Oprawcy mimo woli

Miał to być wkład do „przełamywania lodów”, które w Niemczech ciągle jeszcze utrudniają rozmowę o tamtej wojnie między odchodzącą generacją jej uczestników a pokoleniami ich dzieci i wnuków. Wyszło zgoła inaczej.

01.04.2013

Czyta się kilka minut

Opowieść serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” zaczyna się latem 1941 r. / Fot. ZDF
Opowieść serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” zaczyna się latem 1941 r. / Fot. ZDF

Nigdy jeszcze – tak obiecywali producenci tego filmu – okropności II wojny światowej nie pokazano w filmie niemieckim tak drastycznie i prawdziwie jak w serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, wyemitowanym w drugim programie telewizji publicznej ZDF w trzy wieczory przed Wielkanocą.

Rzecz jasna, po takich zapowiedziach przed telewizorami zasiadła połowa Niemiec, by jeszcze raz się dowiedzieć, co złego uczynili rodzice czy dziadkowie – z punktu widzenia oglądalności ZDF osiągnął duży sukces. Ale to, co zobaczyli widzowie, było kolejnym już eposem o „cierpieniach niemieckich oprawców”. Sprzeczność? Bynajmniej. Oczywiście, film ZDF pokazał też niemieckie zbrodnie, w całej brutalności. Rzecz jednak w tym, że większość Niemców sportretowano tu jako oprawców mimo woli: jako ludzi dobrych, niezepsutych, którzy musieli pójść na wojnę jawiącą się jako coś zewnętrznego, jak kataklizm natury. Zupełnie inaczej wyglądają tu Rosjanie: to dzikie bestie, mordujące rannych jeńców niemieckich i gwałcące pielęgniarki. I Polacy: polscy partyzanci z AK, występujący w tym filmie, to bez wyjątku fanatyczni antysemici.

PIĄTKA Z BERLINA

Filmowa opowieść zaczyna się latem 1941 r. wraz z atakiem Niemiec na dotychczasowego sojusznika, Sowietów – tak jakby ludobójcza wojna Hitlera nie zaczęła się w 1939 r. atakiem na Polskę i jakby prześladowania Żydów w Niemczech nie zaczęły się w 1933 r. Centrum narracji tworzą losy piątki młodych przyjaciół z Berlina. Na początku spotykają się w berlińskiej knajpce, by opić rozstanie: większość idzie na wojnę, a jeden do podziemia.

Wilhelm, podporucznik, chce być dobrym i „czystym” żołnierzem; tymczasem na froncie wschodnim musi zabić sowieckiego komisarza strzałem w tył głowy; z czasem rozczarowany, zdezerteruje. Jego młodszy brat Friedhelm, idealista i początkowo kompanijny oferma, zamieni się w cyniczną maszynę do zabijania. Viktor, Żyd, próbuje uciec z Niemiec, ale zostaje aresztowany; na terenie okupowanej Polski udaje mu się uciec z transportu do kacetu i dołączyć do polskich partyzantów. Jego dziewczyna Greta zdradza go, nawiązuje romans z oficerem SS, robi karierę jako śpiewaczka wykorzystywana przez propagandę – ale, koniec końców, trafi do więzienia gestapo i zostanie stracona.

Wreszcie Charlotte, zwana Charlie: zakochana w Wilhelmie, zostaje pielęgniarką-ochotniczką w szpitalu na froncie wschodnim – najpierw widzimy jej upadek, gdy denuncjuje rosyjską Żydówkę, a potem odkupienie, gdy zaczyna doradzać rannym, jak uniknąć powrotu na front. Odkupienia doświadczy też Friedhelm: w ostatnich dniach wojny świadomie odda swe życie, aby uratować przed pewną śmiercią oddział zmobilizowanych nastolatków, którzy wierzą jeszcze w „ostateczne zwycięstwo”.

Obraz tyleż atrakcyjny, co nierzeczywisty.

WOJNA: ANONIMOWE FATUM

Rzecz jasna, każdy film historyczny to poruszanie się po krawędzi między fikcją a faktami. Jednak proporcja między tymi dwoma czynnikami musi być rozumnie wyważona – tymczasem w tym filmie jest ona zupełnie ignorowana. Pomińmy już nieścisłości czy sytuacje jak z bajki, gdy piątka bohaterów, w tym nawet Viktor, spotyka się co chwila – na wielkiej przestrzeni okupowanej Europy Środkowej i frontu wschodniego.

Głównym problemem eposu „Nasze matki, nasi ojcowie” jest jednak jego przesłanie, trafiające do współczesnego widza. Przesłanie, że młodzi Niemcy w swej masie zostali uwikłani w winę jedynie za sprawą dramatycznych wojennych okoliczności. Wojna jawi się tu jako anonimowe fatum, przed którym jednostka nie mogła uciec. W tym serialu „naziści to zawsze ci inni” – krytykował trafnie dziennik „Tagesspiegel”. A że filmowa opowieść zbudowana jest sprawnie – i przede wszystkim tak, że widz natychmiast utożsamia się emocjonalnie z piątką bohaterów – efekt jest taki, że odczuwać zaczynamy również swego rodzaju zrozumienie dla ich okropnych czynów: nie popełniają ich przecież z przekonania, lecz dlatego, że skłonił ich do tego – można też rzec: oszukał, zmusił – zbrodniczy system.

Na koniec niemiecki widz może więc odetchnąć: to prawda, zwykli Niemcy robili rzeczy straszne, ale nie mieli innego wyboru – a poza tym inni, na przykład Polacy, nie byli wcale lepsi. „W ten sposób nawet straszliwe zbrodnie mogą się jawić do pewnego stopnia jako wybaczalne grzechy” – pisze dziennik „Die Welt”, krytykując, że w ten sposób niemiecka telewizja publiczna „w niedopuszczalny sposób zaciera różnicę między oprawcami a ofiarami”, zastępując dyskusję o niemieckiej zbrodni stulecia na Żydach – dyskusją o niemieckich ofiarach (warto odnotować, że film bagatelizuje wręcz prześladowania Żydów w Niemczech – można by odnieść wrażenie, że aż do 1941 r. ich życie tu było zupełnie normalne).

POLACY JAK ESESMANI

Szczególnie perfidna jest tu próba zaszufladkowania polskiego podziemia, Armii Krajowej, jako gromady fanatycznych antysemitów – rzec można, najbardziej prawdziwych antysemitów podczas II wojny światowej.

 Do leśnego oddziału AK trafia mianowicie jeden z piątki bohaterów, niemiecki Żyd Viktor, po ucieczce z transportu. Akowcy nie wiedzą, że jest Żydem. Chwalą się, że Żydów „topią jak koty”; ich dowódca twierdzi, że potrafi „wywąchać Żyda”. Apogeum następuje w wyjątkowo obrzydliwej scenie, gdy oddział AK zdobywa niemiecki pociąg, jak sądzą partyzanci, transportujący broń – po czym, gdy okazuje się, że transport wiózł ludzi w pasiakach, akowcy zamykają na powrót wagony, skazując ich na śmierć (żydowscy – jak się okazuje – więźniowie nie zginą, uratuje ich Viktor otwierając wagony).

Rzecz jasna, w okupowanej Polsce był antysemityzm, także w AK. Ale – pomijając już nieprawdopodobieństwo sceny z pociągiem – w tym przypadku widz niemiecki otrzymuje przekaz, że właściwie wszyscy Polacy byli z natury fanatycznymi antysemitami, gorszymi niemal od Niemców (bo ci w swej masie byli dobrzy, tylko uwikłani...). Poza tym: scena z pociągiem sugeruje, że człowiek w pasiaku mógł być tylko Żydem – tak jakby w kacetach nie siedzieli także Polacy i przedstawiciele innych narodów okupowanej Europy. Jedno i drugie – to już historyczne fałszerstwo.

***

Filmowy epos wywołał żywą debatę. Tygodnik „Spiegel” poświęca mu główny materiał numeru (tytuł: „Wieczna trauma – wojna i Niemcy”); w tekście mowa jest o Niemczech jako „zranionym narodzie”. W telewizji trwają dyskusje w najlepszym czasie antenowym. A największy dziennik „Bild” pyta: „Czy polscy partyzanci rzeczywiście byli takimi antysemitami?”. I od razu odpowiada: „AK składała się z polskich nacjonalistów. W jej szeregach antysemityzm był powszechny w skali ekstremalnej”. „Bild” twierdzi też, że antysemityzm w Europie Wschodniej umożliwił w ogóle wymordowanie europejskich Żydów przez Niemców. Można by więc sądzić, że coś podobnego byłoby niemożliwe na terenie Niemiec...

Pod koniec filmowej opowieści, gdy troje ocalonych spotyka się w tej samej, zrujnowanej teraz knajpce, w 1945 r., jeden z nich mówi: „Wtedy byliśmy bohaterami, dziś jesteśmy mordercami”. Niestety – to puste słowa w ustach kogoś, kogo odbiorca może postrzegać jako oprawcę mimo woli, który koniec końców jest także ofiarą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2013