Polski fragment układanki

Polacy na Białorusi będą musieli przeżyć to samo, co przeżyli już Białorusini. Polityka wobec mniejszości to wycinek walki o dyktatorską władzę dla Łukaszenki na kolejne lata. Walki z każdym przejawem demokracji: wolną prasą, organizacjami pozarządowymi, działaczami opozycji. Program prezydenta głosi: chcesz żyć na Białorusi, musisz być lojalny.

11.09.2005

Czyta się kilka minut

Siedziba Związku Polaków na Białorusi w Grodnie /
Siedziba Związku Polaków na Białorusi w Grodnie /

Dwa tygodnie temu pod naciskiem białoruskich specsłużb wybrano nowe władze Związku Polaków na Białorusi z Józefem Łucznikiem na czele - lojalne wobec reżimu, nieuznawane przez Warszawę. Konkurencyjną prezes organizacji jest wybrana w marcu Anżelika Borys - Mińsk odmawia jej uznania, Warszawa twierdzi, że to Borys reprezentuje organizację. Po tym rozłamie stajemy przed koniecznością stworzenia awaryjnego systemu pomocy rodakom zza Buga. Problem mniejszości polskiej na Białorusi to jednak nie tylko kwestia Związku; o innych organizacjach, np. o Macierzy Polskiej, mówi się mniej. Choć Związek zyskał międzynarodowy rozgłos, należy do niego garstka Polonii. Ocenia się, że na Białorusi może mieszkać nawet milion Polaków, a ZPB liczy 25 tys. zarejestrowanych działaczy - to zaledwie 2,5 proc.

Judasz w związku

Polska Rzeczpospolita Ludowa o rodakach na Białorusi zapomniała, przez 15 lat wolności temat także nie był atrakcyjny. Medialny stał się teraz - z powodu represji wobec mniejszości. Działacze organizacji zajmujących się pomocą dla Polaków zza wschodniej granicy przyznają, że myślą o stworzeniu alternatywnego programu działania, pozwalającego wspierać rodaków. Nie chcą jednak mówić o tym publicznie. Nic dziwnego. Hristafor Sawiliewicz, pracujący w białoruskiej Fundacji Sapegi, działającej na rzecz budowy demokracji i społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, stwierdza: - Polski rząd musi znaleźć jakieś rozwiązanie, by dofinansować mniejszość. Trzeba to zrobić sprytnie, bo w świetle białoruskiego prawa każda pomoc, na którą Łukaszenka nie wyrazi zgody - a w przypadku ZPB takiej zgody nie będzie - jest sprzeczna z prawem. Warszawa została de facto zmuszona do prowadzenia działalności uznawanej u nas za nielegalną.

Podobnego zdania jest działacz Białoruskiego Frontu Narodowego Aleś Michalevič: - Polacy muszą wspierać tę część mniejszości, która chciałaby demokracji na Białorusi, czyli Związek reprezentowany przez Anżelikę Borys. Inaczej polskość zaginie. Kiedy prezesem Związku był Tadeusz Kruczkowski, na Białorusi nie udało się utworzyć ani jednej polskiej szkoły. Trzeba współpracować z zaufanymi ludźmi, pracującymi nad różnego rodzaju programami, działającymi w różnych stowarzyszeniach. I nie mam na myśli oficjalnego przekazywania funduszy. Konta bankowe kontrolowane są przez Łukaszenkę.

Tymczasem polskie MSZ ustami wiceministra Jana Truszczyńskiego odmówiło finansowania Związku kierowanego przez Józefa Łucznika. Nieudzielanie wsparcia osobom współpracującym z reżimem jest słuszne. Jednak dzięki temu Łukaszenka osiągnie kolejny cel propagandowy: będzie mógł stwierdzić, że Polska pozostawiła rodaków bez pomocy. I wyjdzie na dobrego ojczulka - za niewysoką, jego zdaniem, cenę zupełnego podporządkowania się dyktaturze “zaopiekuje się" Polakami.

Czym ZPB tak bardzo zaszedł za skórę dyktatorowi? Józef Kulikowski, prezes Stowarzyszenia Rubież, od 15 lat organizujący pomoc dla Białorusi, wspomina o popełnionych w tym czasie błędach. W dodatku z nazwiskami niektórych działaczy Związku wiążą się historie co najmniej niejasne. - Mniejszość polską - mówi - może spotkać jeszcze wiele złego. Doszło tu do odwrócenia proporcji. Zamiast pozwolić Białorusinom samym zacząć rewolucję - jeśli będą tego oczywiście chcieli - próbujemy robić to za nich. Związek nie może mieć celów politycznych, a takie właśnie mu przyświecały.

Wśród działaczy ZPB rzeczywiście powstał konflikt o cel organizacji. Jedni chcieli, by związek zajmował się działalnością wyłącznie kulturalną, inni angażowali się w politykę. Część działaczy poszła na współpracę z władzami (byli licznie reprezentowani dwa tygodnie temu, na ostatnim zjeździe Związku), a w dodatku wplątała się w afery.

Założony w 1990 r. Związek miał być - na wzór istniejącego od 1988 r. na Grodzieńszczyźnie Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego im. Adama Mickiewicza - organizacją o charakterze kulturalnym. Miał wspierać polskie szkolnictwo i prasę. Były prezes organizacji Tadeusz Kruczkowski (wykładowca historii na Uniwersytecie w Grodnie) optował za Związkiem apolitycznym. Okazało się jednak, że pozostaje na usługach reżimu. Przeciwnicy zarzucali mu też defraudację 1,5 mln zł pomocy z Polski. Kobiety oskarżały go o molestowanie seksualne, a jedna ze studentek - nawet o gwałt. Choć prokuratura umorzyła postępowanie, na uniwersytecie zyskał przydomek “doktor seks". Rywal Kruczkowskiego, wiceprezes Józef Porzecki chciał, by organizacja odważniej wspierała białoruską opozycję. Twierdził, że jedynie demokracja mogłaby zabezpieczyć interesy mniejszości polskiej.

Związek znajdował się w kryzysie. Świetnie wykorzystało to białoruskie MSZ, które postanowiło przejąć kontrolę nad organizacją. Wszystko potoczyło się według scenariusza ułożonego przez białoruskich politruków. W lutym udzielono Związkowi drugiego ostrzeżenia za naruszenie statutu (dwa ostrzeżenia pozwalają na delegalizację organizacji). W marcu MSW wykorzystało najlepszą sowiecką metodę walki z oponentami politycznymi: prowokację. Sąd skazał Porzeckiego na 10 dni aresztu za pobicie swojego konkurenta, pozbawiając go możliwości udziału w kolejnym zjeździe i ubiegania się o fotel prezesa organizacji. Na marcowym zjeździe Kruczkowskiego pokonała jednak Anżelika Borys.

Dziś Borys mówi: - Kruczkowski to Judasz. Nie on jeden spośród Polaków na Białorusi i spośród członków Związku. Woli stanąć po białoruskiej stronie, bo to jest wygodne. Z takiej postawy płyną korzyści. Na szczęście Judaszy nie jest wielu. Gdyby to oni przeważali, władza nie musiałaby się uciekać do fałszowania ostatniego zjazdu i wybierania prezesa przy pomocy specsłużb i milicji.

Bez łamania prawa?

Reżim Łukaszenki boi się pomocy finansowej z zagranicy. Pieniądze płynące do organizacji pozarządowych kojarzone są jednoznacznie z finansowaniem przyszłego przewrotu. Dlatego Łukaszenka już osiem lat temu wprowadził prawo, zgodnie z którym zagraniczne organizacje muszą uzyskać zgodę na przekazywanie im funduszy i ich ewentualne wykorzystanie. ZPB przez pewien czas miał takie zezwolenie.

Andrzej Chodkiewicz, dyrektor generalny Wspólnoty Polskiej, finansującej organizacje polskie na Wschodzie: - De facto rozłam w Związku nastąpił, de iure z punktu widzenia władz polskich i białoruskich rozłamu nie ma. Związek jest jeden, ma dwa zarządy. Polacy uznają ten z Anżeliką Borys, Białorusini ten z Józefem Łucznikiem. Nasza Wspólnota musi prowadzić dokładnie taką samą politykę jak polski rząd. Jeśli MSZ mówi: nie popieramy nowych władz, nie możemy postąpić inaczej.

I jeszcze: - Opieka nad mniejszością narodową jest obowiązkiem tego państwa, w którym mniejszość żyje. Białoruś nigdy się z tego nie wywiązywała. Popatrzmy na przykład Czech. Państwo czeskie dotuje polski teatr i prasę, choć Polaków żyje tam tylko 50 tys.

Anżelika Borys nie ma wątpliwości:

- Związek Polaków na Białorusi nie będzie mógł funkcjonować bez poparcia Warszawy. Musimy mieć więź z krajem ojczystym. Trudno mi powiedzieć, co będzie robiła uznawana przez reżim organizacja: czy zupełnie podda się propagandzie narzuconej przez władze. Innych organizacji mniejszościowych władza też nie uznała, a jakoś funkcjonują. Nie wiem, jak będzie z finansami, ale wierzę, że strona polska znajdzie takie rozwiązanie, żeby nam pomagać i jednocześnie nie łamać prawa.

Hristafor Sawiliewicz przewiduje kolejne kroki prezydenta: - Łukaszenka przeprowadzi wielką akcję propagandową zachęcającą Polaków do wstępowania w szeregi Związku Polaków na Białorusi kierowanego przez Józefa Łucznika. Jeśli Polacy będą odmawiać, rozpoczną się represje: zwolnienia z pracy, wyrzucanie dzieci ze szkół, zastraszanie. Nie jesteś w ZPB, znaczy - jesteś przeciwko państwu białoruskiemu, jesteś wrogiem. Polaków sympatyzujących z niezależnym od władz białoruskich Związkiem spotkają jeszcze większe nieprzyjemności. Odmówi się im prawa wjazdu do ojczyzny, skonfiskuje się majątek... Łukaszenka doprowadzi niezależny ZPB do agonii.

Część wielkiej polityki

Represje, które od wielu miesięcy spotykają mniejszość polską na Białorusi, są częścią przedwyborczej kampanii prezydenta Łukaszenki. Mniejszość polska (aktywna politycznie bądź należąca do niezależnych organizacji) jest tylko jednym z elementów, które nie pasują do układanki Łukaszenki. Żeby obrazek złożył się w całość, społeczeństwo musi całkowicie zawierzyć reżimowi i uznać go za jedyną prawomocną władzę.

Prezydent boi się utraty kontroli nad państwem i widma kolorowej rewolucji. Żeby do niej nie doszło, musi doprowadzić do pełnej kontroli państwa i wszystkich sfer życia obywateli. Plan zakłada zniszczenie organizacji pozarządowych, prześladowanie niezależnych mediów - zamykanie wolnych tytułów, blokowanie stron internetowych - i nękanie działaczy opozycji. Ewentualni kontrkandydaci Łukaszenki na urząd prezydenta znaleźli się w więzieniu. Paweł Siewiaryniec i Mikoła Statkiewicz trafili za kraty w maju, wyrok - trzy lata, za zorganizowanie nielegalnej manifestacji. Reżimowi udało się zlikwidować także ponad 80 proc. lokalnych oddziałów partii socjaldemokratycznej i Białoruskiego Frontu Narodowego. Wystarczyło wydać rozporządzenie, że partie nie mogą mieć siedziby w prywatnym mieszkaniu...

Wybory prezydenckie zaplanowano na rok 2006 - sfałszowane referendum dało Łukaszence prawo do zmiany konstytucji i ubiegania się o urząd prezydenta po raz trzeci. De facto chce on zostać dożywotnią głową państwa i obawia się przegranej, choć przedwyborcze sondaże, przeprowadzane w marcu przez MISEPI, niezależny - i z tej racji zamknięty w kwietniu przez reżim - ośrodek badania opinii publicznej pokazują, że 46 proc. obywateli chce głosować na Łukaszenkę.

Przekonamy się, kim jesteś

Mówiąc o roli ZPB Anżelika Borys również dystansuje się od polityki. Padają słowa o historii, polskości, podtrzymywaniu kultury i więzi: - Nasza działalność to wyjazdy zespołów na festiwale, krzewienie kultury. Będziemy zmuszeni robić to wszystko w podziemiu. Szereg przedsięwzięć możemy zrealizować i w Polsce. Mam pewien plan, ale szczegółowo nie będę o nim mówić. To, co zabrała nam władza (mam na myśli majątek, domy polskie), da się odzyskać, ale ważniejsze jest, żeby ludzie zachowali polskość w sobie.

Tymczasem w obecnych warunkach Związek czeka najtrudniejsza próba: nie poddać się propagandzie. Nie pójść na współpracę z reżimem. A cena może być wysoka: wyrzucenie z pracy, prześladowania, nawet areszt. Łukaszenka zaczyna od testu: przekonamy się, kim jesteś, kiedy zobaczymy, który związek wybierzesz. To samo zrobił z białoruską młodzieżą. Nauczycieli, którzy nie ukończyli trzydziestu lat, bez pytania wcielano do Białoruskiego Republikańskiego Związku Młodzieży, który stworzono na wzór sowieckiego Komsomołu. Później nakazywano im werbowanie młodzieży. Potem do programu nauczania wprowadzono obowiązkowe zajęcia z przedmiotu o nazwie “ideologia". Ideologii - jak mówi jeden z rektorów wyższej szkoły białoruskiej Stanisłau Kniazieu - trzeba się uczyć od dziecka, by razem z zabawkami i bajkami przyswoić sobie patriotyzm i dumę z państwa, w którym się żyje.

Polaków mieszkających na Białorusi przedstawia się u nas jako ludzi rozumiejących demokrację i chcących o nią walczyć. Tymczasem praca ideologiczna, którą wykonał nad nimi reżim, przyniosła plony. Prezes Stowarzyszenia “Rubież" mówi: - Niewielka część Polaków żyjących na Białorusi popiera reżim Łukaszenki. Ale wielu chwali sobie warunki, w których żyje. Oni nie rozumieją demokracji i wcale jej nie chcą. Kiedy pytałem, czy nie przeszkadza im brak wolności, często w odpowiedzi słyszałem pytanie: “A szto nam bol’sze nado? Jest’ chlieb, jest’ mołoko’. Nam niczewo bol’sze nie nado". Wątroba mi się przewraca, kiedy słyszę, że osoby biorące udział w ostatnim zjeździe ZPB i mówiące wyłącznie po rosyjsku wszystkie były podstawione przez służby specjalne. A kto Polaków żyjących w kołchozach miał uczyć polskiego? Inteligencja, owszem, mówi po polsku. Prości ludzie często nie.

Kiedy mowa o Polakach na Białorusi, nie można ograniczać się jedynie do ZPB. Pomoc - nie tylko finansowa - potrzebna jest wszystkim. Także tym, których reżim nauczył kołchozowej mentalności. Powinniśmy mniej mówić o konieczności budowy demokracji na Białorusi, a bardziej starać się o wsparcie Unii Europejskiej. Dialog z Mińskiem długo jeszcze nie będzie możliwy. Program pomocy dla naszych rodaków - legalnej czy też nie - opracować trzeba natychmiast.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2005