Przed wielkim wybuchem

Zadziwiające, jak wiele oczekiwań z nim nadal łączymy. Zginął 40 lat temu, a my - przynajmniej niektórzy - spodziewamy się, że coś jeszcze powie, jeszcze coś nam da.

15.01.2007

Czyta się kilka minut

Zbigniew Cybulski (1927-1967) /
Zbigniew Cybulski (1927-1967) /

Do artystycznego spadku po Cybulskim sięga się zbyt rzadko: przy okazji okrągłych rocznic lub gdy trzeba nadać znaczenie pustym z natury terminom - jak "idol", "postać kultowa". Albo kiedy, na podstawie genialnej roli w "Popiele i diamencie", chcemy zrozumieć postawy ocalałego z wojny, na zawsze przetrąconego pokolenia. Starszy o rok, prawdziwy AK-owiec Tadeusz Konwicki nie lubił filmu Wajdy. We "Wschodach i zachodach księżyca" pisał jednak o "nieziemskim pierwiastku" Cybulskiego: "był jakimś tajemniczym transformatorem naszych emocji, naszych uniesień, naszych miłości. W co je przemieniał, dokąd nadawał i jaki to miało cel?". Dziś dziennikarz radia Tok FM pyta Kazimierza Kutza - co jego przyjaciel sądziłby o współczesnej Polsce. Traktujemy Cybulskiego jak magiczną kulę, lustro, które ma pokazać nam "prawdę" o nas samych, o naszych czasach. Na jego filmowe emploi projektujemy prywatne i obywatelskie troski.

Przyznaję: jestem ciekaw, jakich wyborów dokonywałby dziś Zbigniew Cybulski, patriota i społecznik. Bardziej interesują mnie jednak pytania Konwickiego: co było jego "prawdą"? W co nas "przemieniał, dokąd nadawał"?

Na szczęście jest do czego się odnosić. Napisano zbiory wspomnień, pozostały dokumenty, listy. I przede wszystkim filmowe role: wielkie - kapitan Alfons van Worden w "Rękopisie znalezionym w Saragossie" Hasa, Kowalski-Malinowski w "Salcie" Konwickiego, Maciek w "Szyfrach" również Hasa - i mniejsze... Paleta ponad 30 postaci: w każdej tak samo autentyczny jak w opowieściach przyjaciół, przyćmiewa otoczenie.

Poczucie autentyzmu, niepowtarzalnej jedności Cybulskiego-aktora i Cybulskiego w "cywilu" wyjaśniał Andrzej Wajda: "przystępując do pracy nad rolą, Cybulski mało zastanawiał się nad linią dramatyczną postaci, którą miał zagrać. Wydawało się, że w niewielkim stopniu również analizował charakter człowieka, którego miał odtworzyć na ekranie lub na scenie. Odnoszę wrażenie, że wszystkie grane przez siebie postacie traktował podobnie. Byli to ludzie wyposażeni w jego osobowość i przeżywali jego rozterki i problemy".

Grał siebie, był sobą. O tej drugiej stronie wiemy dużo. Buchający od nadmiaru energii harcerski zastępowy w Dzierżoniowie, bezdyskusyjnie akceptowany wódz-organizator (któż inny założyłby w krakowskiej szkole aktorskiej AZS i zapisał do niego... wszystkich studentów?). W teatrach studenckich na Wybrzeżu zgodnie z maksymą Xawerego Dunikowskiego "wąchał czas" - sztuką. Potem szybka, obfita kariera filmowa, szukanie ról na miarę jego talentu. Z żoną przeprowadził się do stolicy - zagubiony, niezdolny do stabilizacji puer aeternus. Wędrowiec w pionierkach, z nieodłącznym, pełnym prywatnych skarbów chlebaczkiem. Gawędziarz, który potrafił rozmawiać z każdym; dla niektórych zgorzkniały mitoman. Pił, miał kompleks swego wyglądu. Chował w sobie traumę okupacyjnego dzieciństwa; tamten lęk pchał go ciągle do przodu.

Był, wedle określenia przyjaciela, "radosny poważnie". W przywołanym wywiadzie Kutz mówi o dwóch tematach nocnych rozmów. "Pierwszy to Polska - jego troska o Polskę, jego cierpienie nad Polską. Żył rzeczywistością, spostrzegał różne rzeczy i wściekał się potwornie na genetyczną amoralność tamtego ustroju. To w jego filmach gdzieś przecieka - to gorące, podskórne gotowanie się sprawami dotyczącymi nas tutaj". Urodzony idealista, który szukał okazji do bohaterstwa. Podziwiał prawych krewnych, ludzi z zasadami: stryja Marcina Jaruzelskiego i wuja Bogdana. Czuł odpowiedzialność "za wszystkie małe miasteczka w Polsce".

I drugi temat rozmów, oczywisty - kobiety. Zjednywał je jako nieśmiały, "komediowy amant" (Kutz), odwoływał się do ich macierzyńskich instynktów.

W tych rocznicowych dniach i Polskę, i kobiety u Cybulskiego znalazłem w mieście, w którym go pochowano. W katowickim Centrum Sztuki Filmowej, w ramach tygodnia z jego filmami wyświetlono - na sali ledwie kilkanaście osób - dwa nieczęsto obecne w kinach obrazy.

Ciekawy zbieg okoliczności - w obu są sceny zabawy, gdy Cybulski pojawia się z czarną opaską na oczach. W szwedzkim "Kochać" Jörna Donnera ("Att älska", 1964) gra "chadzającego własnymi drogami" agenta turystycznego z południa, podrywacza, który tym razem związuje się na stałe. Louise (gra ją piękna Harriet Andersson), młoda wdowa, dzięki Fredrikowi poznaje miłość i samą siebie. Cybulski i Andersson bawią się na planie, dokazują, jakby skąpej fabule i kiepskiemu scenariuszowi chcieli dodać frywolnych cech. Cybulski znów przerasta rolę, każdą dogodną sytuację wykorzystuje do odegrania jakiegoś oswajającego gestu, humoreski. Np. tej w knajpie, kiedy prosi o ogień kobietę z sąsiedniego stolika, po czym siada obok niej zbyt blisko. Na zdumione spojrzenia kobiety i jej towarzysza reaguje niewyraźnym uśmiechem, kilka razy nieznacznie odsuwa się, zaciągając się papierosem i krztusząc coraz bardziej ze śmiechu. Cieszy go udana, zaimprowizowana scena?

Obraz drugi to nowela Andrzeja Wajdy ze zbioru "Miłość dwudziestolatków" (1962, po latach bronią się tylko etiudy Wajdy i Truffauta). Cybulski ratuje w zoo dziewczynkę, staje się jednodniowym bohaterem, a potem obiektem zgrywy na studenckiej prywatce. Dla młodszych o pokolenie ludzi (o dziecięcych jeszcze twarzach Englerta, Opani, Damięckiego) jest, ze swoim odżywającym wspomnieniem powstania i przerwanej egzekucji, jedynie słabowitym pijaczkiem, "nudziarzem". I tu jego radość jest dla nich zbyt poważna.

Przyłapuję się na "mówieniu Cybulskim" - w pogawędkach z taksówkarzem, konduktorem, w rozmowie z przyjaciółką. Spotkanie z ekranowym Cybulskim działa - mimo jego wahań, pęknięć, neurastenii - jak zastrzyk dobrej energii, szczerej życzliwości, jakiejś mądrej troski. "Lekko przytyta bomba neutronowa ruchu psychicznego, intelektualnego i emocjonalnego, zagęszczona do niemożliwości materia człowiecza na chwilę przed wielkim wybuchem" - charakteryzował go Konwicki. Cybulski reprezentuje pewną kulturę osobistą, przynależną, niestety, tamtej epoce. Powagę tam, gdzie potrzebna. A kiedy indziej - poetycką wyobraźnię, "niewinne czarowanie". Ruchliwe, całym sobą - jego słynna gra ciałem - osadzenie w konkretnej sytuacji; przewrotne, autoironiczne gagi rodem z satyrycznego teatrzyku, które pomagają przekłuć balon nieznośnie fałszywych tonów. Urządzić świat na chwilę po swojemu. Być może to wizerunek wyidealizowany, ale nie potrafię temu zaradzić.

"Codzienny, uwielbiający kontakty, bratający się, lubiący rzeczy duże i mocne słowa" - takim zapamiętał go Jerzy Afanasjew. Nie będę zgadywał, jakie sądy Cybulski wygłaszałby o kolejnych rządach. Wolę wyobrazić sobie, jakie filmy mógłby nakręcić - planował reżyserski debiut z Marleną Dietrich... Myślę, że tej naszej trywialnej niekiedy rzeczywistości dodałby ożywczej, lekkomyślnej barwy.

W "TP" 3/2007 o obecności mitu pisze także Marek Bieńczyk - w 50 lat po śmierci Humphrey'a Bogarta

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2007