Homo naledi i mity z Jaskini Kości

Nowy dokument Netfliksa znalazł się w centrum sporu o istotę człowieczeństwa. Jego bohater, odkrywca Homo naledi, ogłasza przewrót w myśleniu o ewolucji, łamiąc reguły nauki. Ale może mieć rację.

23.07.2023

Czyta się kilka minut

Wnętrze Jaskini Wschodzącej Gwiazdy w RPA. Na jej dnie odkryto szczątki H. naledi / MATERIAŁY PRASOWE NETFLIKSA
Wnętrze Jaskini Wschodzącej Gwiazdy w RPA. Na jej dnie odkryto szczątki H. naledi / MATERIAŁY PRASOWE NETFLIKSA

Jeśli to była zwykła koincydencja, to wyszło zabawnie. Zapowiedź filmu dokumentalnego opartego na badaniach Lee Bergera „Nieznane oblicze planety: Jaskinia kości”, Netflix opublikował 12 lipca. Tego samego dnia czasopismo „eLife” upubliczniło łącznie 11 recenzji trzech artykułów naukowych przygotowanych przez zespół Bergera. Zawierają one tezy podobne do tych, które pojawiają się w filmie: Homo naledi, dziwaczny gatunek człowieka sprzed 230-330 tys. lat, o małym mózgu (niewiele większym od mózgu szympansów i ponad dwukrotnie mniejszym niż nasz) oraz małpich ramionach, ale ludzkich dłoniach i stopach, rytualnie grzebał zmarłych i uprawiał sztukę. Małpolud miał robić coś, czego spodziewalibyśmy się wyłącznie po ludziach takich jak my, obdarzonych wielkimi mózgami. I robił to może nawet 100 tys. lat wcześniej niż pierwsi Homo sapiens.

Zapowiedź filmu sugerowała, że Berger dokonał jednego z największych odkryć dotyczących naszych przodków, zmieniających sposób, w jaki myślimy o ewolucji człowieka. Recenzenci artykułów nie zostawili na ich autorach suchej nitki.

Rozpadliny, jamy i jaskinie

Pisaliśmy na łamach „Tygodnika” o H. naledi i Bergerze kilka razy z dobrych powodów, ale przypomnijmy, o kim mowa i jak doszło do kluczowych odkryć.

W 2013 r. do Lee Bergera, profesora Uniwersytetu Witwatersrand w Johannesburgu, zgłosił się jego były student, Pedro Boshoff, który po nieudanej karierze poszukiwacza diamentów zapragnął wrócić do nauki. Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło. Berger przy użyciu epokowego wynalazku ludzkości – aplikacji Google Earth – ukończył właśnie mapowanie w RPA setek miejsc potencjalnie interesujących dla paleoantropologów, a wciąż niezbadanych. To rozmaite rozpadliny, jamy i jaskinie, wyżłobione najczęściej w wapiennej skale, czasem ukryte pośród kępy drzew, w których z różnych powodów mogły zachować się skamieniałości.


PUNKTY I PISMA, CZYLI JAK CHORUJE POLSKA NAUKA

Publikacja raportu z badań w „Nature” będzie mieć od teraz tę samą wartość, jak publikacja eseju w jednym z polskich pism teologicznych. Ale to, że minister Czarnek znowu poklepał teologów po ramieniu, jest naszym najmniejszym problemem >>>>


Tysiące lat temu jakieś szczątki mogły do takich miejsc spłynąć z wodą – wtedy na odkrywców czekałyby bezładnie wymieszane kości, uwięzione w scementowanej już skale osadowej (brekcji). Mogły to być również legowiska prehistorycznych drapieżników, w których spożywały kolację – wtedy w brekcji dałoby się znaleźć nadgryzione kości ofiar różnych gatunków zwierząt (zbyt wybredny drapieżnik często chodzi spać głodny). Wreszcie: mogły to też być śmiertelne pułapki, takie jak stanowisko Malapa, gdzie w 2008 r. Berger i jego dziewięcioletni syn Matthew odkryli pierwsze skamieniałości Australo­pithecus sediba. To szkielety dwóch pechowych dwunożnych małp – dorosłej samicy i być może jej młodocianego potomka – które dwa miliony lat temu wpadły do dziury i nigdy z niej nie wyszły, najpewniej nie przeżyły upadku.

Berger postawił Boshoffa na czele zespołu mającego spenetrować właśnie takie nowo skatalogowane miejsca. Wkrótce usłyszał, że w Jaskini Wschodzącej Gwiazdy istnieje odległa komora, na dnie której leżą szczątki hominidów. Szybko zabezpieczył środki, ściągnął współpracowników z całego świata (musieli mieć nie tylko wiedzę paleoantropologiczną i doświadczenie w chodzeniu po jaskiniach, ale także odpowiednią sylwetkę, by przeciskać się przez wąskie korytarze) – i rozpoczął wykopaliska. Spieszył się: jego speleolodzy prawdopodobnie nie byli pierwszymi H. sapiens, którzy dotarli do komory z kośćmi. Ktoś zostawił tam wcześniej ślady wyglądające niepokojąco świeżo. Berger nie chciał ryzykować, że amatorscy odkrywcy wrócą do jaskini i ją jeszcze bardziej zanieczyszczą. Dla paleoantropologów każde stanowisko badawcze jest jak miejsce zbrodni dla kryminologa – to scena, która skrywa pewną historię i tylko drobiazgowe śledztwo może ją ujawnić.

Istoty z Dinaledi

Prymitywne cechy anatomiczne H. ­naledi zasugerowały odkrywcom, że gatunek ten występował ok. 2-3 mln lat temu. Mógłby być jakimś dziwnym eksperymentem ewolucji – ludzko-małpią hybrydą, świadectwem tego, że wcześni przedstawiciele naszego rodzaju krzyżowali się z australopitekami i przybierali rozmaite formy, które nie przetrwały późniejszej ekspansji „właściwych” ludzi. Tych o dużych mózgach i zdolnych do wielkich rzeczy – np. regularnych polowań z użyciem kamiennych ostrzy. Jednak dokładne datowania pokazały, że H. naledi występował zaledwie ok. 230-330 tys. lat temu – a więc w czasie, gdy Afrykę, także południową, ­przemierzali już ludzie o mózgach porównywalnych z naszymi, choć może inaczej zorganizowanych – bo mieszczących się w nieco mniej zaokrąglonych czaszkach.

Skala pozyskanego materiału kopalnego H. naledi jest zdumiewająca, nawet biorąc poprawkę na to, że Jaskinia Wschodzącej Gwiazdy leży w tzw. Kolebce Ludzkości. W regionie tym od stu lat, na takich stanowiskach jak Swartkrans, Sterkfontein czy Taung, paleoantropolodzy wykopali setki kości naszych odległych przodków. Do dzisiaj niektórzy wierzą, podobnie jak Raymond Dart, odkrywca australopiteków, że to właśnie tu rozegrały się pierwsze etapy ewolucji naszego rodzaju. W ciągu niespełna dekady z samej Jaskini Wschodzącej Gwiazdy wydobyto przeszło 2 tys. fragmentów kości H. naledi pochodzących od kilku­nastu osobników w różnym wieku. Tylko jedno miejsce na świecie dało nam więcej równie cennych okazów: Sima de los Huesos (czyli „jama pełna kości”) to studnia krasowa w miejscowości Atapuerca w Hiszpanii, z której wydobyto szczątki ok. 30 wczesnych neandertalczyków (ponad 7 tys. fragmentów szkieletu).

Skamieniałości H. naledi nie były bezładnie przemieszane – więc raczej nie trafiły do jaskini wraz z wodą. Kości nie były pogryzione – nie zostały zatem zawleczone przez drapieżnika. I choć do komory Dinaledi, w której się znajdowały, prowadzi dziś kilkunastometrowy, pionowy „zsyp” (ang. The Chute, w polskiej wersji językowej dokumentu Netfliksa nazywany Rękawem) – niezbyt bezpieczne miejsce na spacery – to jednak tych szczątków było dużo, pochodziły z różnych okresów, a niektóre znajdowały się w sporej odległości od „zsypu”. To zdaje się wykluczać nieszczęśliwy wypadek.

Skąd w takim razie skamieniałości H. naledi wzięły się w tym miejscu? W jaskini niemal nie było śladów obecności innych istot – jej geologia mogła się do dzisiaj zmienić, ale także w czasach H. ­naledi musiała być trudno dostępna. Berger uznał, że pozostało tylko jedno wyjaśnienie: wszystkie te ciała musieli przynieść na dno jaskini inni przedstawiciele tego gatunku. Początkowo badacz posługiwał się enigmatycznym sformułowaniem „celowe pozbywanie się zwłok”. Dla jego kolegów po fachu i tak brzmiało ono podejrzanie blisko pojęcia „pochówek”.


GDY CHORUJĄ PSZCZOŁY

Życie w zorganizowanej społeczności ma swoje zalety – łatwiej o pożywienie i bezpieczeństwo. Trudniej jednak o zachowanie higieny. Przynajmniej u owadów >>>>


Berger używał tego określenia jeszcze w 2021 r., w rozmowie z Wojciech Brzezińskim dla „Tygodnika”, choć już na naszych łamach niedwuznacznie sugerował, że ma dowody na coś więcej. Z dokumentu Netfliksa dowiadujemy się, że w 2017 r. nabrał przekonania, iż H. naledi mieli swoje rytuały – w tym pochówki. Co innego jednak samemu w coś uwierzyć, a co innego przekonać do tego cały świat. Ostatnie lata Berger spędził więc na gromadzeniu dowodów. Owocem tej pracy są trzy wspomniane artykuły właśnie upublicznione w „eLife”. Film ­Netfliksa, ładnie zrealizowany i wciągający, dostępny na platformie od 17 lipca, opowiada zaś o tym procesie.

Obca inteligencja

Trudno powiedzieć, czy zrobił to bardziej z myślą o filmie, o sobie czy o dalszych badaniach. W każdym razie Berger – mężczyzna o posturze utrudniającej przeciskanie się przez skalne tunele – postanowił jeden jedyny raz osobiście zejść do komory Dinaledi. Musiał schudnąć ponad 20 kg, by w ogóle mieć szansę przedostać się przez Rękaw. Wewnątrz komory, pośród ciągle spoczywających tam kości istot, które opisywał od blisko dekady, najwyraźniej doznał iluminacji. Wyobraził sobie H. naledi przeciskających się przez ciasne korytarze, noszących na rękach związane zwłoki swoich bliskich, wykonujących synchroniczne ruchy w świetle żarzących się pochodni. Twórcy filmu wyrazili te sceny w sugestywnych animacjach. Pochodowi małpo­ludów do tajemniczej jaskini nie bez powodu towarzyszy muzyka niczym z filmów o kosmitach. Berger rozmyślnie buduje opowieść, w której mamy do czynienia z „obcą inteligencją”. Wprawdzie nie pozaziemską – raczej podziemną – ale zdolną do myślenia symbolicznego i odmienną od naszej.

Argumenty przemawiające za takim scenariuszem nie są jednak wystarczające. W pierwszym z trzech nowych artykułów z „eLife” zespół Bergera pisze o przynajmniej trzech rzekomych pochówkach odkrytych w jaskini. To płytkie doły wypełnione kośćmi. W jednym, ekshumowanym na miejscu, znajdowało się ciało dorosłego osobnika, prawdopodobnie ułożone w pozycji embrionalnej, a potem przysypane ziemią i błotem. Drugi grób badacze pozostawili nienaruszony – w przyszłości będzie go można dokładniej zbadać. Trzeci wycięto z podłoża w całości i przetransportowano na powierzchnię w bryle pokrytej gipsem. Cyfrowy skan ujawnił, że znajdują się w nim szczątki kilku osobników, w tym jeden najbardziej kompletny – szkielet dziecka. I że leży przy nim kamień, być może noszący ślady prostej obróbki. Mogłoby to więc być prymitywne narzędzie – pierwsze, które dałoby się przypisać H. naledi.

Drugi artykuł poświęcony jest domniemanym przejawom sztuki. W komorze Dinaledi Berger jako pierwszy spostrzegł, że jedna ze ścian została pokryta geometrycznymi wzorami, celowo wyrytymi i układającymi się w abstrakcyjne symbole. Jego zdaniem wymagało to nie tylko pewnego trudu, ale i sporego planowania. Ściana została wcześniej przygotowana – ktoś ją wygładził twardym kamieniem, a potem pokrył piachem i błotem.

W trzecim artykule autorzy dopisują do tych odkryć ewolucyjną narrację, a nawet pozwalają sobie na psychologiczne spekulacje. Zastanawiają się, czy miejsce, które u współczesnych ludzi wywołuje tak silne przeżycia, niczym pradawna świątynia (film pokazuje zarówno euforyczny śmiech Bergera, jak i jego łzy), nie prowokowało H. naledi do jakiegoś rodzaju metafizycznej refleksji i rytuałów. Już wcześniej Berger opowiadał w wywiadach, że w jaskini znaleziono ślady ognia – wydawało się zresztą oczywiste, że nikt nie mógł zapuszczać się do tego miejsca w całkowitych ciemnościach. O ile, oczywiście, w dawnych czasach nie było łatwiejszej drogi (w takim przypadku jednak jaskinię odwiedzałyby także inne gatunki).

Jeśli H. naledi faktycznie rozpalali ogień, wytwarzali narzędzia, uprawiali sztukę i grzebali zmarłych, to musimy sobie na nowo zadać pytanie o to, jaką rolę odegrał w naszej ewolucji wzrost rozmiaru mózgu. Temu dziwacznemu hominidowi do wszystkich jego ekscesów w jaskini musiał wystarczyć mózg niewiele większy od szympansiego. A przecież całe nasze rozumienie pochodzenia człowieka opiera się na założeniu, że to rosnący w toku ewolucji mózg (jego objętość zwiększyła się trzykrotnie w ciągu 2 mln lat) umożliwiał naszym przodkom coraz bardziej wymyślne praktyki kulturowe i coraz bardziej złożone zachowania.

Mitotwórca

Można było przewidzieć, że recenzenci nie zareagują entuzjastycznie na spekulacje. Ale recenzje tych artykułów to jednak dużo więcej niż brak entuzjazmu – w opinii jedenastu specjalistów zespół Bergera forsuje hipotezy niepoparte dowodami, a część twierdzi wręcz, że artykuły nie spełniają standardów paleoantropologii. To brzmi jak naukowy wyrok śmierci.

W żadnym czasopiśmie tak ocenione prace nie miałyby szans ukazać się bez fundamentalnych poprawek – autorzy zresztą przyznają, iż inny prestiżowy periodyk wcześniej odmówił im publikacji. Ale, szczęśliwie dla autorów, redakcja „eLife” zmieniła niedawno reguły gry. Zamiast odrzucać negatywnie ocenione artykuły, publikuje dokładny rejestr zmian oraz treść recenzji. Prace trafiły więc do obiegu naukowego w najbardziej spekulatywnej formie.

Oczywiście naukowcy mają prawo do spekulacji, jednak powinni przy nich stawiać znaki zapytania. A tego Berger tym razem nie zrobił. Jak każda nauka empiryczna, paleoantropologia opiera się na formułowaniu testowalnych hipotez i ich systematycznym podważaniu. „Nie ma dla badacza lepszej porannej gimnastyki jak codziennie przed śniadaniem zniweczyć jedną ze swych umiłowanych hipotez — pozwala to na utrzymanie młodzieńczej formy” – pisał w połowie ubiegłego wieku zoolog Konrad Lorenz. Tylko te hipotezy, które samotnie ostaną się na placu boju, mogą zostać zaakceptowane.


POWRÓT DO EDENU. GDZIE NARODZIŁ SIĘ HOMO SAPIENS

Wiemy, że miejscem narodzin naszego gatunku – Homo sapiens – była Afryka. Ale paleoantropolodzy spierają się o to, czy chodzi o jej konkretny region, czy raczej o cały kontynent >>>>


Tymczasem Berger swej formy nie osiągnął metodą Lorenza. Nie tylko nie chce niweczyć swoich umiłowanych hipotez – nie podjął nawet wysiłku, by je przetestować. Przyjął inną strategię: przekroczył granice nauki, by zostać twórcą mitu.

Berger jest wybitnym popularyzatorem – uwielbia kamerę, potrafi pisać i opowiadać, a także doskonale wie, że ludzie kochają dobre historie. I właśnie taką historię próbuje stworzyć. Ta opowieść ma dwa elementy: pierwszym jest nowy scenariusz ewolucji człowieka, w którym nie wszystko sprowadza się do rosnącego mózgu; drugim – historia samego odkrycia H. naledi. To cała ta opowieść, a nie dowody empiryczne, mają uwieść odbiorców i przekonać ich, że Berger ma rację. Stąd jego miesiące odchudzania i ryzykowne zejście na dno jaskini (nie oglądajcie tych scen, jeśli macie klaustrofobię), stąd metafora „obcej inteligencji” (nawet swój zespół speleologów badacz nazywa „podziemnymi astronautami”), stąd nieodłączny kapelusz, w którym, niczym Indiana Jones, odbywa tournée po studiach telewizyjnych. Stąd także najbardziej osobliwe sceny filmu – pielgrzymowanie po jaskini z rozpalonymi gałązkami, co ma dać widzom wyobrażenie o tym, jak mogły wyglądać rytuały H. naledi. Nie tylko widzom – także współpracownikom (zaskoczony tym obrządkiem antropolog Agustín Fuentes ma w filmie taką minę, jakby uznał, że jego kolega oszalał).

W dokumencie sformułowanie „zmiana paradygmatu” pada bodaj tylko raz, ale jest ono kluczem do zrozumienia Bergera. To techniczne określenie na rewolucję naukową – radykalny przewrót w naszym myśleniu. Taki jak te, które zapoczątkowali Kopernik, Darwin czy Einstein. Dzięki nim zaczęliśmy inaczej myśleć o naszym miejscu w świecie, o naszym pochodzeniu oraz o prawach rządzących wszechświatem. Berger to prorok kolejnej rewolucji, mającej nam wskazać właściwe miejsce w szeregu pośród naszych najbliższych krewnych. W filmie sam stwierdza, choć z pewną nieśmiałością, że możemy mieć do czynienia z jednym z największych odkryć w dziejach.

Wszystkie pytania

Krytycy Bergera nie wierzą w złożone ­rytuały u H. naledi i razi ich cała ta mitologia, ponieważ alternatywne ­wyjaśnie­ -nia nie zostały dotąd ­wykluczone. Nie jest jasne, czy doły z ciałami w jaskini musiały zostać rzeczywiście wykopane przez Homo naledi. A jeśli nawet, to czy zwłoki zostały umieszczone w nich celowo – być może wpadły do nich przypadkiem? A jeśli nawet kryła się za tym intencja, to jaka? Może chodziło o pozbycie się zwłok z widoku? A choćby to faktycznie był „pochówek”, to czy musiał być elementem quasi-religijnego rytuału, który sugeruje Berger? I jeśli nawet mamy do czynienia z obrzędami pogrzebowymi, to dlaczego pochowane zostały zwłoki tylko kilku osobników, a nie wszystkich w jaskini? Czyżby to było świadectwo zmiany rytuału i ewolucji kulturowej u H. naledi? Jeżeli tak, trzeba by wykazać przynamniej, że pochówki pochodzą z innego okresu niż pozostałe zwłoki rozrzucone na podłożu jaskini – a nie ma na to na razie dowodów.

Idźmy dalej: rzekome narzędzie może nie być artefaktem, tylko geofaktem – naturalnym kawałkiem skały, który nie był nigdy poddany obróbce. W filmie Berger wyobraża sobie, iż włożono je w dłoń pochowanego dziecka jako dar pogrzebowy – a wcześniej tego samego kamienia użyto do wyrycia znaków na ścianie. Tyle że nie wiemy, czy kamień nie leżał po prostu w pobliżu dłoni dziecka – ani nawet tego, kto, jak i kiedy wyrył znaki na ścianie. Na razie odkrywcy nie przeprowadzili żadnych datowań i analiz powstania tych znaków – opisali tylko ich wygląd i wkomponowali w swój mit. Jeden z recenzentów zauważył, że znaki przypominają układ jaskini – i mogą być prostą mapą wyrytą przez bardziej współczesnych speleologów, którzy, jak pamiętamy, dotarli do komory Dinaledi przed zespołem Bergera.

Bergerowi nie udało się nawet potwierdzić, że ślady ognia z jaskini są równie stare jak szczątki H. naledi. Wstępne badania sugerowały zaś, że są od nich znacznie młodsze. Nie da się więc wykluczyć, że jaskinia nie miała po H. naledi innych, bardziej zaawansowanych lokatorów. Nie wiemy też, czy odpowiedzi na przynajmniej niektóre z tych pytań nie leżą gdzieś w nieodnalezionych jeszcze, być może zawalonych już dziś korytarzach. Niewykluczone, że mamy błędne wyobrażenie na temat tego, jak H. naledi dostali się na miejsce spoczynku.

Z tymi wszystkimi pytaniami zespół Bergera powinien się uczciwie zmierzyć. Nie da się ich zagłuszyć choćby najbardziej porywającą opowieścią.

Nawet jeśli z tą opowieścią może być coś na rzeczy.

Ludzie o małych mózgach

Niełatwo rozstrzygnąć, które znaleziska archeologiczne dokumentują najstarsze pochówki czy sztukę. Przykładowo jakiegoś zamysłu artystycznego mogły wymagać żłobienia skalne w kształcie półkuli, znane ze ścian jaskiń w Indiach czy na Bliskim Wschodzie. Nikt ich precyzyjnie nie datował, ale uważa się, że mogą mieć setki tysięcy lat. Najstarszym przykładem rzeźby może być tzw. Wenus z Tan-Tan – kontrowersyjny kamień o ludzkich kształtach, barwiony ochrą, datowany na 300-500 tys. lat. Około pół miliona lat ma muszla z Trinil, na której zapewne H. erectus wyrył sekwencję ­zygzaków. Żłobienia z Jaskini Wschodzącej Gwiazdy – nawet jeśli stanowią dzieło rąk Homo ­naledi sprzed 200-300 tys. lat – nie są najstarszym znaleziskiem, w którym można się dopatrywać artystycznego zamysłu czy symbolicznego znaczenia.


OBALMY PRAWA PRZYRODY

Łukasz Lamże: W kółko o nich słyszę. Nikt mi jednak nie wyjaśnił, gdzie zostały opublikowane, co grozi za ich złamanie i czy zbliża się jakaś nowelizacja. A może światem nie rządzą prawa, tylko obyczaje, natręctwa albo mody? >>>>


Podobnie sprawa wygląda z pochówkami. Berger podkreśla, że najstarszy bezsporny grób znaleziony w Afryce pochodzi sprzed 78 tys. lat (zawierał ciało trzyletniego dziecka H. sapiens). Z Bliskiego Wschodu znamy zaś groby liczące nieco ponad 100 tys. lat (z jaskiń Qafzeh, Skuhl i Tabun w Izraelu). To nadal daty odległe od czasów H. naledi. Jeśli jednak rozszerzymy poszukiwania na inne domniemane przejawy rytuałów pogrzebowych, to powinniśmy wziąć pod uwagę wspomniane stanowisko Sima de los Huesos. Ciała wczesnych neandertalczyków (sprzed ponad 400 tys. lat) zostały tam celowo zepchnięte do dołu. Być może i to był jakiś rodzaj rytuału – a przynajmniej „celowego pozbywania się zwłok”, o którym w kontekście H. naledi Berger mówi od lat.

Wiemy, że nawet szympansy reagują specyficznie na świeże zwłoki innych małp – wykazują mieszaninę konsternacji i zadumy. Śmierci wśród nich raczej nie towarzyszą rytuały, ale zwłoki z pewnością nie są dla nich obojętne. Po śmierci bliskich osobników małpy mogą zmienić zachowanie – stają się mniej aktywne, gorzej się odżywiają, jakby przeżywały smutek lub żałobę.

Ludzie i szympansy mieli wspólnego przodka 5-7 mln lat temu. Nie wiemy, jak blisko jesteśmy spokrewnieni z H. ­naledi, ale jeśli rzeczywiście należą oni do rodzaju ludzkiego, to musieliśmy mieć wspólnego przodka nie później niż 2-3 mln lat temu. Przyzwyczailiśmy się do tego, że w przypadku cech fizycznych, takich jak wielkość mózgu, widzimy zróżnicowanie – u niektórych gatunków cechy te są bardziej rozwinięte, u innych mniej. Jeśli to samo zjawisko dotyczy cech psychicznych (a czemu miałoby być inaczej, skoro są one zakorzenione w mózgu?), to łatwo sobie wyobrazić, że rytuały, obrzędy pogrzebowe czy sztuka nie narodziły się nagle, w jakimś okresie, wyłącznie za sprawą naszego gatunku. Powinny je poprzedzać bardziej prymitywne zachowania u naszych przodków, takie jak celowe pozbywanie się zwłok, powiązane z jakąś formą myślenia o śmierci, czy żłobienie znaków na skale.

Być może H. naledi, a także inne dawne gatunki człowieka o małych mózgach, takie jak hobbici z Flores i Luzon, fatycznie miały swoje rytuały – na tyle złożone, na ile pozwalały ich niewielkie mózgi. Może nawet były z sobą bliżej spokrewnione niż z nami! Byłaby to duża zmiana w rozumieniu ewolucji naszego rodzaju. Ale nierównoważna stwierdzeniu, że wielkość mózgu nie odegrała w tej ewolucji ważnej roli.

Odkrycie Homo naledi to jedna z najwspanialszych historii paleoantropologii, której nie trzeba w ogóle ubarwiać. Gdyby zespół Bergera powstrzymał się od forsowania tez, których na razie nie da się udowodnić, nie spotkałby się nawet z ułamkiem krytyki, jakiej doświadczył. Ale wtedy Netflix musiałby nakręcić inny film. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i kognitywista z Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz redaktor działu Nauka „Tygodnika”, zainteresowany dwiema najbardziej niezwykłymi cechami ludzkiej natury: językiem i moralnością (również ich neuronalnym podłożem i ewolucją). Lubi się… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Mity z Jaskini Kości