Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Artur Sporniak zwrócił uwagę na podręcznik katechetyki, w którym przedstawiona została krytyka teorii ewolucji. To zła praktyka, wywołująca zamieszanie w głowach młodzieży, pogłębiająca dysonans poznawczy między wiedzą naukową a przekazem religijnym. Tymczasem nauczanie religii powinno zmierzać w odwrotnym kierunku: wykazywania, że nie ma kolizji między tym, co podaje nauka, a tym, co głosi religia.
W sprawie pochodzenia człowieka wiadomo na podstawie danych paleontologicznych i archeologicznych, że gatunek ludzki rozwijał się miliony lat: ok. 6 mln lat p.n.e. oddzielił się od wspólnego praprzodka dzisiejszego szympansa, a początek rodzaju Homo (hominidów) datuje się na prawie 3 mln lat przed naszą erą. Z jego prymitywnych przedstawicieli, charakteryzujących się już postawą pionową, powstał ostatecznie Homo sapiens. Dokonało się to zapewne co najmniej 100 tysięcy lat przed naszą erą. To „uczłowieczenie” hominidów poprzez powstanie Homo sapiens, zdolnego do myślenia abstrakcyjnego, wiązało się z wytworzeniem języka, który to myślenie warunkował.
Z perspektywy religijnej moment „uczłowieczenia” hominidów można nazwać „aktem stworzenia człowieka”, a więc biblijnym „ulepieniem człowieka” i „tchnięciem w niego duszy”. Podobnie biblijne „dni stwarzania świata” – Kosmosu i Ziemi – to wielkie epoki geologiczne i dzieje rozwoju gatunków istot żywych.
Katecheza powinna przekładać prawdy pokazane w sposób wizyjny w tekstach religijnych na „prozaiczny” język nauki, pokazując, że nie ma między nimi sprzeczności, natomiast prawdy nauki są uboższe, bo nie odpowiadają na wielkie filozoficzne pytania.