Pora sporych sporów

Warto zachować zdolność rzeczowej oceny sytuacji. Gdy opadnie pierwszy szok, nasza polityka znów nabierze nutki tragikomizmu.

13.12.2015

Czyta się kilka minut

Za i przeciw pod Sejmem. 2 grudnia 2015 r.  / Fot. Daniel Gnap / EAST NEWS
Za i przeciw pod Sejmem. 2 grudnia 2015 r. / Fot. Daniel Gnap / EAST NEWS

Trudno zachować powagę patrząc np. na działania w sprawie tzw. pakietu demokratycznego. Inicjatywa ta, powiększająca uprawnienia opozycji – w szczególności dająca jej prawo wprowadzania swoich punktów do porządku obrad w Sejmie i likwidująca „zamrażarkę sejmową”, czyli możliwość blokowania przez marszałka opozycyjnych projektów – została przygotowana przez Prawo i Sprawiedliwość w poprzedniej kadencji, i utrącona bez zbędnych wyjaśnień przez ówczesną koalicję rządową. Kiedy PiS przejęło władzę, znów zgłosiło ten projekt, ale już poważnie okrojony. Przyznawał on, owszem, większe prawa opozycji, ale bynajmniej nie takie, jakie PiS postulowało, kiedy samo było w opozycji. Inicjatywę zaatakowała PO, zarzucając rządzącym przycięcie własnego projektu i ogłaszając, że w związku z tym sama zgłosi oryginalny projekt PiS-u. Ten, który będąc u władzy utrąciła... Czy można serio traktować działania obu stron, gdy wszystko jest tak grubymi nićmi szyte? Zwłaszcza że nie da się też łatwo powiedzieć, jakie rozwiązanie popierać ma ktoś, kto nie podąża ślepo za linią ukochanej partii.

Źródłem nadziei jest to, że – nawet patrząc na sprawę Trybunału Konstytucyjnego – choć obie strony podnoszą temperaturę sporu, to jednak żadna nie doprowadza do wrzenia. Prezes Trybunału, nawet jeśli uważa, że nowi członkowie TK zostali wybrani bezprawnie, przydziela im gabinety, zamiast bronić dostępu do budynku jako osobom prywatnym. Wszyscy starają się zachować jakieś formy legalności swoich działań. Co najwyżej ich rozgorączkowanie prowadzi do takich autokompromitacji jak ta, która stała się udziałem szefowej Kancelarii Premiera, Beaty Kempy, w sprawie publikacji wyroku TK. W odróżnieniu od wielu innych krajów nic nie wskazuje na to, by w Polsce pojawił się nurt realnie podważający fundamentalne procedury demokratyczne.

Czy w demokracji liberalnej muszą wygrywać liberałowie

Czasami można natomiast odnieść wrażenie, że demokracja liberalna – zdaniem jej obrońców – polega na tym, iż zawsze wygrywają liberałowie. I to właśnie może być dla demokracji liberalnej najpoważniejszym wyzwaniem, bo jeżeli wszyscy ci, którzy nie są liberałami, też dojdą do takiego wniosku, to mogą zacząć rozglądać się za innym rozwiązaniem.

Tutaj, na szczęście, udało się w porę zahamować. Jest plusem dla opozycji zablokowanie debaty na temat Polski w Parlamencie Europejskim, tak jak działo się to w sprawie Węgier. To właśnie na przykładzie naszych bratanków najlepiej widać, że podobne naciski mogą mieć skutki odwrotne: oburzenie obozu lewicowo-liberalnego wcale nie przybliżyło, ale wręcz oddaliło Węgry od UE. Orbán zaś mógł przypominać, że w końcu nikt nie debatuje nad Wielką Brytanią czy Finlandią, które również nie mają Trybunału Konstytucyjnego. Nikt nie uważa ich za kraje, w których nie realizuje się wartości europejskich, tylko dlatego, że parlament jako suweren może uchwalać sobie, co chce. Stosowanie podwójnej miary może rzeczywiście prowadzić do podważenia wiary w zachodnioeuropejską demokrację.

Czy demokracja jest zagrożona

Powtórzmy: na razie nic nie wskazuje na to, żeby działo się to w Polsce. Kroki podejmowane w sprawie Trybunału prowadzone są raczej pod hasłami demokracji – tzn. zlikwidowania tych instytucji, które ograniczają wolę większości sejmowej. O tym też można debatować, tylko lepiej to robić na spokojnie. W polskim systemie było już parę blokad, które w przeszłości działały w sposób mocno dyskusyjny. Część z nich tworzono w celu ograniczenia politycznych przeciwników, szczególnie w obliczu ich spodziewanego zwycięstwa. Część wynikała z zaszłości historycznych – np. w latach 90. panowało przekonanie, że SLD wolno mniej. Rzecz staje się szczególnie drażliwa, gdy osią sporu jest stosunek do establishmentu, do którego TK na pewno przynależy. Co odpowiedzieć na argument, że konstytucyjne blokady sprowadzają się do tego, iż siłom antyestablishmentowym wolno mniej, a establishmentowym – więcej?
Uspokajać powinno również to, iż żadne z zapowiedzi, które podnoszą rządzący na planach dalszych niż Trybunał, nie wiążą się z regułami demokracji. Osłabienie TK nie jest potrzebne, tak jak np. na Węgrzech, aby zredukować liczbę posłów w Sejmie i zwiększyć szanse na swoje kolejne zwycięstwo wyborcze. Patrząc na wynik PiS, które zdobyło samodzielną większość w Sejmie z poparciem mniejszym niż 38 proc. głosów, dzięki wyjątkowo szczęśliwemu zbiegowi okoliczności (wliczając w to głupie decyzje konkurentów, np. start Zjednoczonej Lewicy jako koalicji), widać, że tak naprawdę nie da się już bardziej tego wyniku podkręcić. W Polsce nie sposób zmienić reguł wyborczych tak, aby nie obróciły się przeciwko tym, którzy je zmieniają. Również propozycje zmian konstytucji, które krążą w środowisku PiS-u, nie niosą zagrożenia dla demokracji.

Realne kontrowersje dotyczą wieku emerytalnego, 500 złotych na dziecko czy likwidacji gimnazjów. Tyle że są to kwestie, o których można merytorycznie dyskutować – zgadzać się z nimi lub nie. Żadna z nich nie zmienia istoty systemu politycznego.

Czy porażka wyborcza może czegoś nauczyć
Rzecz jasna, każda ze stron uważa, że prawdziwa demokracja jest wtedy, gdy nasze jest na wierzchu. Porażka wyborcza jest psychologicznie ciężka, co widać było na przykładzie PiS-u w roku 2007, 2010 i 2011, zaś teraz można zobaczyć w przypadku PO. Nic jednak nie wskazuje, by ton wysokiego C, jakim próbuje opisywać sytuację opozycja, był adekwatny albo chociaż skuteczny. PiS grało na tej nucie długie lata – bez efektu. Wygrało dopiero wtedy, kiedy spuściło z tonu, a nie dlatego, że tę samą melodię wyciągnęło jeszcze wyżej.

Wnioskiem z kończącego się roku polskiej polityki jest to, że wygrywanie wyborów jest u nas możliwe bez żadnego problemu i najprawdopodobniej będzie możliwe w przyszłości. Jeśli opozycja chce wrócić do władzy i uczynić naszą demokrację taką, w której przestaną uchodzić rzeczy uchodzące obecnie, to powinna przemyśleć swoje działania, a nie siać panikę. Trzeba oczyścić własne szeregi z osób skompromitowanych w latach rządzenia i otworzyć się na obywateli przez nowe sposoby ich udziału w debacie publicznej. Debacie poświęconej także temu, co z doświadczeń minionych lat nie powinno być powtarzane. Trzeba też unikać wrażenia, że tęskni się za „starymi, dobrymi czasami”, gdy samemu dyktowało się reguły gry. Już lepiej przygotować się na spore spory, których na pewno będziemy świadkami. Nigdy dość przypominania, że demokracja to konflikt jako tako oswojony, ale na pewno nie martwy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2015