Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na to, by Polacy zgodzili się w sprawie prawdy, szans nie widzę. PiS kontestuje ustalenia prokuratury i komisji Millera, co przychodzi tym łatwiej, że obie instytucje popełniały błędy.
Tyle że kontestacja w wydaniu PiS jest jak oskarżanie państwa o udział w rosyjskim spisku: premier Tusk knuł z Putinem, komisja Millera napisała raport tożsamy z ustaleniami MAK-u, a prokuratorzy mataczą – to znaczy, że nie zależy im na prawdzie, tylko na kłamstwie. Sytuacja zmieni się dopiero, gdy Jarosław Kaczyński zdobędzie władzę. Kiedy będzie premierem, powoła swoich ekspertów, a jego minister sprawiedliwości, być może Antoni Macierewicz, który będzie też prokuratorem generalnym, wyznaczy innych śledczych. Uczciwych, godnych zaufania. Ich poprzednicy usłyszą zarzuty karne, bo żadnej abolicji i zapomnienia nie będzie (tak mówił prezes w TV Puls).
Tylko co będzie, jeśli i oni nie odkryją innej prawdy? Wówczas – sądzę – usłyszymy, że prawdy dojść nie można, bo upłynęło zbyt wiele czasu i dowody zostały zatarte lub zniszczone. A jeśli odkryją inną prawdę? Wtedy ich ustalenia będą kontestować eksperci, którzy badali sprawę w czasach Tuska, oraz niemal cała opozycja.
Z prawdą jest więc nie najlepiej. Zostaje pamięć, i tu wszyscy możemy myśleć mniej więcej podobnie. Chodzi o upamiętnienie 96 ofiar: od prezydenta, przez polityków z prawa i z lewa, działaczy społecznych, po stewardessę i oficera BOR-u. Wszyscy oni – podkreślał to też lider PiS – niezależnie od politycznej proweniencji lecieli do Katynia oddać hołd pomordowanym. Zginęli, robiąc coś ważnego dla Polski. Należy im się pomnik. To źle, że po czterech latach nie potrafiliśmy się zgodzić w tej sprawie.