Pstry koniu łaski

Podstawą do ułaskawienia powinna być niewinność. Tylko krystaliczna uczciwość mogłaby zmazać winę. To myśl absolutnie szczerozłota. Obecne prawo jest w tej sprawie szokująco kulawe, łasce głowy państwa podlegają przecież tylko przestępcy. We wszystkich komentarzach do prezydenckich ułaskawień, od bardzo dawna widać silnie żagwiący postulat naprawy.

15.03.2011

Czyta się kilka minut

Niemal zawsze spełniony akt łaski nadaje się - jak słyszymy - do analizy przez prokuratora, łamie karierę urzędnika, mającego z wnioskiem o łaskę do czynienia, i brzydko szczerbi wizerunek prezydenta.

Ułaskawienie stało się zatem oczywistym powodem do skrywania, a gdy skrycie przed opinią publiczną się nie uda, ogarnia nas wstyd. Ułaskawienia poruszają obywateli, skłaniają ich do prostego wniosku, iż prezydent jest w zmowie z półświatkiem, by nie powiedzieć wprost: że prezydent, w jakiejś mierze świadek zbrodni, próbuje ewidentną winę wbrew sprawiedliwości zamazać. Ułaskawienie jako powód do wstydu jest polskim, niezwykłym, to prawda, wkładem w dość prostą historię moralności.

Moja nieokiełznana skłonność do mądrych porad jest samobójcza. Otóż, owszem, bardzo chciałbym zostać ułaskawiony wedle wymyślonych przez siebie, klarownych przecież zasad. Z nadzieją, że ustawa dałaby mi możność wzięcia udziału w dorocznym, odbywającym się w pałacu prezydenckim, niemaskowym Balu Ułaskawionych. Byłyby owe bale momentem, w którym panny z najlepszych domów w Polsce miałyby okazję do spotkania osobników z niezwykle silną rekomendacją moralną. Z ułaskawionych tworzono by rodzaj korpusu, przypominającego ten złożony z absolwentów francuskiej szkoły administracji. Schodząc na ziemię, wiem jednak, że gdybym jako obywatel absolutnie niewinny został ułaskawiony zgodnie z ustawą ułaskawiającą ludzi niewinnych, to moje ułaskawienie zostałoby zbadane przez prasę z całą surowością. Jako niezwykle podejrzane, bo między prawem w Polsce a jego uznaniem społecznym mamy przecież ziejącą przepaść.

Nieułaskawiony, ale niewinny, w co mało kto tu uwierzy, chciałbym w kilku słowach pokazać dwie nader oryginalne koncepcje zdobywania pracy w telewizji publicznej. Obie emocjonujące. Pierwsza jest nowa, druga stara.

Pierwszą posługuje się Jan Pospieszalski. Polega ona w skrócie na szalenie wytrwałym rozsyłaniu aplikacji. Tę złożoną w telewizji znają już wszyscy w Polsce. Oszałamiające, ile ten dziennikarz otrzymał referencji i kontrreferencji, ile protekcji i kontrprotekcji. Czy nie można by go dla świętego spokoju zatrudnić? - pytam prezydenta Polski i sam siebie jako osobnik szary, niewinny i nieułaskawiony, ale skazany przecież na czytanie podań Pospieszalskiego, pytam pod pręgierzem dokonania wyboru. Twierdzenie, że Pospieszalski mógłby zagrozić swym programem jakości telewizji, jest naprawdę okropnie naciągnięte.

Dlaczego pytam prezydenta? Bo druga metoda wydaje się naturalniejsza. Zastosował ją pewien żwawy młodzieniec, który pracę oczywiście dostał. Poszedł najprostszą drogą, jaka wpada do głowy. Powołał się na Kancelarię Prezydenta. Przecież przy pielęgnowaniu owcy pracę dostaje tylko znajomy bacy. Baca, gdy znuży się aromatami żentycy, zostaje bibliotekarzem pod warunkiem, że zna wójta. Wójt z ambicjami musi znać starostę, by zaczepić się w powiecie. Starosta bez kontaktów jest nikim. Bez sekretów z życia marszałka może zapomnieć o pracy w marszałkostwie. Marszałek, jak to marszałek, zniechęcony marszałkowaniem może zostać nawet ministrem, pod warunkiem, że zna premiera. Premier jest kluczowym znajomym, bo dzięki znajomości z nim zostaje się prezydentem. A znając prezydenta, każdy dostanie pracę w telewizji. Czy redaktor Pospieszalski nie mógłby się zakolegować z prezydentem? - znów pytam, może nieco naiwnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2011