Proces w odcinkach

Podczas kolejnej odsłony procesu przeciw twórcom niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” jako świadek występował historyk prof. Bogdan Musiał. Jego zeznania mogą okazać się przełomowe.

27.11.2016

Czyta się kilka minut

B. żołnierz AK Zbigniew Radłowski podczas procesu, Kraków, 18 lipca 2016 r. / Fot. Jacek Bednarczyk / PAP
B. żołnierz AK Zbigniew Radłowski podczas procesu, Kraków, 18 lipca 2016 r. / Fot. Jacek Bednarczyk / PAP

Proces wytoczyli: 92-letni dziś b. żołnierz AK Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Pozwani – to niemiecka telewizja ZDF oraz producent serialu, firma UFA Fiction. Skarżący poczuli się urażeni wizją twórców serialu, którzy pokazali ich jako antysemitów i nacjonalistów współpracujących z Niemcami. Podczas poprzedniej rozprawy (w lipcu) Radłowski, uczestnik powstania warszawskiego i b. więzień obozu Auschwitz-Birkenau, mówił o serialu: „świadoma robota niemiecka”.

Pod specjalnym nadzorem

Aby dostać się na salę K-626 w nowej części krakowskiego Sądu Okręgowego, trzeba przejść przez drobiazgową kontrolę. Na sali głównie dziennikarze. A także świadek – prof. Bogdan Musiał, historyk. Jeszcze przed emisją serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” dostał do obejrzenia robocze wersje 1. i 3. odcinka. Mogło to być na przełomie września i października 2012 r.

Jak mówi – stało się to „przez przypadek”. Materiały z nieukończonego serialu przekazała mu Anja Greulich, współreżyserka jednego z dwóch 45-minutowych filmów dokumentalnych towarzyszących serialowi. Profesor obejrzał oba odcinki. W krakowskim sądzie zeznał, że stwierdził wówczas, iż są w nich „ogromne błędy”, zaś twórca scenariusza „nie miał pojęcia, co się działo podczas wojny na Wschodzie”. Jego zdaniem twórcy serialu posługiwali się kliszami, wykazując się brakiem historycznych i geograficznych kompetencji. Jako przykład podał scenę pacyfikacji wioski Ukraińców, która została umiejscowiona przez twórców serialu w okolicach... Bydgoszczy.

Po przekazaniu swoich uwag Anji Greulich prof. Musiał otrzymał z ZDF scenariusz całego serialu i naniósł swoje uwagi. Na ich podstawie, po rozmowie z historykiem, miała ona sporządzić notatkę dla ZDF. Konsultacje nie były objęte umową; profesor nie otrzymał za nie pieniędzy. Jednak sugerowane przez niego poprawki zostały ostatecznie uwzględnione, częściowo.

Dokument o antysemityzmie?

Przed sądem prof. Musiał stwierdził, że w serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” pokazano pewne klisze myślenia o Polakach w Niemczech, powielane w przestrzeni publicznej od co najmniej dwóch dekad. Według profesora podobnych klisz producenci z ZDF szukali w wypowiedziach historyków w powstającym (już po serialu) filmie dokumentalnym.

Jeszcze przed nagraniem wywiadu z prof. Musiałem zapytano go podczas rozmowy w siedzibie ZDF w Moguncji, czy nie będzie miał oporu przed mówieniem o polskim antysemityzmie. Odpowiedział, iż antysemityzm istniał na terenach Polski okupowanej przez Niemców i Rosjan, ale że nie może być on głównym tematem filmu dokumentalnego, który „usprawiedliwia” błędy z produkcji fabularnej.

Wówczas usłyszał, że decydują o tym względy finansowe i żadnych „dokrętek” do ukończonego serialu nie można już zrobić. W serialu pozostała więc m.in. kuriozalna scena z transportem Żydów przewożonych bydlęcymi wagonami, który został zatrzymany przez oddział AK. Przed sądem historyk podkreślił, że historycznie nie jest ona po prostu możliwa. Wskazał też na wiele innych błędów rzeczowych – jak choćby trasa transportu kolejowego Żydów z Berlina do Auschwitz, która wiodła przez Lwów...

W rozmowach z producentami z ZDF prof. Musiał podkreślał, że emisja serialu w takim kształcie, w jakim zobaczył go w wersji przesłanej przed premierą, może wywołać międzynarodowy skandal, sami Polacy zaś „mogą się poczuć skrzywdzeni tym filmem”. W Krakowie Musiał zeznał, że po niemieckiej premierze serialu, podczas rozmowy z Anją Greulich, usłyszał od niej: „Miał pan rację, wskazując na błędy i ostrzegając przed międzynarodowym skandalem”. Podziękowała mu także za uwagi dotyczące scenariusza, które „były ostrzeżeniem dla ZDF”.

Historycy-konsultanci

W dwuczęściowym cyklu dokumentalnym „Unsere Mütter, unsere Väter. Die Dokumentation” nie zacytowano prof. Musiała, choć nagranie wywiadu z nim trwało ok. 4-6 godzin. W dokumencie wystąpił za to inny konsultant ZDF – niemiecki historyk Christian Hartmann, autor wielu prac z historii Wehrmachtu, który podkreślił, że polscy partyzanci pomagali Niemcom tropić i zabijać Żydów.

Prof. Musiał sprzeciwiał się przed sądem takiemu stawianiu sprawy. Sytuacja na okupowanych terenach Polski – dowodził – była bowiem skomplikowana. W Kraju Warty partyzantka była śladowa, w Generalnym Gubernatorstwie oddziały AK zaczęły działania w terenie dopiero w 1943 r. Natomiast na okupowanych przez Sowietów Kresach mogło się zdarzyć, że AK broniła miejscowej ludności z jednej strony przed banderowcami, a z drugiej przed bandami, których członkami byli Żydzi, ukrywający się po lasach i napadający na miejscową ludność w poszukiwaniu jedzenia.

Kontekst tych wydarzeń jest taki – konkludował przed sądem profesor Musiał – że stworzyły je wojna i trwająca wiele lat okupacja. Jeśli zapomnimy o tym kontekście, to zostaną nam określenia: „akowscy antysemici”, „polscy bandyci” i „mordercy Żydów”.

Z kolei jednym z pięciu konsultantów serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” został prof. Julius H. Schoeps – dyrektor Centrum Studiów Europejsko-Żydowskich im. Mojżesza Mendelssohna na Uniwersytecie Poczdamskim i autor wydanego w Polsce „Nowego leksykonu judaistycznego”.

W sądzie prof. Musiał tak skwitował kompetencje Schoepsa: „Wie tyle o Polsce, co ja o Japonii. Jego specjalnością jest historia Żydów w Niemczech”.

Po premierze serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” (marzec 2013) prof. Schoeps powiedział w wywiadzie dla „Deutsche Welle”, że nie jest „ekspertem od spraw polskich”, ale stwierdził też, że serial nie jest tendencyjny i nie ma w nim przekłamań historycznych. Po premierze serialu w Polsce (czerwiec 2013) wziął udział w debacie. Widzowie TVP usłyszeli wówczas od niego, że „w Armii Krajowej były grupy antysemickie”. Historyk podkreślił, że niemiecki serial nie jest dokumentem, ale fabułą. Przypomniał przy okazji Jedwabne i Kielce jako przykłady polskiego antysemityzmu. Dodał, że jest „Żydem i niemieckim obywatelem i prawdopodobnie przez to ma trochę inny punkt widzenia na wydarzenia sprzed lat niż ktoś, kto Żydem nie jest”.

To nie koniec procesu. Podczas jednej z kolejnych rozpraw przed krakowskim sądem prof. Schoeps ma mówić o potencjalnym prawdopodobieństwie przedstawionych w serialu wydarzeń oraz „historycznej wiarygodności kreacji postaci fikcyjnych w kontekście braku rzekomego naruszenia dóbr osobistych przez pozwanych”. Proces w odcinkach trwa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2016