Powtórka z awantury

Radykalny holenderski polityk zapowiada prowokację wobec muzułmanów: jego film pod tytułem "Fitna" ma zdemaskować islam. Ale na razie sieje zamieszanie w Europie.

11.03.2008

Czyta się kilka minut

Komisja Europejska śle ostrzegawcze depesze do swych przedstawicielstw w 130 krajach. Holandia wprowadza stan podwyższonego zagrożenia terrorystycznego i prosi Francję o wsparcie w razie potrzeby. Sekretarz generalny NATO przestrzega, że żołnierze Sojuszu w Afganistanie mogą być celem ataków. Wszystko za sprawą krótkometrażowego filmu, którego - poza jego autorami - jeszcze nikt nie widział.

Obraz trwa podobno 15 minut i nazywa się "Fitna" (arabski termin na określenie wojen domowych w islamie). Mówi o nim - i to od wielu miesięcy - Geert Wilders, szef skrajnie prawicowej holenderskiej Partii Wolności, który po podaniu do wiadomości, że film ma antyislamskie przesłanie, systematycznie wydziela informacje o kolejnych fazach jego produkcji. Prowokuje

w ten sposób protesty świata muzułmańskiego, budzi niepokój na Zachodzie i coraz to podgrzewa medialne zainteresowanie. Pomijając inne kwestie, to przykład PR-owskiego majstersztyku.

Wypalonym szlakiem

Powtarza się scenariusz skandalu wywołanego publikacją karykatur Mahometa w duńskiej gazecie "Jyllands-Posten". Ale tym razem mamy do czynienia nie z testowaniem granic wolności słowa (lub artystycznego wyrazu), lecz z celową polityczną prowokacją.

Wilders to zaprzysięgły krytyk islamu, uważa go za ideologię zacofanej kultury. Apelował o zdelegalizowanie w Holandii Koranu, nazywając go faszystowską książką, podżegającą do nienawiści. Nieraz grożono mu śmiercią. Od kilku lat za swe poglądy płaci cenę żyjąc pod ochroną policji. Jeśli ma więc przyciągnąć uwagę świata, to nie tym, co powie, ale w jaki sposób i w jakich okolicznościach. Witajcie w Wilderslandzie.

Historia duńskich karykatur to ciekawy punkt odniesienia rozwijającej się sprawy filmu "Fitna". Początkowo wywołały one tylko ograniczone protesty w Danii. Dopiero ich zwielokrotniona, międzynarodowa publikacja na przełomie 2005 i 2006 r. spowodowała wybuch emocji religijnych i protestów w wielu krajach, w wyniku czego zginęło kilkadziesiąt osób.

Wildersowi udało się doprowadzić do międzynarodowego kryzysu samą zapowiedzią premiery filmu. Ma ułatwione zadanie, bo podąża szlakiem wypalonym przez pożar sprzed dwóch lat. Dziś każda, nawet wyimaginowana, zachodnia prowokacja antyislamska dotyka żywego nerwu w krajach muzułmańskich. Doskonałym na to dowodem jest niedawna historia z Sudanu: 54-letnia Brytyjka, nauczycielka w prywatnej szkole w Chartumie, zapytała uczniów, jak chcą nazwać pluszowego misia. Większość wybrała popularne imię męskie: Mahomet. Sprawa stała się głośna, rzecz uznano za bluźnierstwo, Brytyjkę skazano na areszt za obrazę uczuć religijnych (opuściła kraj po interwencji dyplomatycznej). Demonstranci w Chartumie żądali jej śmierci. Trudno o lepsze warunki dla agent provocateur w rodzaju Wildersa.

Poglądy całkiem legalne

Jeśli Wildersowi zależy wyłącznie na rozgłosie, to za sukces może uznać zablokowanie przez Pakistan na kilka dni serwisu YouTube.com na podstawie (nieprawdziwej) informacji o umieszczeniu tam fragmentu "Fitny". Paradoksalnie, sukcesem Wildersa jest też ponowienie pogróżek o zamachu na jego życie, bo świadczą o zasadności jego oskarżeń.

Jednak celem nadrzędnym strategii Holendra wydaje się podniesienie temperatury dyskusji o islamie w Europie. Do "drugoligowego" polityka, jakim jest szef partii z 6 procentami miejsc w parlamencie, ustawiają się w kolejce premier, ministrowie czy szef NATO, apelując o powstrzymanie się przed upublicznieniem jego (legalnych) poglądów. Nietrudno stąd o konkluzję, że wolność wypowiedzi w Europie jest ograniczona przez islamskie naciski, groźby czy fobie. 1:0 dla Wildersa.

Ustępliwość establishmentu nie robi dobrego wrażenia na holenderskim społeczeństwie, szczycącym się tradycjami liberalizmu i tolerancji. Zwłaszcza że ma ono w pamięci sprawę innego obrazoburczego filmu, "Poddania" Theo van Gogha o prześladowaniu kobiet w islamie, za który reżyser zapłacił życiem w 2004 r. Wilders wykorzystuje to, że kwestia imigracji i mniejszości muzułmańskiej (milion ludzi, 6 proc. populacji Holandii) jest w tym kraju problemem politycznym numer jeden.

Dopiero przed tygodniem pojawiła się strona internetowa "Fitny", na której można znaleźć jedynie fotografię Koranu z lakoniczną zapowiedzią filmu. Tymczasem w Holandii partia Wildersa cieszy się w sondażach już 15-procentowym poparciem. Na dodatek 54 proc. Holendrów uważa, że film powinien zostać wyemitowany. Dodajmy: nie wiedząc, co naprawdę zawiera, a jednocześnie oczekując w konsekwencji pogorszenia stosunków między muzułmanami i niemuzułmanami.

Spory o islam

Nie tylko w Holandii, także w innych krajach Europy ze znaczącą mniejszością muzułmańską trwa debata o nieprzekraczalnych granicach tolerancji wobec islamu. Sprawa "Fitny" przesuwa środek ciężkości na stronę radykalnych krytyków islamu. Dla nich zamieszanie wokół duńskich karykatur czy holenderskich filmów jest tym, czym dla propagandy Al-Kaidy było ogłoszenie "wojny z terrorem" przez Busha.

W styczniu w Antwerpii spotkali się przedstawiciele skrajnie prawicowych partii z Belgii, Niemiec i Austrii, wypowiadając walkę "islamizacji zachodnich miast" i apelując o ogólnoeuropejskie moratorium na budowę meczetów. Jako przykład nie do przyjęcia wymieniali nowy meczet w Rotterdamie, którego minarety mają przewyższać oświetlenie stadionu Feyenoordu. W 2007 r. szwajcarski (skrajnie prawicowy) minister sprawiedliwości proponował referendum w sprawie całkowitego zakazu stawiania minaretów. W Niemczech kij w mrowisko włożyła kanclerz Angela Merkel, sugerując, że minarety nie powinny górować nad wieżami kościołów.

O ile "architektoniczne" poglądy skrajnej prawicy przenikają do publicznej dyskusji, o tyle jednak inne aspekty jej antyislamizmu są nie do przyjęcia przez polityczny i intelektualny mainstream. Geert Wilders nie tylko atakuje Koran, ale stawia radykalne propozycje: zakazu imigracji z krajów muzułmańskich, przekupienia już osiadłych muzułmanów, by opuścili Holandię, czy pozbawienia obywatelstwa holenderskich muzułmanów odsiadujących wyroki więzienia i wywiezienia ich "tam, skąd przybyli".

To argumenty poza politycznym nawiasem w krajach, w których - jak w Wielkiej Brytanii - przez dziesięciolecia przekonywano muzułmańską mniejszość, że jest u siebie. Radykalnej frazeologii antyislamskiej nie zaakceptowano w politycznym dyskursie na Wyspach nawet po ujawnieniu się "własnego" islamskiego terroru w zamachach z 2005 r.

Większość i elity

Przykładem sprawa Martina Amisa, jednego z bardziej poważanych pisarzy, który pozwolił sobie na teoretyczne wyrażenie zrozumienia antyislamskich sentymentów w zaatakowanym społeczeństwie. Amis sugerował, że w odpowiedzi na londyńskie zamachy w ludziach budzą się żądze odwetu na muzułmanach, ograniczania ich swobód obywatelskich, restrykcji w podróżowaniu czy nawet deportacji. Został za to potępiony, a przez niektórych uznany za rasistę.

Zdaniem Tarika Ramadana - kontrowersyjnego wykładowcy Oksfordu, nazywanego muzułmańskim Lutrem - świat zachodni i świat islamski znalazły się na rozdrożu. Ramadan potępił zarówno publikację karykatur, jak i sprawę "Fitny", uznając je za nieodpowiedzialną manipulację prawem do swobody wypowiedzi, która kieruje dialog obu światów na niebezpieczne tory.

Jego elokwentne wywody trafiają do tych europejskich elit intelektualnych, które otwierają się na cywilizacyjne porozumienie ponad religijnymi podziałami. Kłopot w tym, że spora część obywateli Zachodu chętniej nadstawia ucha na argumenty przedstawiane przez Wildersa i jemu podobnych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2008