Północ w słońcu Południa

Wystawy w Międzynarodowym Centrum Kultury zaczynają układać się w konsekwentną całość. Nie tylko dlatego, że pokazują kolejne aspekty sztuki belgijskiej (by przypomnieć monografię Jamesa Ensora czy prezentację symbolizmu brukselskiego). Także dlatego, że odkrywają lęki i nadzieje Europejczyka z Północy wchodzącego w nowoczesność.

26.06.2005

Czyta się kilka minut

Dobrym kontekstem dla obecnej prezentacji dzieła Fransa Masereela może być niedawna wystawa “Oto człowiek". W krakowskim MCK pokazano wtedy prace XX-wiecznych artystów niemieckojęzycznego kręgu kulturowego, m.in. Oskara Kokoschki, Georga Grosza, Ernsta Ludwiga Kirchnera... Masereela, urodzonego w 1889 roku w belgijskim miasteczku Blankenberge, wiąże z nimi nie tylko wspólnota pokoleniowa (zresztą np. z Groszem łączyła go głęboka przyjaźń). I nie tylko burzliwe losy wielu jego dzieł, uznanych przez nazistów za “sztukę zdegenerowaną".

Zawstydzona radość

Ten Belg, przez długie lata związany z Francją (mieszkał w Paryżu, w rybackiej wiosce Equihen koło Boulogne-sur-Mer, a wreszcie w Nicei), nawet w słońcu Śródziemnomorza pozostaje artystą Północy. Twórczość Masereela niesie jej drapieżność i brutalność, jej apoteozę trudu i zaangażowanie, jej ruchliwość, niechcianą, ale jednak nieustępliwą świadomość istnienia zła, jej tęsknotę za metafizyką, jej zawsze nieco zawstydzoną, skrzętnie ukrywaną radość.

Być może dlatego właśnie ten artysta stał się odnowicielem najbardziej chyba północnej, dürerowskiej techniki - drzeworytu, zdolnego wyrazić myśl w sposób ostry, jednoznaczny, kanciasty. Oto “Trzy dziewczyny" (1931), zapadające się w mrok prostytutki o nieco pogardliwym spojrzeniu i rękach wspartych na biodrze. Dwa kobiece korpusy pozbawione rąk i głów (zamiast nich wyrastają jakieś poskręcane druty) z “Witryny" (1950) sklepu. Wpadający na siebie, skuleni “Przechodnie" (1968), podglądani przez wychylające się zza rogu rozpromienione oko, nie wyglądające jednak bynajmniej na Oko Opatrzności.

W Polsce Masereel znany jest przede wszystkim jako drzeworytnik. Teraz mamy okazję poznać jego twórczość malarską - akwarele i oleje na płótnie. Powracają w nich te same motywy, co w drzeworytach i tuszach, potraktowane równie kategorycznie, równie prostolinijnie. Kolor - przybrudzony, wahający się między zgniłymi zieleniami, ugrami i rdzawymi pomarańczami - ujęty jest w czarne, dyscyplinujące kontury (też jakby trochę drzeworytnicze).

Oddech metropolii

Raz po raz pojawia się miasto: żywy, zwierzęcy organizm z własnym, zawsze przyspieszonym oddechem i tętnem. Nawet wtedy, gdy tylko jedna postać przemierza nocne ulice “Paryża, XVIII dzielnicy, Montmartru" (1927), ciężkie, jakby wyciosane z jednej bryły kamienia bloki domów mozolnie pną się do góry.

Miasto pełne jest kobiet - posągowych prostytutek wypełniających stacje metra i bistra, stojących w świetle latarń. W tych przedstawieniach nie brak dyskretnego liryzmu: dziewczyna “Na stacji metra" (1924), przechylona w barokowym kontrapoście, ma delikatną, błękitną kurteczkę i rozmarzone, choć mocno podkrążone, oczy. Mężczyźni pełnią w tej przestrzeni rolę mniej znaczącą - traktowani są przez artystę bardziej krytycznie, bardziej ironicznie. Choć pozornie to oni wybierają (jak w akwareli z 1924 roku, przedstawiającej ciemnego, nieco monstrualnego mieszczanina otoczonego gromadą półnagich prostytutek, którym towarzyszy gdzieś z oddali przysadzista i nieco znudzona “burdelmama"), w gruncie rzeczy ulegają jednak bezwolnie kobiecości. Świetnie wyraża to najdowcipniejsza chyba akwarela zaprezentowana na krakowskiej wystawie: spośród trzech postaci w biurze na pierwszy plan wysuwa się sekretarka.

Masereel pozostaje artystą zaangażowanym (w 1964 roku otrzyma nawet Nagrodę Związkowców Niemieckich). Widzi rodzące się totalitaryzmy, niebezpieczeństwa uprzemysłowienia, brutalność coraz szybciej toczącego się świata. Jednak zwierzęce miasto, które przedstawia, nie ma w sobie nic demonicznego. Artysta nie boi się tej przestrzeni, nie widzi w niej ludzkiego piekła ani zapowiedzi cywilizacyjnej katastrofy. Jego kabarety i bary, dworce i stacje metra są przyjazne, radosne, autoironiczne. Nawet jeśli przypominają jaskinie, to takie, w których można się ukryć przed niebezpieczeństwem, nie zaś takie, w których straszy.

I nic w tym dziwnego: belgijski twórca przyjaźnił się nie tylko z Georgiem Groszem, ale także z Romain Rollandem. Być może to właśnie owocny artystycznie (by wspomnieć choćby “Bunt maszyn") kontakt z noblistą, autorem “Jana Krzysztofa" i “Colasa Breugnon", złagodził obraz świata Masereela. Malarz powiedział kiedyś: “Człowiek człowiekowi wilkiem. Z jednej strony wytwarza się bogactwo, z drugiej - nędzę, rozpacz, nienawiść. A logicznym tego następstwem jest wzrost świadomości, zbrodnie, bunty. Pomyślmy o tym, co się stało w ostatnich latach! Na końcu tego wszystkiego jest nadzieja na lepsze życie, bardziej radosne, na powszechną zgodę ludzkości odkupionej przez pracę. I mógłbym w tym miejscu wrócić do dżungli, to by sugerowało, że świat zmierza do chaosu. Pesymistyczny koniec miałby tę przewagę, że byłby bardziej artystyczny; to zresztą ciekawe, że dzieła pesymistyczne ocenia się jako artystycznie bardziej udane. Moja natura przeciwstawia się temu pesymizmowi, mój umysł także".

Portowa Golgota

Wyrazem tej wiary w odkupienie przez pracę są obrazy przedstawiające swoistą formę miasta - port. Kompozycje z Boulogne-sur-Mer utrzymane są w bardzo drapieżnej, jakby nadgniłej kolorystyce wodorostów. Statki przypominają podwodne, obrośnięte szlamem stwory, które wypełzły na powierzchnię. Jeden z bohaterów tych obrazów, przycumowany do nabrzeża holownik, nosi szczególną nazwę: Golgota.

Nazwa ta znakomicie oddaje nastrój obrazów kontynuujących jakby te portrety portu. “Rybak" (1930), pewnie sąsiad z Equihen, toporny, w gumowych butach, z torbą przerzuconą przez ramię, włożył ręce do kieszeni. Ciężkim, zmęczonym krokiem zdaje się iść po wodzie. Podobny ciężar ma ciało “Kobiety w niebieskim na wydmach" (1930): odwrócona od morza, zapatrzona w głębię lądu, ma w sobie coś stabilnego, pewnego, mocnego, a jednocześnie oczekującego.

Przedstawienia “Portu w Antwerpii" (1966) tylko pozornie wydają się łagodniejsze, rozświetlone łagodnymi zieleniami i bielami. Tu także toczy się walka - o godność i o przetrwanie. “Dźwigi portowe" (1965) to jakby przegląd wojsk przed bitwą. I nie wiadomo tylko, kto przed kim maszeruje: potężne maszyny przed robotnikami czy odwrotnie. Dokerzy, malowani w latach 40., o napiętych mięśniach i wykrzywionych grymasach, przysadziste prowansalskie kobiety z lat 50., to postaci heroiczne, rodem wprost z mitologii. A choć Masereel jeszcze w latach 30. odbył dwie podróże po Związku Radzieckim (śladem tego jest na wystawie cykl szkiców znad Wołgi, wykonanych chińskim tuszem), w jego apoteozie pracy, wyzwalającej ku wolności, nie ma krzty fałszu, krzty propagandy...

Dlatego być może tak bardzo zwraca uwagę na krakowskiej prezentacji praca, która wcale nie jest największym osiągnięciem belgijskiego artysty. “Wołanie rąk" (1957) to tylko rysunek czernią kostną. A jednak dłonie, pnące się ku górze, ściągnięte napięciem mięśni, a przy tym roztapiające się w przestrzeni wielkomiejskich budynków, zrytmizowanych oczodołami okien, są gestem wołania o ratunek. Stawiają bowiem pytanie o sens codziennej, zwyczajnej Golgoty.

“FRANS MASEREEL. ODKRYWANIE MISTRZA"; Kraków; Międzynarodowe Centrum Kultury; wystawa czynna do 21 sierpnia; kurator: prof. Marcel van Jole; polski kurator: dr Monika Rydiger; wystawie towarzyszy katalog.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005