficjalne rozmowy w niewielkim stopniu dotyczyły Europy Środkowej. W kuluarach szepnął jeszcze Bushowi, iż kanclerz Helmut Kohl „za bardzo się spieszy z kwestią zjednoczenia Niemiec”. Więcej nie mógł zrobić – nie tymi narzędziami politycznymi, jakie mu pozostały.

Nieudany „Brześć nr 2”

Mimo coraz wyraźniejszej klęski swojej polityki, Gorbaczow próbował jeszcze znaleźć uzasadnienie dla utraty kontroli nad blokiem wschodnim. Podczas spotkania z najbliższymi współpracownikami 26 stycznia 1990 r., poświęconego kwestii Niemiec, użył wymownej analogii: „Był pokój brzeski nr 1 [zawarty w 1918 r. przez bolszewików z Niemcami i Austrią, kończący I wojnę światową na froncie wschodnim – red.], teraz jesteśmy w sytuacji »pokoju brzeskiego« nr 2”.

Warto przypomnieć, że podpisując w 1918 r. niezwykle niekorzystny traktat w Brześciu – oznaczający ogromne straty terytorialne – Lenin uratował władzę bolszewików w Rosji. Gorbaczow, który nie tylko w tej sytuacji postrzegał siebie jako nowego Lenina, sądził jeszcze, że rezygnując z prób odzyskania kontroli nad Europą Środkową, uratuje upadający Związek Sowiecki.

Nie wiedział, że procesów jego dezintegracji – po części zainicjowanych wszak przez niego samego, choć z inną intencją – nie był już w stanie powstrzymać. ©

ŁUKASZ KAMIŃSKI jest historykiem, specjalizuje się w dziejach Polski i Europy Środkowej w drugiej połowie XX wieku. W latach 2011-16 był prezesem IPN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Jesień Ludów 1989