Pokorni słudzy

Codzienność naszego katolicyzmu upływa w rytmie dziwacznego kontredansu. Trzeba tak dramatycznych sytuacji jak ta z Krakowskiego Przedmieścia, by tancerze spojrzeli sobie prosto w oczy.

17.08.2010

Czyta się kilka minut

Odpust w rocznicę koronacji figury Matki Boskiej Kebelskiej. Wawolnica, pow. Puławy, 6 września 2009 r. / fot. Łukasz Miechowicz, Reporter /
Odpust w rocznicę koronacji figury Matki Boskiej Kebelskiej. Wawolnica, pow. Puławy, 6 września 2009 r. / fot. Łukasz Miechowicz, Reporter /

Do zdarzeń, jakie przez kilka ostatnich tygodni rozgrywały się na Krakowskim Przedmieściu, pasuje fragment teorii chaosu, nazywany "efektem motyla". Podobno w układach nieliniowych minimalna zmiana danych "na wejściu" powoduje potężne zmiany "na wyjściu". W myśl tej teorii ruch motylich skrzydeł nad Wrocławiem może doprowadzić do huraganu nad Mokotowem. Podobnie lokalny (na początku) spór o miejsce krzyża upamiętniającego ofiary katastrofy pod Smoleńskiem zmienił się w huragan, który wywraca do góry nogami ustalony porządek, obnaża mielizny życia wspólnotowego, wzywając jednocześnie do tablicy wszystkich właściwie jego uczestników.

Po kolędzie

Co najważniejsze: uderza w feudalną strukturę, na jakiej zbudowany jest polski katolicyzm. Pochodną feudalizmu jest zaś hipokryzja, która przybiera w pejzażu rodzinnym przedziwne formy.

Mówiąc o hipokryzji, mówię również o sobie. Czuję się członkiem wspólnoty od pokoleń wychowywanej w identyczny sposób. Nie potrafię rozmawiać z księżmi, ponieważ z księżmi się nie dyskutuje - to jeden z niepisanych fundamentów edukacji. Księdza należy przede wszystkim słuchać. Należy się szeroko uśmiechać, potakiwać uprzejmie i nie prowokować, co pozwoli na uniknięcie zbędnych zgrzytów. Ksiądz pogada i pójdzie, w końcu taki ma zawód, i trzeba to uszanować. Katecheza trwa krótko, w sam raz tyle, żeby przepisać zadanie z matematyki albo dla fasonu przyciąć w karty z kolegą. Ksiądz uśmiechnie się podczas kolędy, pogłaska dzieci po głowie, powie kilka zdań w rodzaju: "Dzieci to jednak szybko rosną, że ho ho, ani się obejrzeć" albo skomplementuje wystrój mieszkania. Pod czaszką kłębią się co prawda pytania, ale nie ma na nie czasu. Ani ja go nie znam, ani on mnie.

Natomiast kiedy wyjdzie, o, wtedy wymowny robię się bardzo. Nie jestem w tym osamotniony: jak kraj długi i szeroki, społeczeństwo pomstuje na duchownych, tyle że za ich plecami. Ma kochankę, źle kazania mówi, nudne te jego katechezy jak flaki z olejem, a jak był pogrzeb Kowalskiego i nazjeżdżało się ludzi, to nie wpuścił nawet na parking przed plebanią, musieli na chodnikach parkować.

Wyraźne ślady tego rozdwojenia odnajdziemy w najświeższych statystykach z diecezji płockiej. Pokazują one, jak przekonania wiernych rozchodzą się z nauczaniem Kościoła, co budzi tym większe zdziwienie, że diecezja składa się przede wszystkim z parafii wiejskich, czyli uznawanych za najbardziej konserwatywne. 43 proc. ankietowanych uznaje dopuszczalność in vitro (dalsze 20 proc. pod pewnymi warunkami), 43 proc. dopuszcza współżycie przed ślubem, niemal 30 proc. uznaje za dopuszczalne życie w wolnym związku, a ponad 18 proc. dopuszcza seks bez ograniczeń. Zestawmy te statystyki (cytuję za "Gazetą Wyborczą") z ostatnią wypowiedzią abp. Józefa Michalika, który w "Rzeczpospolitej" z 10 sierpnia stwierdził: "Sprawa in vitro to jest problem prostowania ludzkiego sumienia. Ludzie, którzy mówią, że in vitro nie jest przekroczeniem prawa Bożego, mają krzywe sumienie i Kościół musi je prostować"; zestawmy je z głosami z episkopatu, że zwolennicy in vitro nie mogą przystępować do Komunii - a otrzymamy obraz instytucji głęboko podzielonej. Co najważniejsze - instytucji, w której dialog wewnętrzny właściwie nie istnieje. Nie wierzę, by spośród wiernych diecezji płockiej zbyt wielu dyskutowało z duszpasterzami o swoich poglądach.

Żeby uściślić: zrzucanie całej winy za tę sytuację na księży byłoby poważnym nadużyciem. Za pogłębiający się kryzys winę ponoszą również parafianie, którzy nie chcą (nie potrafią?) artykułować własnych potrzeb. Zamiast dyskutować, łatwiej wybrać rolę pokornego sługi.

Zazwyczaj milczą

Czemu wątpliwości zabieramy do domu? Jak to możliwe, by ten kraj, na pozór tak rozgadany, rozwichrzony i niepoprawny, milkł na widok księdza? Na myśl przychodzi kilka przyczyn.

Jedną z nich jest to, że wbrew pozorom taka sytuacja jest wygodna dla obu stron, pozwala bowiem na uniknięcie niewygodnych pytań, spojrzenia prosto w oczy, rzeczowej rozmowy. Ani ksiądz za bardzo nie dociska, ani też parafianin za bardzo nie spieszy się z wyciąganiem swoich obolałości na światło dzienne. Codzienność polskiego katolicyzmu nadal upływa w rytmie dziwacznego kontredansu. Obie strony, choć niby tańczą ze sobą, pozostają osobno. Trzeba tak dramatycznych sytuacji jak ta z Krakowskiego Przedmieścia, by partnerzy spojrzeli sobie prosto w oczy - przekonanie, że przed Pałacem Prezydenckim stanęły naprzeciwko siebie Polska katolicka i Polska ateistyczna, jest bowiem z gruntu błędne. Nawet jeśli tak było na początku, to rychło spór ewoluował w konflikt między różnymi odcieniami katolicyzmu. Między religią, która czuje się na tyle mocna, by poradzić sobie bez tak intensywnej obecności w życiu publicznym, a tą jej odmianą, która serio uznaje, że cały ten kraj nadal, jak mówił główny bohater "Jeziora Bodeńskiego" w swej słynnej przemowie, "kształtem przypomina serce, a przy odrobinie dobrej woli można go przyrównać do człowieka, który rozwarł ramiona. Tak. Rozwarł ramiona przybite do krzyża". Między katolicyzmem, który jest w stanie uznać reguły demokratycznej gry, a tą jego wersją, która domaga się intronizacji Chrystusa Króla. Dotychczas swoje racje w kościołach i na ulicach demonstrowała wyłącznie ta druga strona. Nic dziwnego. Jeśli katolik nawołuje do tego, by szanować głosy tych, którym z katolicyzmem nie po drodze, uznawany jest za odszczepieńca i czarną owcę w stadzie.

Są i inne powody. Jeśli sformułować listę życzeń wobec Kościoła, okaże się, że jest na niej wiele wykluczających się żądań. Od księży żąda się jednocześnie, by brali czynny udział w życiu społecznym kraju i wyłączyli się z określonych przestrzeni. Znalezienie złotego środka wygląda na niemożliwe, każda bowiem decyzja może wywołać irytację komentatorów. Typowa mantra brzmi: "Kościół nie powinien się angażować w politykę". Dla uczciwości powinniśmy jednak dodać, że irytację każdego z nas budzi sytuacja, gdy w różnorakich sporach Kościół nie angażuje się tak, jak byśmy sobie życzyli.

Czy poparcie polskiego Kościoła dla integracji europejskiej było gestem politycznym? Odpowiedź zdaje się oczywista. Skrajnych emocji jednak nie było, bo tu głos Papieża i większości biskupów był zgodny z aspiracjami większości społeczeństwa i opiniotwórczych mediów. Kłopoty zaczynają się tam, gdzie spór angażuje więcej stron, siły rozkładają się po równo, bądź - jak w przypadku in vitro - Kościół zdaje się iść na przekór oczekiwaniom większości społeczeństwa. Wówczas krytyka jest nieunikniona, przy czym podkreślmy raz jeszcze: wychodzi ona od ludzi postrzeganych jako obojętni wobec religii lub jej wrodzy. Wierni zazwyczaj milczą.

Od Miętnego po Wrocław

Te wydarzenia dzieli ćwierć wieku.

Na przełomie 1983 i 1984 r., w "Dzienniku Telewizyjnym" można obejrzeć kolejne reportaże z Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem pod Garwolinem. W bladym świetle przedwiośnia wiejska szkoła i zbuntowani uczniowie. Młodzież żąda zawieszenia krzyży w klasach. Władza odmawia. Uczniowie krzyże wieszają, po zajęciach personel ściąga je ze ścian i odnosi na pobliską plebanię. Rano krzyże wracają. Wybucha długotrwały strajk. Bp Jan Mazur ogłasza głodówkę. Księża dekanatu garwolińskiego grożą wezwaniem do bojkotu wyborów. Dyrekcja szkoły organizuje pogadanki o świeckim charakterze edukacji i szykanuje rodziców, zmuszając ich do podpisywania dokumentu, w którym zobowiążą się do respektowania świeckości szkoły. Dyrekcja ogłasza nowy nabór uczniów. Po latach w materiałach IPN czytamy, że władza skierowała wówczas przeciwko uczniom jednostkę ZOMO. Kilkumiesięczny spór kończy się kompromisem: krzyż może wisieć wyłącznie w bibliotece.

Wydarzenie drugie, z grudnia 2009 r.: trójka uczniów XIV LO we Wrocławiu zwraca się do dyrektora szkoły z żądaniem zdjęcia krzyży ze ściany, argumentując, że łamią one neutralność światopoglądową państwa. Dyrektor początkowo proponuje kompromis, jednak po kilku dniach zwycięża inna opcja: podczas publicznej debaty licealiści zostają wyśmiani i potraktowani jak gówniarzeria. Przez księdza.

Jak wykorzystał ten czas Kościół w Polsce? Minione 20 lat to okres budowania siły materialnej. Mamy mnóstwo proboszczów, którzy świetnie radzą sobie z prawidłami ekonomii, choć znacznie gorzej z homiletyką. Mamy lekcje religii w szkołach, które przynoszą Kościołowi zastępy papierowych katolików, powiększających jedynie statystyki. Mamy mnóstwo kapłanów, którzy okazali się zbyt słabi jak na nowe czasy i tkwią jedną nogą w stanie duchownym, a drugą w stanie świeckim. Mamy też rosnące przekonanie, że Kościół jest instytucją opresyjną i zachłanną, wreszcie - niezdolną do kompromisu.

Czy zajęty fundowaniem kolejnych świątyń, pomników i odzyskiwaniem mienia, Kościół nie zapomniał o budowaniu siły duchowej? Dlaczego abp Michalik, który we wspomnianym już wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" tak pięknie dzieli gazety na dobre i złe, nie chce rozmawiać ze swoimi przeciwnikami do tego stopnia, że przez gardło nie przechodzi mu nawet krytyczny wobec niego tytuł prasowy? Dlaczego wierni, którzy nie zgadzają się ze swoimi proboszczami, milczą? Dlaczego nadal dominuje strategia pokornego sługi (niepokornego, gdy za panem zatrzasną się drzwi)?

Kuracja krzyżem

Zdarzenia z Krakowskiego Przedmieścia pokazały, jakie są konsekwencje. Czystym i zrozumiałym głosem przemówiły w ostatnich tygodniach właściwie tylko dwie siły: niechętni wobec obecnego statusu Kościoła i ci katolicy, którzy utrzymują, jak usłyszałem na Krakowskim Przedmieściu, że "nie było żadnej mgły". Pierwsi uznali, że najlepszą taktyką będą skecze rodem z Monty Pythona. Pałając świętym oburzeniem na tych drugich, nie zapominajmy jednak, że minione 20 lat to również okres umacniania się formacji, dla której żarliwa, pozbawiona niuansów i wątpliwości wiara jest jedyną ucieczką przed niezrozumiałym, zbyt agresywnym i niesprawiedliwym światem. Światem, który żąda, by być wiecznie młodym, świetnie wykształconym, pracować w modnym zawodzie, a Boga traktować jak niegroźną ideę. Nie było dla tych wydziedziczonych ze stabilnego życia ludzi alternatywy innej niż miejsce, gdzie religia spotyka się z resentymentem, goryczą i szaleństwem. Po 20 latach wolności są w Kościele jedyną siłą, która głośno artykułuje swoje potrzeby, nawet jeśli mają one polegać na przywiązaniu się do krzyża.

Pokorni słudzy, którzy przed ekranami telewizorów zastygają w zgorszeniu i zdumieniu, mogą tylko milczeć.

Jeśli jednak zdarzenia z Krakowskiego Przedmieścia są ceną, jaką musimy zapłacić za większą otwartość w Kościele, to załamywanie rąk nie ma sensu. Lepiej mieć nadzieję, że kuracja krzyżem okaże się uzdrawiająca, a niemi wreszcie przemówią.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2010