Próba kwasu siarkowego

To naprawdę akt odwagi: złożyć hołd mistrzowi pisząc powieść, która jest wariacją na temat jego prozy.

23.05.2016

Czyta się kilka minut

Mistrzem jest Thomas Bernhard, a punktem odniesienia – jego „Dawni mistrzowie”. Skąd taki pomysł? „Ze wszystkich austriackich instytucji, których nienawidził Bernhard, ministerstwo kultury było może instytucją znienawidzoną przezeń najbardziej” – pisał Jacek Dehnel półtora roku temu w felietonie „Bernhardkugeln”. Kiedy więc otrzymał on stypendium tegoż ministerstwa wraz z kartą wstępu do wiedeńskich muzeów, wdrożył „akcję bernhardowskiego sabotażu”. Chodził do Kunsthistorisches Museum, wiedeńskiej świątyni sztuki, by tam, siedząc przed obrazami, o których mowa w „Dawnych mistrzach”, czytać filipiki Regera, Bernhardowskiego bohatera, wymierzone we własnych rodaków oraz ich drobnomieszczańskie gusta.

A potem postanowił wejść w dialog z Bernhardem i stworzyć postać własną, choć zarazem Bernhardowską. To właśnie Krivoklat, pensjonariusz Centrum Medycznego Zamek Immendorf, bohater mediów i zmora muzealników, znany jako „Kwasowy wandal” – bo zwykł był oblewać 96-procentowym kwasem siarkowym arcydzieła malarstwa. Poznajemy go, gdy, zamknięty w szpitalu psychiatrycznym, planuje kolejny zamach. Poznajemy też – bo cała powieść jest monologiem Krivoklata – motywy jego szaleńczych działań. Ich źródłem jest... prawdziwa miłość do sztuki i chęć uświadomienia współczesnym, że przestali rozumieć jej właściwy, podstawowy sens, że zmienili ją w towar i tylko jako towar podległy prawom rynku jest dla nich ważna. Trochę jak w Centrum Immendorf, gdzie równocześnie prowadzi się karykaturalną „artystyczną terapię zajęciową” (rozmazywanie najtańszych farb wodnych na najtańszym papierze i lepienie ohydnych popielniczek z masy solnej) i prześladuje prawdziwego artystę Zeyetmayera, skądinąd mordercę własnej żony.

Nie będę spoilerował i opowiadał, jak skończyły się plany Krivoklata. Dodam tylko, że jego pierwowzorem był Hans-Joachim Bohlmann (1937–2009), który podobnie jak Krivoklat utracił ukochaną żonę, a w latach 1977-88 uszkodził ponad 50 dzieł sztuki; że w monologu Krivoklata słyszymy czasem, jak podejrzewam, głos autora (znakomite passusy poświęcone nieszczęsnemu Renoirowi, który staje się symbolem łatwej popularności i kiczu włączonego do kanonu); i że cała powieść przepojona jest czarnym humorem, a lekarze, zwłaszcza zaś psychiatrzy, powinni przed lekturą przygotować się na mocne wrażenia. Pastisz Bernharda i paszkwil na psychiatrów? Niedawne wypowiedzi polskiego przedstawiciela tej profesji – myślę o prof. Łukaszu Święcickim, stygmatyzującym psychiatrycznie ludzi o odmiennych poglądach politycznych – pokazują, że oskarżeń szalonego Austriaka nie należy lekceważyć... ©℗

​JACEK DEHNEL, KRIVOKLAT, CZYLI EIN ÖSTERREICHISCHES KUNSTIDYLL, Znak, Kraków 2016, ss. 234

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2016