Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Periodyki dzielą się na trzy grupy. Do pierwszej należą te, które trzymamy na półce, by przy kolejnym większym sprzątaniu wynieść je na makulaturę. Do drugiej - te, które podczas przeprowadzki pakujemy do kartonowych pudeł, by w nowym mieszkaniu natychmiast schować na strychu, w nadziei (zazwyczaj płonnej), że przy jakiejś okazji do nich wrócimy. Tak naprawdę rzadko mamy do czynienia z grupą trzecią: czasopismami zajmującymi w naszej bibliotece miejsce równorzędne z książkami.
Na moich kurczących się stale półkach nieusuwalną pozycję zajmuje "Autoportret. Pismo o dobrej przestrzeni", wydawane w Krakowie przez Małopolski Instytut Kultury. Trudno porównywać je z jakimkolwiek innym magazynem na naszym rynku. Wprawdzie "Autoportret" odnosi się bezpośrednio do architektury, urbanistyki czy designu, niespecjalnie można go nazwać "branżowym" czy - z drugiej strony - "life-stylowym". Choć niewątpliwie pełni funkcję edukacyjną, nie ma w sobie nic z poradnika. I mimo że przyciąga konsekwentną różnorodnością opracowania graficznego, nie nadaje się raczej do szybkiego przeglądnięcia w autobusie. Wymaga.
Pismo, ukazujące się zazwyczaj, choć nie zawsze, cztery razy do roku, stało się (i nie ma w tym krzty przesady) forum debaty o kondycji współczesnego człowieka. Wyjątkowym, bo punktem wyjścia do rozmowy zawsze jest tu przestrzeń, w której funkcjonujemy. Rozumiana jak najbardziej fizycznie. W "Autoportrecie" architektura, historia sztuki czy konserwacja zabytków wychodzą jednak w stronę antropologii, socjologii czy filozofii. Esej naukowy spotyka się z rasową publicystyką i wywiadem. Głosem równie ważnym mówią słowo i obraz.
Każdy numer ma charakter monograficzny. Pierwszy, który ukazał się na początku roku 2002, poświęcony był muzeom - co dowodzi zresztą, że autorzy projektu od początku byli bystrymi obserwatorami: właśnie wtedy stało się jasne, że musimy w Polsce na nowo określić funkcję i "metodologię działania" tych instytucji. Potem były m.in. biblioteki i dworce, blokowiska i ogrody, przestrzenie prywatne i przestrzenie władzy, przestrzenie pustki i przestrzenie światła... Każdy z tych tematów potraktowany został z zasadą zapisaną w tytule pisma: przestrzeń, jaką wokół siebie tworzymy, jest wszak naszym autoportretem, przymiotnik "dobra" zaś ma nie tylko wymiar funkcjonalny i estetyczny.
Świetny numer 24, pt. "Śmierć w Europie Środkowej" pozwala np. dostrzec pomieszanie melancholii i ironii, które w tym rejonie nadal towarzyszy myśleniu o śmierci - co daje się zauważyć np. w wiedeńskim muzeum obrzędów pogrzebowych, w nazwach polskich zakładów pogrzebowych albo na słynnym rumuńskim Wesołym Cmentarzu. Przy okazji trzeba podkreślić "geograficzny" rozmach krakowskiego pisma - swoim opisem sięga tak odległych obszarów jak Chiny (choć skupiony jest na naszym rejonie Europy i Włoszech).
Niedawno w księgarniach pojawił się numer 27, poświęcony przestrzeniom wirtualnym, które nie oznaczają tu wyłącznie surfowania po internecie i gier komputerowych (choć i one mają tu oczywiście swoje miejsce). Znajdziemy tu również tekst Zoltána Gyalókaya o zabytkach wirtualnych, czyli o tym, jak nowe technologie - bez ingerowania w obecny kształt obiektu - pozwalają wyobrazić sobie zachodzące w nim w ciągu wieków zmiany. Albo opowieść Jarosława Trybusia o niezrealizowanych projektach dwudziestolecia międzywojennego. Artur Wabik pisze o świecie, który z zaangażowaniem budują tzw. AFOL-e (skrót od Adult Fans of Lego), czyli wierni sympatycy najsłynniejszych klocków świata. Andrzej Święch - o tym, jak cyberprzestrzeń uratowała literaturę science fiction przed popadnięciem w schematyczność. Nasz redakcyjny kolega Grzegorz Jankowicz - o regułach gry ekfrastycznej, czyli o tworzeniu języków opisujących obiekty wizualne...
Skąd tak szeroka skala? Jak pisze Magdalena Petryna, redaktorka ostatniego numeru: "To, co wirtualne, może być odbiciem, światem idei, zapamiętanym wycinkiem rzeczywistości funkcjonującym w zbiorowej świadomości, tworem elektronicznym. W każdym z tych wypadków wirtualność pozostaje w dynamicznej relacji ze światem fizycznym, niejednokrotnie wpływając na jego kształt i, co ważne, nie dotyczy to tylko teraźniejszości, ale także odległej przeszłości". Siłą numeru jest umiejętne - równie zdyscyplinowane (odnoszące się do architektury), co otwierające (interdyscyplinarne) - zdefiniowanie tematu. W tym kontekście intrygują też zapowiedzi następnych edycji: redakcja poświęci je pojęciu bezkresu i przestrzeniom kolonialnym.
Czego zatem można życzyć redakcji młodego, ale samoświadomego pisma? Chyba tego, by udało jej się zbudować wokół niego szerokie, rozdyskutowane i refleksyjne środowisko. Ten proces już się raczej rozpoczął. Więc może jeszcze anglojęzycznej wersji każdego numeru? Bo "Autoportret" to świetny produkt eksportowy.