Powtórne przyjście

Peter Brook zastanawia się, jak to się dzieje, że z największego dobra rodzi się przemoc i ucisk.

18.02.2008

Czyta się kilka minut

Jeżeli nie wierzysz w to, w co jesteś zaangażowany, to nie znaczy, że w środku tego jest pustka. Twoja wiara nie wnika w to, o co walczysz, ponieważ jest całkowicie zajęta gdzie indziej. Jest może najgłębszym osobistym pytaniem, czym jest to »gdzie indziej« - tak Peter Brook tłumaczył przed laty Andrzejowi Bonarskiemu istotę swojego teatru. Słowa te wydają się idealnie tłumaczyć fenomen ostatnich spektakli Brooka - ascetycznych, zadziwiająco chłodnych, w których aktorstwo oparte jest na epickim dystansie. Trudno powiedzieć, czy to jeszcze teatr, czy też - wciąż żywa na kontynencie afrykańskim, z którego pochodzi spora część zespołu Théâtre des Bouffes du Nord - sztuka opowiadania historii. Dosyć dokładnie da się za to zakreślić obszar "gdzie indziej", który obecnie penetrują artyści - są to zagadnienia religii. Brook analizuje warianty historii obecnej w wierzeniach różnych narodów: klęski poniesionej przez "najświętszego z świętych" - boga, proroka, mędrca.

Trylogię rozważań o świętości i jej odrzuceniu przez ludzi otworzył spektakl "Śmierć Kriszny" (2002), pomyślany jako epilog do arcydzieła Brooka - inscenizacji "Mahabharaty". Rozgrywany w pustej, wypełnionej jedynie kilkoma rekwizytami (mata, lampy, figurka boga Ganeszy) przestrzeni, 80-minutowy monolog w wykonaniu Maurice’a Bénichou oparty był na ostatniej księdze indyjskiego eposu. W księdze tej Kriszna zdaje sobie sprawę, że przegrał, gdyż nie udało mu się powstrzymać wojennej hekatomby i przywrócić pokoju. Nie jest już w stanie zwalczyć rozszalałego zła dobrem - decyduje się więc umrzeć.

Kolejna (bardziej widowiskowa, bo zatrudniająca sporą grupę aktorów i muzyków) inscenizacja, "Tierno Bokar" (2004), opowiadała o losach słynnego z mądrości, skromności i dobroci mistrza sufickiego, który pragnął uczyć innych odnajdywania szczęścia w miłości do Boga i innych ludzi - niezależnie od ich wyznania i koloru skóry. Absurdalny spór, który wybuchł pomiędzy fanatycznymi przedstawicielami różnych odłamów islamu, doprowadza jednak do tego, że Bokar zostaje odrzucony przez współwyznawców i dokonuje żywota w biedzie, głodzie i całkowitym osamotnieniu.

Trylogię zamyka prezentowane niedawno we Wrocławiu przedstawienie "Wielki Inkwizytor" (2004), oparte na kluczowym dla interpretacji powieści rozdziale "Braci Karamazow", w którym Iwan snuje opowieść o powtórnym przyjściu Chrystusa, pojawiającego się w Sewilli epoki kontrreformacji i czyniącego cuda, które nie podobają się władzom Kościoła. Inkwizytor każe pojmać Zbawiciela i w oskarżycielskiej mowie ukazuje mu bezskuteczność, a wręcz szkodliwość jego wysiłków, mających na celu danie ludziom wolności, godności, szczęścia i zbawienia. Snuje wizję świata stworzonego na nowo, bez Boga, jakby sprzed poznania owoców dobrego i złego, w którym to świecie ludzie sprowadzeni zostali do bezrefleksyjnej, ubezwłasnowolnionej, ale szczęśliwej i żyjącej w poczuciu bezpieczeństwa trzódki.

Przedstawienie rozgrywa się w typowej dla późnej twórczości Brooka intymnej przestrzeni - niewielka widownia, na scenie kwadratowa mata i dwa stołki - w której pojawiają się dwie osoby: Wielki Inkwizytor (w wersji angielskojęzycznej: Bruce Myers, we francuskojęzycznej: Maurice Bénichou) i On - Chrystus (Joachim Zuber). Chrystus jest młody, ma delikatną, otwartą twarz. Bosy, w ciemnej tunice, siada na stołku bokiem do publiczności i spokojnie, w skupieniu, wsłuchuje się w mowę Inkwizytora.

Inkwizytor stanowi przeciwieństwo dziecięco czystego Chrystusa. Od pierwszej chwili jasne jest, że oto będziemy mieć do czynienia z arcyaktorem, cynicznym graczem, wybornym demagogiem, który opanował i po wielekroć przećwiczył wszystkie figury retoryczne, i znakomicie potrafi sterować emocjami i myślami swoich słuchaczy. Mistrzowsko panuje nad głosem (trudno nie ulec pięknu królewskiej angielszczyzny Myersa), mimiką (twarz starego komedianta: to nieruchoma jak oblicze pokerzysty, to znów ruchliwa i plastyczna, wyrażająca emocje z przesadną emfazą), gestem (powściągliwym, ale czasami - gdy trzeba dodać wagi słowom - ekspresyjnym, pozornie niekontrolowanym) i ograniczonym przez maleńką przestrzeń ruchem. To on prowadził będzie, niczym w pokazowym procesie albo publicznej debacie, wykład na temat istoty ludzkiej wolności, dobra i zła, dziejów ludzkości i Kościoła.

Inkwizytor tylko pozornie kieruje swoją przemowę do Zbawiciela; najważniejsza jest publiczność. To ona ma podziwiać jego przewagę i ostatecznie przyznać racje jego argumentom. A jednak potulny więzień jest silniejszy. Milczenie i pokora okazują się najskuteczniejszą bronią przeciw grożącemu stosem Inkwizytorowi, wiara i miłość - antidotum na relatywizowanie prawdy. Pocałunek Chrystusa jako jedyna odpowiedź na cyniczne argumenty i groźby starca okaże się ciosem, którego Inkwizytor nie będzie w stanie odeprzeć. Zgarbiony i postarzały, opuści salę w milczeniu, wędrując pomiędzy rzędami krzeseł i unikając wzroku widzów, których uwodził wizją "nowego wspaniałego świata".

Przypowieść Iwana interpretowano rozmaicie: jako misterium, traktat o istocie zła (Inkwizytor sugeruje, że Kościół przyjął dary szatana, które Chrystus podczas swojego trzykrotnego kuszenia odrzucił), filozoficzny wykład o wolności i godności ludzkiej, wreszcie proroczą wizję państwa totalitarnego. Brook zdaje się skupiać głównie na relacji religia-społeczeństwo i religia-jednostka. Zastanawia się, jak to się dzieje, że z największego dobra rodzi się przemoc i ucisk.

Oddaje hołd świętości, ale zarazem konstatuje, że opiewana przez Dostojewskiego miłość, dzięki której można "nie tylko swoje, ale i cudze grzechy odkupić", mimo że niesie ze sobą prawdę, okazuje się bezsilna, a indywidualny heroizm nie zbawi już świata, jak było to możliwe u prapoczątków wielkich religii. Reżyser zadaje pytanie o to, czy współczesny człowiek jest jeszcze zdolny do bezinteresownej wiary w Boga. Czy też, napotkawszy na swojej drodze Chrystusa (lub Krisznę, lub Tierno Bokara), powtórzylibyśmy za Inkwizytorem: "Po cóżeś przyszedł nam przeszkadzać?" oraz "Idź i nie przychodź więcej... Nigdy". h

"WIELKI INKWIZYTOR" wg "Braci Karamazow" Fiodora Dostojewskiego, adapt.: Marie-Hél?ne Estienne, reż.: PETER BROOK, premiera: 2004 r., występy Théâtre des Bouffes du Nord z Paryża we Wrocławiu na zaproszenie Instytutu im. Jerzego Grotowskiego: 7-9 grudnia 2007 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2007