Polonia non leguntur

Wizja „polskich antysemitów” i „akowskich kolaborantów”, którą powiela film niemieckiej telewizji publicznej ZDF, nie jest w Niemczech niestety niczym nowym. Podobnymi kliszami posługiwała się propaganda komunistycznej NRD.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Pomnik Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty z 1972 r. w berlińskim parku Friedrichshain (stan obecny). / Fot. Rafał Żytyniec
Pomnik Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty z 1972 r. w berlińskim parku Friedrichshain (stan obecny). / Fot. Rafał Żytyniec

Sposób, w jaki twórcy zrealizowanego przez niemiecką telewizję ZDF filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” przedstawili żołnierzy Armii Krajowej, poddany został w polskich i niemieckich mediach słusznej krytyce [patrz „TP” nr 14 – red.]. Główny zarzut sprowadzał się do stereotypizacji akowców jako ugrupowania złożonego z antysemitów.

Jednak niewielu krytyków pokusiło się o odpowiedź na pytanie, na czym konkretnie ta stereotypizacja polega. Sięgając bowiem głębiej w pokłady niemieckich stereotypów o polskim sąsiedztwie oraz tzw. przezwyciężaniu przeszłości (jak Niemcy nazywają rozliczenia z historią), okazuje się, iż twórcy filmu – świadomie lub nie – odwołują się do sposobu mówienia o niemieckiej winie i postrzegania Polskiego Państwa Podziemnego, jaki charakteryzował „antyfaszystowską” politykę historyczną i propagandę komunistycznej NRD.

NRD I ZBIOROWA ABSOLUCJA

Podstawą polityki historycznej, prowadzonej przez cały okres istnienia NRD – „pierwszego niemieckiego państwa chłopów i robotników” – była doktryna antyfaszystowska. Klasowa interpretacja zbrodniczego systemu III Rzeszy wykluczała indywidualną winę i odpowiedzialność za zbrodnie nazizmu. Winni byli nie „Niemcy” jako tacy, lecz „inni” – „imperialiści, kapitaliści i monopoliści”, a kontynuatorów tych tradycji dopatrywano się głównie w Niemczech Zachodnich i w ogóle w zachodnim imperializmie.

Rządząca NRD mniejszość – w postaci rzeczywiście prześladowanych przez nazistów komunistów – udzieliła więc zbiorowej absolucji obywatelom swego kraju: w imię współdziałania przy budowie nowego ustroju, władza była gotowa przymknąć oko na ich nazistowską przeszłość, wpajając im zarazem przekonanie, że są lepszymi Niemcami, którzy pilnie odrabiają lekcję trudnej przeszłości. Główną instancją czuwającą nad kreowaniem antyfaszystowskiej polityki historycznej był Komitet Antyfaszystowskich Bojowników Ruchu Oporu NRD.

Oparta na walce klas antyfaszystowska ideologia była ponadto wygodną furtką do obejścia dzielącej Polaków i Niemców przepaści, w postaci jakże asymetrycznej pamięci II wojny światowej. Celem polityki historycznej NRD było od początku stworzenie wspólnej, polsko-niemieckiej pamięci wojny, w której miejsce mógł znaleźć jedynie komunistyczny ruch oporu. Ponosząca główny ciężar walki z okupantem Armia Krajowa skazana była na zapomnienie. W NRD silnie akcentowano ponadto jej rzekomy antysemityzm i „kolaborację z okupantem”, kopiując najgorsze wzory wczesnej propagandy PRL.

„AKOWSCY KOLABORANCI”

Książką, która przez lata kształtowała wschodnioniemieckie wyobrażenia o AK, była wydana w 1954 r. powieść o Powstaniu Warszawskim „Unternehmen »Thunderstorm«”. Autorem był urodzony w 1927 r. w Magdeburgu Wolfgang Schreyer, w późniejszych latach popularny w NRD autor wysokonakładowych powieści sensacyjnych.

Książka miała wiele wznowień, jej łączny nakład sięgnął 200 tys. egzemplarzy. Opisując przywódców Armii Krajowej oraz rząd londyński i środowisko polskiej emigracji, autor sięgnął po cały zestaw wspomnianych stereotypów. „»Nie lubię Polaków (...). Wiesz, kim oni są? Są faszystami, nie lepszymi od Niemców...«” – takie zdanie o Polakach wypowiada angielska żołnierka. Przywódcy polskiej emigracji są ponadto „takimi samymi antysemitami jak Hitler”, który, eksterminując Żydów, odjął Polakom „w gruncie rzeczy kawał roboty” – jak twierdzi małżeństwo przebywających w Londynie polskich Żydów. Powstanie Warszawskie jest z kolei wspólnym przedsięwzięciem generała „Bora” Komorowskiego i Niemców. Określany jako „przedstawiciel półfaszystowskiego reżimu Piłsudskiego”, dowódca AK pertraktuje w powieści Schreyera z warszawskim SS i wspólnie ustala wybuch Powstania, a zadaniem AK ma być prowadzenie wojny partyzanckiej na tyłach Armii Czerwonej.

Przeciwieństwem „akowskich kolaborantów” są, jak można się spodziewać, żołnierze Armii Ludowej. Ich komunistyczny internacjonalizm pozwala na ufne przyjęcie we własne szeregi niemieckich komunistów, którzy zdezerterowali z Wehrmachtu. Pojawia się tu więc mit wspólnej walki polskich i niemieckich antyfaszystów, silnie eksploatowany w latach późniejszych przez historiografię i propagandę NRD.

ZA WASZĄ I NASZĄ WOLNOŚĆ?

Apogeum konstruowania wspólnej pamięci II wojny światowej był Pomnik Polskiego Żołnierza i Niemieckiego Antyfaszysty, odsłonięty w maju 1972 r. w berlińskim parku Friedrichshain. Pomysł jego zbudowania wysunęły w 1965 r. Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (jedyna legalna organizacja kombatancka w PRL-u) i Komitet Antyfaszystowskich Bojowników Ruchu Oporu NRD.

Początkowo pomnik miał upamiętniać tylko wkład Polaków w wyzwolenie Berlina i walkę z faszyzmem. Jak pokazują ówczesne dokumenty, stronie polskiej bardzo zależało, by stanął on w prominentnym miejscu w stolicy, najlepiej na Pariser Platz obok Bramy Brandenburskiej. Władze NRD nie kwapiły się z tym, chcąc początkowo ograniczyć inicjatywę do niewielkiego pomnika. Sprawa nabrała przyspieszenia od momentu, gdy w 1966 r. Marian Spychalski i Mieczysław Moczar podsunęli stronie enerdowskiej pomysł upamiętnienia „wspólnej walki obu krajów przeciwko faszyzmowi”.

Na projekt pomnika rozpisano konkurs. Ale żaden polski projekt nie znalazł uznania w oczach Niemców, gdyż wszystkie „budziły wrażenie pomników zwycięstwa Armii Polskiej”. Ostatecznie znaleziono kompromis: połączenie projektów rzeźbiarza z NRD Arnda Wittiga i polskich artystów Zofii Wolskiej i Tadeusza Łodziany. Na lokalizację wybrano park w dzielnicy Friedrichshain, gdzie umieszczono kilka innych podobnych pomników.

Założenie pomnikowe składa się z dwóch połączonych pylonów o wysokości 15 m (umieszczono na nich godła PRL i NRD), ścian o długości 30 m (z napisem w języku polskim i niemieckim: „Za naszą i waszą wolność. Für eure und unsere Freiheit”) i monumentu przedstawiającego scenę solidarnej walki polskich żołnierzy i niemieckich antyfaszystów. Umieszczone tablice upamiętniały tylko Ludowe Wojsko Polskie, niemieckich antyfaszystów i Armię Czerwoną. O formacjach podległych w latach 1939-45 legalnemu rządowi RP, w tym AK, nie wspominano (dopiero w 1995 r. pomnik uzupełniono o tablice wyjaśniające okoliczności jego powstania i poszerzające krąg upamiętnionych także o żołnierzy Państwa Podziemnego).

Pomnik pełnił funkcję centralnego miejsca, gdzie polskie i niemieckie delegacje składały w Berlinie wieńce z okazji rocznic rozpoczęcia i zakończenia II wojny światowej. Funkcję tę pełni zresztą do dziś – ambasada RP w Berlinie corocznie z okazji rocznicy wybuchu wojny organizuje przy nim ceremonię złożenia wieńców.

STEREOTYP NIEPRZEMAKALNY

Opisany powyżej stereotyp AK przetrwał w niezmienionej formie do końca istnienia NRD, a polityka historyczna tego państwa chętnie sięgała po publikacje polskich historyków, badających rzekomą wspólną walkę polskich i niemieckich antyfaszystów.

Jedną z nich była przetłumaczona na niemiecki w 1975 r. książka komunistycznych historyków wojskowości Władysława Góry i Stanisława Okęckiego „Walczyli o nowe Niemcy. Niemieccy antyfaszyści w ruchu oporu na ziemiach polskich” (wydanie polskie 1972); autorzy akcentowali w niej rzekomy antysemityzm i profaszystowskie sympatie polskiego podziemia. „Reakcyjność” AK akcentowała też wydana w 1988 r. w Berlinie książka „Braterstwo klasy – braterstwo broni. Wspólne rewolucyjne tradycje militarne Narodowej Armii Ludowej NRD i Armii Polskiej”, choć tu wyciszono aspekt antysemityzmu i faszyzmu.

Poprzez takie i szereg innych podobnych publikacji, historycznych i beletrystycznych, wykreowano więc „nieprzemakalny” stereotyp, będący częścią tzw. antyfaszystowskiego mitu założycielskiego NRD. Jego główną cechą była eksternalizacja winy za zbrodnie nazizmu: winni byli klasowo interpretowani „faszyści”, do których – obok Niemców – z powodzeniem można było zaliczyć „reakcyjne” kręgi społeczeństwa polskiego.

POLSKA: KRAJ NADAL NIEZNANY

Wydawało się, że upadek NRD i zjednoczenie Niemiec położyły kres manipulacjom historycznym. Czy jednak aby na pewno? Daleki jestem od oskarżania twórców filmu „Nasze matki, nasi ojcowie” o bezmyślne powielanie propagandy rodem z NRD. Drugi program niemieckiej telewizji publicznej ZDF poświęca dużo miejsca audycjom krytycznie przedstawiającym różne aspekty historii III Rzeszy. Uważam też, że wysuwane przez część polskich mediów ryczałtowe oskarżenia o fałszowanie historii przez Niemców także nie są do końca prawdziwe. Żadne społeczeństwo nie jest monolitem, a konkurencja różnych, czasem przeciwstawnych wyobrażeń o przeszłości jest częścią demokracji.

Na czym polega więc lapsus (mówiąc bardzo łagodnie), który przytrafił się twórcom filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”? Obraz Polaków, jaki się w nim pojawił, pokazuje, że Polska i jej historia pozostają w dalszym ciągu w Niemczech nieznane, choć istnieje wiele profesjonalnych ośrodków zajmujących się badaniem i popularyzacją wiedzy o wzajemnych stosunkach.

Czyżby więc aktualne pozostawało hasło „Polonia non leguntur” profesora Klausa Zernacka, odnoszące się do braku zainteresowania Polską przez niemiecką historiografię? Patrząc jednak na niedostatki polskiego postrzegania współczesnych Niemiec, którego ikoną jest Erika Steinbach, zaryzykować można też twierdzenie odwrotne: „Germania non leguntur”...

Stąd też żywotność stereotypów, o których pochodzeniu twórcy filmu ZDF chyba nie do końca zdają sobie sprawę. Jedno przynajmniej napawa optymizmem: w odróżnieniu od odgórnie zadekretowanej ideologii panującej w NRD, dziś oba kraje mogą toczyć ze sobą otwartą dyskusję o przeszłości.


RAFAŁ ŻYTYNIEC jest kulturoznawcą, prowadzi Dział Historyczny Muzeum Historycznego w Ełku; współpracownik Polsko-Niemieckiego Instytutu Badawczego w Collegium Polonicum w Słubicach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013