Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
By nie iść na łatwiznę i nie brnąć w zbędne złośliwości, postawmy się w sytuacji człowieka, który po bardzo wielu latach chodzenia do szkół, po latach gadania w języku ojczystym, nie umie jednak od słowa „cybernetyka” wyprowadzić „nazwy specjalisty w tej dziedzinie nauki”. Tę operację jesteśmy winni Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, bowiem stawiając takie zadanie na maturze, niechybnie podejrzewa istnienie kogoś takiego. Przyjmijmy zatem, że nie potrafimy. Że jesteśmy dopuszczonymi do matury abstynentami w mowie i piśmie. Przed nami dwa obszary gotowe do rozważań.
Pierwszy obejmuje pytanie proste: jakim cudem dotarliśmy do matury z języka polskiego na poziomie podstawowym? Skąd znaleźliśmy się w klasie maturalnej, jakim zbiegiem szczęśliwych dla nas zaniedbań pedagogicznych wdziewamy dziś, gdy kasztan złowrogo kwitnie, garnitur – choć winniśmy kiblować nasty rok w maluszkach, odziani w rajtuzy i wyposażeni w śliniak? Jakim cudem dostaliśmy przywilej wzucia tradycyjnej czerwonej podwiązki, przynoszącej na maturze szczęście? Odpowiedzi na te pytania nie ma, nie tylko na te, ale na wszystkie do zadania możliwe. Ta sytuacja stawia nas w roli najbardziej niezwykłego pełnoletniego uczestnika procesu egzaminowania w historii, i to nie tylko w dziejach matur świata tego. Trzeba rzec, że ten obszar, wymagający omówienia szerszego, traktujemy tu skrótowo, z niechęcią i podejrzeniem, że nikt wokół nas nie rozumie żadnych omówień. Autorytet CKE zdaje się to potwierdzać.
Obszar drugi obejmuje rozważanie na temat otoczenia dzisiejszego maturzysty-niemowlaczka, który nie zna słowa „cybernetyka” i nie umie nim operować językowo na żadnym poziomie. Doświadczenie podpowiada, że otoczenie (zwane też środowiskiem) bywa bardzo niewykształcone, zwyrodniałe, patologiczne, ba, pijane, ale rzadko milczące. Nawet wśród takich ludzi używanie nazw zawodów, a zwłaszcza jednego z nich, jest krwistym przykładem, że CKE zabrnęło w czarnowidztwo zbyt pochopnie.
Tyle omówień, czas na wnioski. Nasuwają się dwa. CKE wykazała dobrą wolę wobec rozhisteryzowanej opinii publicznej, co nazwijmy przychyleniem jej nieba. Otóż cytowane, punktowane zadanie maturalne ma najpewniej wyprzedzić akcję społeczną, której pierwowzorem jest walka o godne dzieciństwo sześciolatków, których wedle jej aktywistów nie powinno się posyłać do szkoły. Całkiem możliwe, że rodzice maturzystów szykowali się z wnioskiem do Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, by ta maksymalnie złagodziła okrucieństwo, jakie przynosi wchodzenie w dorosłość. Drugi wniosek jest właściwie przypuszczeniem: CKE zrobiła selekcję wśród marzących o zawodzie cybernetyka, chce wyłuskać tych, którzy marzenia tego nie są w stanie sformułować. To dziwne, ale najwyraźniej prawdopodobne.