Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dlatego, że nic nie wskazuje na to, by którakolwiek strona sporu o blokowanie w ogóle kierowała się dobrem wspólnym. I akcja, i reakcja wywołane były najgorzej pojmowanym interesem partykularnym, ale w walce między rządzącymi a opozycją rozstrzygać powinni wyborcy, nie sędziowie. Prawo nie może zabronić każdej głupoty.
Jeśli opozycji zależy na rzeczywistym ustaleniu reguł gry o wyborcze reguły, powinna jak najszybciej zgłosić odpowiednią poprawkę do konstytucji. Najlepiej, wzorem Grecji, przyjąć zasadę, że zmiana prawa wyborczego, która nie uzyska poparcia dwóch trzecich posłów, obowiązuje dopiero od kolejnych wyborów, nie zaś od najbliższych. Zgłoszenie takiej poprawki byłoby testem na szczerość skądinąd słusznej krytyki trybu uchwalania nieszczęsnego blokowania. Jarosław Kaczyński też w poprzedniej kadencji ostro piętnował zmianę ordynacji w ostatniej chwili. Oby tylko nie okazało się, że wszyscy przyjmują zasadę: jak Kalemu zmieniać ordynację przed wyborami to źle, ale jak Kali zmieniać ordynację...
Owszem, głosując w wyborach do rady miasta na swojego ulubieńca, w dwóch przypadkach na trzy znajdujemy w gronie wybranych radnych nie jego, tylko jakąś inną osobę. Jednak odpowiedzialna jest za to cała obecna ordynacja, nie zaś samo blokowanie. Ono tylko pogłębia patologię, wywołaną fatalnym pomysłem "krzyżyka przy nazwisku". Paradoksalnie można by żałować, że Trybunał nie zakwestionował tego mechanizmu, co zmusiłoby Sejm do naprawdę głębokiej zmiany wszystkich ordynacji, z sejmową włącznie. Niestety, na tę głupotę też trzeba szukać recepty gdzie indziej. Trybunał Konstytucyjny nie jest miejscem, gdzie powinny się rozpoczynać choćby i najsłuszniejsze rewolucje.