Przydatność do spożycia. Felieton Pawła Bravo

Jestem niepoprawnym sceptykiem, jeśli chodzi o urzędowo narzucone terminy przydatności – w przypadku serów i większości innych wyrobów z mleka wytłoczony na opakowaniu dzień to moment, kiedy dopiero robi się ciekawie.

24.10.2022

Czyta się kilka minut

 / PAWEŁ BRAVO
/ PAWEŁ BRAVO

Siedem dni realnie trzymała władzę ­nieszczęsna Liz Truss: tak przynajmniej oceniał to niedawno tygodnik „The Economist”. Czyli od objęcia urzędu aż po moment przedstawienia zabójczego – jak się okazało – projektu budżetu, minus okres żałoby po śmierci królowej, kiedy nic innego się nie liczyło i legendarna brytyjska służba cywilna radziła sobie sama z wyzwaniem. „Siedem dni, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi okres przydatności do spożycia sałaty” – napisał autor prestiżowego tygodnika, co natychmiast podchwycił jeden z brukowców. Redakcja kupiła za grosze główkę lodowej sałaty, nałożyła nań blond perukę, postawiła na blacie, po czym włączyła kamerkę nadającą w internecie transmisję pod hasłem: co wytrzyma dłużej – sałata czy premierka?

Po tygodniu znaliśmy już odpowiedź. Nieszczęsna Truss przejdzie do annałów jako pokonana przez obleśnie ufryzowaną sałatę, a po tej historii zostanie parę niebłahych spostrzeżeń natury politycznej i spożywczej. Oto wyjaśniono nam, że w rządzie najważniejszy jest minister finansów/skarbu, bo to od chwili jego zwolnienia było jasne, że dni pani premier są policzone, a od wyroku „rynków” nie przysługuje odwołanie. Dostrzegliśmy również, jak paskudną rolę odgrywa w polityce Twitter – wymuszający na wszystkich aktorach politycznych błyskawiczne, bo inni już też się rzucili pisać, reagowanie na byle co, bez odczekania choćby do wieczora, by rozumnie oszacować wagę jakiegoś zdarzenia lub wypowiedzi.

Poodbierać czynnym politykom dostęp do kont na czas kadencji – jest w tym ewidentny interes publiczny, ale wiem, że propozycja wyda się wam jednak wzięta z sufitu. Zejdźmy więc na kuchenną podłogę, bliżej spraw, w których rozeznaję się nie gorzej niż publicyści „Economista”. Wedle nich sałata wytrzymuje siedem dni... Co wy tam jecie w tym Londynie?! Do happeningu wzięto wprawdzie sałatę lodową, nieco trwalszą z racji struktury grubego liścia, ale poza lodówką nawet ta odmiana po tygodniu powinna być totalnie zwiędła, jeśli nie wręcz podgnita.

Jestem niepoprawnym sceptykiem, jeśli chodzi o urzędowo narzucone terminy przydatności – w przypadku serów i większości innych dobrych wyrobów z mleka wytłoczony na opakowaniu dzień to moment, kiedy dopiero robi się ciekawie. Ostatnio zjadłem jogurty z datą sierpniową, nie były jeszcze gorzkie, więc grzech wyrzucić. ­Widuję też ewidentne absurdy, jak dwuletnia data przydatności do spożycia miodu lub soli, która przeleżała bez szwanku w ziemi parę milionów lat, zanim organy Unii wydały z siebie rozporządzenie WE nr 178/2002, ­regulujące bezpieczeństwo żywnościowe. Ale jednak w przypadku warzyw i owoców wierzę w zepsucie i traktuję je jako rękojmię, że jem płód ziemi, a nie plastik. Boję się sałaty, która wytrzyma na blacie dłużej niż dwa dni. Dlatego kupuję ją tylko, kiedy jestem pewien, że zdążę do jutra zjeść. To wprawdzie tylko kłąb liści, ale żadnego jedzenia nie wolno z rozmysłem marnować.

Nie wiedzą o tym sfrustrowane szczeniaki, uprawiające ostatnio muzealny wandalizm „dla klimatu”. Nie nazwę ich, choć w kółko używają tego słowa, aktywistami przez szacunek dla prawdziwego aktywizmu, który oznacza co najmniej wytrwałą pracę i przekonywanie innych, a często też narażanie własnego tyłka i gotowość na represje gorsze niż dwie godziny spędzone na angielskim komisariacie. W ostatnich dniach Van Gogh w Londynie oberwał pomidorową z puszki, a Monet w Poczdamie purée ziemniaczanym. „Co jest więcej warte – życie czy sztuka?” – pytała po spełnionym akcie miotaczka zupy. Sprzeczność pozorna. Otóż sztuka, czy ściślej: jej wywyższony, prawie religijny status świadczy o tym, że podporządkowujemy się także ideom, nie tylko prostym potrzebom fizjologii żywienia i rozrodu. Aktywizm zaś odwołuje się i próbuje wydobyć na plan pierwszy porządek idei. Gdyby ludzie nie hołdowali sztuce, żadne inicjatywy dla przyszłości nie miałyby sensu.

Może niepotrzebnie próbuję filozofować, kiedy chodzi tylko o drakę, a żywności mamy tak dużo, że może stanowić rekwizyt polityczny. Podobno tutejszy premier pójdzie w odstawkę na wiosnę. Przetrwa więc tyle, co wór marchwi w chłodnej piwnicy, o ile redakcja naszego opozycyjnego tabloidu zechciałaby taki test przeprowadzić. Prezes Polski wydaje się za to wieczny jak miód, lepiej nic nie testować i zjeść od razu. To znaczy miód, nie prezesa. ©℗

Obraz

Goryczka w serze czy jogurcie to znak, że jest już niejadalny, ale znacie mnie – uwielbiam ją i szukam jej w warzywach. Ostatnio gospodarstwo Majlerta zrobiło warszawskim wege-łasuchom kochany prezent na koniec sezonu: zaczęli sprzedawać łodygi kardu. Szkoda, że zaraz zamykają, bo kard to prawdziwy król późnej jesieni. Część jadalna przypomina przerośnięty seler naciowy, a smakuje jak połączenie karczocha i selera. Obróbka jest prościutka: kroimy dla ułatwienia łodygi wzdłuż, ściągamy nożykiem grube włókna z wierzchu, podobnie jak się postępuje z selerem naciowym. Uwaga – brudzi ręce! Oskubane łodygi kroimy na krótsze kawałki, rzucamy na wrzątek na 10-15 minut, po czym możemy je poddusić krótko na oliwie z anchois albo zrobić zapiekankę. Prostokątną formę smarujemy masłem, obsypujemy bułką tartą, kładziemy równo obok siebie podłużne kawałki obgotowanego kardu, posypujemy garścią parmezanu i wylewamy cienką warstwę beszamelu. Na to kolejna warstwa kardu, sera i znów beszamel. Pieczemy w 180 stopniach około pół godziny albo do momentu, kiedy będzie pięknie zrumienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Wybrane teksty dostępne przed wydaniem w kiosku
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2022