Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W czasach, gdy terroryzm stał się w krajach Zachodu synonimem współczesnego zła, stosowanie go dla osiągnięcia celu politycznego (w przypadku IRA: wyrwania Irlandii Północnej spod władzy “Brytoli" i zjednoczenia z niepodległą Irlandią) staje się coraz bardziej nie tylko anachronizmem, ale też działaniem pozbawionym jakiejkolwiek już wiarygodności. W tym i tej, po którą sięgali polityczni czy duchowi (czasem duchowni) patroni IRA, gdy tłumaczyli, że to tylko samoobrona, jaką uciskana mniejszość (Irlandczycy) musi stosować przeciw bezwzględnej większości (armii i władzy brytyjskiej oraz organizacjom protestanckim). A kwestia wiarygodności ma znaczenie kluczowe, jeśli zważyć, że znaczna część finansów IRA pochodziła ze zbiórek prowadzonych wśród irlandzkiej społeczności z USA.
Kilka lat temu wydawało się, że po kilku dekadach wojny partyzancko-terrorystycznej i śmierci trzech tysięcy ludzi, mniejszość porozumie się politycznie z większością: od Wielkiego Piątku 1998 r. w Irlandii Północnej trwa (mimo kilku incydentów) rozejm, w obu społecznościach, katolickiej i protestanckiej, mający silne poparcie może także dlatego, że ten biedny niedawno region przeżywa wzrost gospodarczy. Po “porozumieniu wielkopiątkowym" powstał też regionalny parlament Irlandii Północnej, zawieszony jednak przez Londyn w 2002 r.; powodem były kłopoty z (samo-)rozbrojeniem IRA.
Czy oświadczenie IRA to przełom? Sinn Fein, powiązana z IRA partia irlandzkich katolików, wzywała do takiego kroku od kilku miesięcy. Protestanci reagują jak zwykle sceptycyzmem. Mają swoje racje: rozmaitych oświadczeń IRA wydawała w przeszłości wiele. Żadne jednak nie było tak jasne - i, na swój sposób, lapidarne.