Potykacze pamięci

Mają tylko 10 na 10 cm. Betonowe kostki z metalową płytką. Na niej kilka słów i cyfr. W chodniki europejskich miast wmurowano ich już 48 tysięcy. Czy jest na nie miejsce w Polsce?

02.05.2015

Czyta się kilka minut

Gunter Demnig, autor projektu Stolpersteine / Fot. Lubos Pavlicek / CTK / PAP
Gunter Demnig, autor projektu Stolpersteine / Fot. Lubos Pavlicek / CTK / PAP

Tu mieszkał Karl Ritter, rocznik 1877. Aresztowany w 1933. Obóz koncentracyjny Sonnenburg, Słońsk. Umarł w 1933 r.” – tak brzmi treść wygrawerowana na jednym Stolperstein w przygranicznych Słubicach. Stolpersteine znaczy dosłownie „kostki brukowe, o które można się potknąć”. W skrócie „potykacze” albo „wyboje”. Powstały z inicjatywy urodzonego w Berlinie artysty Guntera Demniga, dla upamiętnienia ofiar Zagłady. Żydów, Romów i Sinti, homoseksualistów, dysydentów, Świadków Jehowy, wszystkich zamordowanych przez wyznawców nazistowskiej ideologii.

Za motto przedsięwzięcia Demniga służy cytat z Talmudu, mówiący, że osoba zostaje zapomniana tylko wtedy, gdy zapomina się jej imię. Jest to więc próba opowieści o wielkiej historii poprzez zwrócenie uwagi na pojedyncze losy, pamięć o konkretnym człowieku. Pierwszą kostkę wmurował w Kolonii w 1993 r., by przypominać o losach zamordowanych Romów i Sinti. Dziś artysta przy pomocy partnerów lokalnych instaluje średnio 450 kostek miesięcznie. Lecz by uniknąć skojarzeń z masowymi niemieckimi fabrykami śmierci, zdecydował się nie powiększać skali ich produkcji. Można by sobie wyobrazić, że za jakiś czas każda z milionów ofiar hitleryzmu doczeka się własnej płytki z nazwiskiem. Jednak ze względu na tempo realizacji i brak danych o niektórych ofiarach, powstanie ich zapewne znacznie mniej.

Przechodzień ma się potknąć emocjonalnie: zastanowić się, o co chodzi, kim był człowiek, który mieszkał kiedyś w tej okolicy, i czemu zginął. Projekt, w zamyśle Demniga przeznaczony dla całej Europy, ma jeszcze jeden wymiar, szczególnie dla Niemców: kostki mają sprawiać dyskomfort, uwierać jak nierówny bruk.

W Polsce jak dotąd Stolpersteine udało się wmurować tylko we Wrocławiu przed domem Edyty Stein oraz we wspomnianych Słubicach nad Odrą. Nie powiodły się plany umieszczenia ich w Bydgoszczy, gdzie komitet zajmujący się pomnikami i miejscami pamięci zasugerował artyście, by zamiast nazwisk ofiar Zagłady uwiecznił na kostkach nazwiska zasłużonych obywateli miasta. Pojawiają się pomysły zainstalowania ich w całej Polsce, m.in. w Warszawie, na terenie dawnego getta.

W lutym tego roku, podczas dyskusji o pomniku Sprawiedliwych, który z inicjatywy Fundacji Pamięć i Przyszłość ma stanąć na warszawskim Muranowie, Piotr Kadlcik, członek rady Fundacji Auschwitz-Birkenau, napisał na swoim blogu, że Stolpersteine byłyby ciekawszą formą upamiętnienia Polaków ratujących podczas wojny Żydów niż klasyczne pomniki.

– Podtrzymuję ten pomysł – mówi Kadlcik. – Wyobrażałem sobie go w taki sposób, że „potykacze” powstają nie tylko w Warszawie, lecz również w innych miejscowościach, i że towarzyszy im program edukacyjny, bez którego instalacja nie miałaby sensu. Mogłoby go prowadzić na przykład Muzeum Historii Żydów Polskich. Załóżmy, że w danej miejscowości powstaje kostka upamiętniająca rodzinę Nowaków, która uratowała rodzinę Grynszpanów. Nauczyciele dostają materiały o tej rodzinie i budują wokół niej wielopoziomową narrację dotyczącą Zagłady.

Pomysł wmurowania kostek w Warszawie trzy lata wcześniej pojawił się w nieco innym kontekście. Z inicjatywą „Sieć pamięci” na 70. rocznicę Powstania w Getcie wystąpiła wówczas świeżo zawiązana fundacja Kulturama, skupiająca architektów i historyków sztuki, którzy chcieli się zajmować sztuką w przestrzeni publicznej. Ich pierwszy projekt, „Dźwięki odzyskane”, dostał trzecią nagrodę w konkursie Żydowskiego Instytutu Historycznego na upamiętnienie Wielkiej Synagogi, zburzonej przez nazistów w ostatnim dniu powstania. Miał być instalacją audio w ścianach Błękitnego Wieżowca, stojącego w miejscu synagogi. W słuchawkach brzmiałyby dźwięki odtwarzające życie świątyni. Instalacja wykorzystująca Stolpersteine miała być kolejną.

– Na pomysł wpadła Maria Waśko, mama Łucji, współzałożycielki fundacji – mówi architekt Maciej Mahler, członek zarządu Kulturamy. – Jej mąż, Ryszard Waśko, artysta i multimedialny kurator o międzynarodowej sławie, przyjaźni się z Demnigiem. Nie wiedzieliśmy wcześniej o istnieniu kostek i zdziwiliśmy się, że istnieją w tak wielu miastach, a nie ma ich na terenie dawnego getta warszawskiego. Spodobała się nam ta nieinwazyjna, bardzo dyskretna forma upamiętnienia.

Eleonora Bergman z ŻIH, współautorka (wraz z Tomaszem Lecem) innego projektu na terenie getta, zrealizowanego w 2008 r. oznaczenia jego granic liniami na chodnikach i niewielkimi pomnikami z mapą pokazującą ich przebieg, pamięta, że ŻIH pozytywnie zaopiniował wówczas inicjatywę. – Podoba mi się też zamysł, aby uhonorować w podobny sposób Sprawiedliwych – mówi. – Widzę tylko dwie trudności: po pierwsze, nie wszyscy Sprawiedliwi chcą być znani „na własnym podwórku”. Po drugie, pomysł Demniga dotyczy ludzi, którzy zginęli, a nie tych, którzy ich ratowali, więc takie ujęcie mogłoby dezorientować odbiorców. Gdyby zaś skoncentrować się tylko na ofiarach, kostek na terenie Polski musiałoby być jakieś osiem razy tyle, co w Niemczech. To oznaczałoby mnóstwo formalności, m.in. geodezyjne ustalanie miejsc, w których mieszkali poszczególni ludzie.

Inicjatywa Kulturamy rozbiła się także o podobne kwestie. Członkowie fundacji, przy wsparciu ŻIH, odnaleźli w archiwach ponad 200 przedwojennych adresów ofiar Zagłady i nanieśli je na współczesną mapę. Gunter Demnig zaoferował, że podaruje Warszawie 50 kostek (koszt wykonania jednej wynosi ok. 100 euro), chciał również przyjechać i opowiedzieć o całej akcji podczas jej inauguracji. Kulturama miała się zająć formalnościami i ponieść koszty organizacyjne. Okazało się jednak, że projekt musi przejść identyczną procedurę jak klasyczny pomnik: potrzebne są zgody na przedmiot upamiętnienia, formę i lokalizację m.in. od Rady Pamięci Walk i Męczeństwa, miejskiej komisji estetyki i co najmniej kilku instytucji zarządzających danym terenem i infrastrukturą. Dlatego liczbę planowanych kostek sukcesywnie zmniejszano, by ograniczyć koszty. W ostatniej wersji miało być ich 10, maksymalnie 20, skoncentrowanych w trzech miejscach, gdzie było najwięcej adresów ofiar, administrowanych przez jednego zarządcę.

Fundacja złożyła też wniosek o dotację, ale jej nie otrzymała. Odpadł z przyczyn formalnych.

– Gdy dostaliśmy pismo, w którym Rada Pamięci Walk i Męczeństwa wyraziła wątpliwości względem projektu, wiedzieliśmy już, że nie mamy szans zdążyć na rocznicę, i odłożyliśmy projekt na półkę – mówi Maciej Mahler. – Potem każdy z nas zaangażował się w inne działania i na razie do niego nie wróciliśmy.

W opinii z datą 21 czerwca 2013 r., którą przekazała „Tygodnikowi” Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, czytamy, że Rada „pozytywnie opiniuje ideę imiennego upamiętnienia mieszkańców Warszawy żydowskiego pochodzenia, która prowokuje do refleksji nad dramatycznym losem ofiar. Z uwagi jednak na ogromną liczbę ofiar Holokaustu, około 350 tysięcy zamieszkujących Warszawę i około 460 tysięcy przebywających w warszawskim getcie, oraz brak możliwości upamiętnienia w zaproponowanej formie wszystkich ofiar, zdaniem Rady OPWiM upamiętnienie winno mieć charakter symboliczny i reprezentacyjny, ograniczający się do wymienionych ulic Miłej, Dzielnej, Gęsiej i Zamenhofa”.

Rada zwróciła również uwagę, że na tle całej społeczności Warszawy, dotkniętej tragedią II wojny światowej, społeczność żydowska jest szczególnie wyróżniona przez różne upamiętnienia, i zgłosiła wątpliwości co do ekspozycji kostek, które w polskim klimacie będą mało czytelne wiosną i jesienią, a przechodnie będą po nich deptać. Z podobnych względów kostek nie ma też do dziś w Monachium, Fryburgu ani Lipsku, gdzie władzom wydało się nazbyt kontrowersyjne wmurowywanie kostek w bruk. Uznały, że deptanie po nich może godzić w pamięć ofiar.

Anna Milczanowska z zarządu Kulturamy: – Okazało się, że przedsięwzięcie nie jest tak proste, jak by się z pozoru wydawało: ot, zastąpienie zwykłej kostki brukowej inną. Dodatkowe koszty generuje transport kostek i odpowiedzialność za ich utrzymanie i renowację. By doprowadzić projekt do końca, potrzeba mnóstwa czasu i dużej determinacji. Być może łatwiej było je zrealizować w takich krajach jak Niemcy czy Austria, gdzie uregulowane są kwestie właścicielskie. W Polsce, zwłaszcza w Warszawie, to wciąż nierozwiązany temat.

Na terenach, które nie należały do Niemiec przed wojną, kostki mogą budzić też wątpliwości interpretacyjne. Choćby w kontekście niedawnej wypowiedzi szefa FBI. W założeniu były bowiem projektem niemieckim, o który miała się potykać przede wszystkim pamięć sprawców Zagłady, a nie mieszkańców krajów okupowanych i represjonowanych przez Trzecią Rzeszę.

Piotr Kadlcik nie ma takich zastrzeżeń: – To kwestia nazewnictwa, które w Polsce można zmienić na „kamienie pamięci”, „sakiewka pamięci”, jakkolwiek. Jeśli koncepcja jest ciekawa, czemu jej nie wykorzystać? Niewykluczone zresztą, że i w niektórych polskich miejscowościach kostki nadal pełniłyby rolę potykaczy, wydobywając na światło dzienne bolesne sprawy lokalnych społeczności, czego dowodzi np. historia rodziny Ulmów, Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, których wydał granatowy policjant.

Kwestia Stolpersteine w Polsce jest więc otwarta. Tym bardziej że tydzień temu jury konkursu na pomnik Sprawiedliwych, ogłoszonego przez Fundację Pamięć i Przyszłość, wybrało projekt autorstwa austriackich architektów Eduarda Freudmanna i Gabu Heindl pt. „Las”, zakładający zasadzenie skupiska drzew osikowych przy placu otaczającym Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Z werdyktem nie zgadza się zarząd Fundacji, co oznacza, że konkurs może zostać powtórzony.

To dobry moment, by na nowo rozpocząć dyskusję o formie tego upamiętnienia. Z przywołaniem dobrych praktyk ze świata, a wśród nich i projektu Demniga. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2015