Pogromcy oliwek

Dwadzieścia jeden w Irlandii, siedemnaście w Stanach. Tylu określeń na aromaty cheddara doliczyli się irlandzcy badacze drogą systematycznych studiów w terenie i obliczeń statystycznych.

25.09.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Heike Brauer / EAST NEWS
/ Fot. Heike Brauer / EAST NEWS

Większość słów jest trudno przekładalna – bo czy zapach wilgotnej ściery w kamiennej chatce w hrabstwie Limerick jest ten sam, co szmaty rzuconej na sztachety przy drodze na Garwolin? Wątpię. Ale jedno rzeczywiście zachowuje swą uniwersalną przydatność: otóż cheddar, stwierdzili uczestnicy fokusów, bywa cheddarowaty.

Nie lubię namolnego zagadywania gości, jak im coś smakuje, ale czasem kiedy jedzą ser z Frontiery, albo szczególnie dobry kawałek pecorino, zdarza mi się poprosić, żeby podzielili się wrażeniami. Mam widocznie skłonność do osób tyleż ekspresyjnych, co niepoetycznych – w każdym razie słyszę regularnie tylko jedno słowo na zet, którego nie wypada mi powtarzać w druku. Irlandzcy badacze nie mieliby na co marnować swoich grantów z takimi ludźmi.

Pole do popisu mieliby na pewno przedstawiciele nowej dyscypliny, publikujący na łamach kwartalnika „Celebrity Studies”. Uwagę świata zacny ten periodyk zwrócił na siebie parę lat temu, drukując uczoną rozprawę o fetyszyzacji pupy Pippy Middleton w ujęciu freudowskim i marksistowskim. Tylna część ciała siostry kobiety wydanej za mężczyznę, którego ojciec jest synem kobiety zasiadającej na brytyjskim tronie, zajęła bite trzy strony, podczas gdy 60 lat temu Watsonowi i Crickowi wystarczyła jedna stroniczka artykułu, żeby zrewolucjonizować biologię i medycynę tekstem o DNA – komentował wtedy sprawę Mark Abrahams, autor felietonów o dziwacznych peryferiach nauki drukowanych przez „Guardiana” w rubryce „Improbable research” („Badania nie do wiary”).

Cykl niestety już wygasł, pozostało po nim fascynujące archiwum, pełne historii wcale niegłupich oraz pytań, których nie mamy czasu zadawać. Na przykład – czy piękno ma swój egzystencjalny ciężar, czy przeżycie estetyczne łagodzi ból, nie tylko w przenośni? Włoscy naukowcy stawiali ochotników przed obrazami – raz takimi, które uznawali za piękne, raz przed bohomazami, po czym razili śmiałków laserem, mierząc przy tym reakcje ośrodka bólu. Ale nic straconego, środowisko skupione wokół bloga o tej samej nazwie działa dalej prężnie, wyszukując i nagłaśniając badania, które „pierw skłaniają do śmiechu, a potem do namysłu”.

Bez wątpienia zdarzało się wam o tych sprawach słyszeć, właśnie pod koniec września – wtedy Improbable Research przyznaje swoje tzw. Ig-Noble. Powołują się przy tym na Isaaca Asimova, który mawiał, że najbardziej ekscytujące słowa w nauce, wieszczące nowe odkrycia, nie brzmią „eureka”, lecz „to zabawne”. Zacne gremium nie wyróżniło tym razem badań związanych z kuchnią i jedzeniem, ale zdarzały się takie – rok temu np. nagrodzono zespół chemików za maszynę, która potrafi ugotowane jajko przywrócić do stanu płynnego.

Nie pierwsza to próba okiełznania jajka, najkłopotliwszego składnika codziennej diety. Kuchenne składziki są cmentarzyskiem wielu wynalazków godnych Ig-Nobla. Rozmaite ustrojstwa – to słowo wydaje się specjalnie na tę okoliczność ściągnięte z rosyjskiego – świadczą o tym, że nie wolno puszczać luzem naukowców: ogarnięci pasją rozwiązania problemu nie widzą, że wprawdzie osiągnęli cel, ale po drodze zgubili sens. W szufladzie rzeczy niepotrzebnych mam właśnie coś jajecznego – łyżkę do oddzielania żółtka od białka. Ma nacięcia i dziurkę, która łapie żółtko, pozwalając białku spłynąć do podłożonej miski. Sęk w tym, że dla jednego czy dwóch jajek szkoda całego zachodu; kto regularnie musi podzielić ich kopę, osiąga taką sprawność w rękach, że po nic mu takie ustrojstwa. Tuż obok gdzieś odłożyłem kosmiczny przyrząd do obierania czosnku: rurkę ze specjalnego, dość miękkiego silikonu: starczy wetknąć weń ząbek czosnku, następnie potoczyć ją parę razy dłonią po blacie – i gotowe: ze środka wypada golusieńki jak niemowlę ząbek. Stosując magiczną rureczkę, czujemy dumę z chytrego wykorzystania praw natury, ale trudno powiedzieć, że życie jest łatwiejsze. Kiedy trzeba obrać naraz hurtową ilość, to i tak wytrząsanie łupin okazuje się żmudne i czasochłonne, ręka wyposażona w sprawny nożyk poradzi sobie ze wszystkim szybciej.
Żeby nie było, że sieję antynaukowy defetyzm, podzielę się jedną nadzieją: niechże postęp wyda wreszcie kolejny sensowny owoc poza otwieraczem do puszek, który nie zostawia ostrych brzegów. Coś, co pozwoli wyciągnąć oliwkę ze słoja, a także zgarnąć ją z talerzyka i podnieść do ust, kiedy stoimy na przyjęciu i mamy do dyspozycji tylko jedną rękę. Dźganie widelcem nie jest ani zabawne, ani bezpieczne, zagraża oczom współbiesiadników. Ktoś powie, żeby po prostu nie jeść oliwek. O, to też może być skuteczne. ©℗

Przegląd wrześniowych radości zakończmy, dźwigając z targu wór słodkiej papryki. Można z niej przygotować danie niezbyt wyględne, ale rozgrzewające już całkiem w jesiennym trybie. Jest to wariant bolońskiego dania z pomidorów o nazwie friggione. Bierzemy porównywalną ilość cebuli i papryki. Cebulę grubo kroimy, dusimy powoli na sporej ilości oliwy, aż zmięknie i zacznie ciemnieć. Dodajemy garść surowej szynki i / lub boczku pokrojonego w kostkę. Po paru minutach dorzucamy paprykę pokrojoną w spore paski. Solimy, dodajemy mielonego pieprzu, dusimy pod przykryciem kwadrans, czasem mieszając, aż papryka uwolni sporo wody. Dodajemy sporą garść czerstwego chleba, tyle żeby wchłonął nadmiar płynu, solidnie mieszamy, aż się rozpadnie i stworzy breję, odstawiamy do przegryzienia. Można jeść na gorąco, w pierwsze zimne jesienne noce, albo jako przystawkę, polaną oliwą i odrobiną octu. Oliwy do duszenia należy dać naprawdę sporo, to ma być bardzo „syte” danie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2016