Pogodne „wszystko jedno”

Według Allena cokolwiek byśmy robili, zawsze zaskoczy nas ślepy traf. Jakkolwiek byśmy żyli, koniec jest w przybliżeniu zawsze ten sam.

06.04.2010

Czyta się kilka minut

"Uprzedzam, ten film nie poprawi wam samopoczucia" - kokietuje Woody Allen za pośrednictwem bohatera swojego nowego filmu. Pochodzący z żydowskiej rodziny emerytowany fizyk Boris Yellnikoff to właściwie kolejne wcielenie tak dobrze znanych Allenowskich filozofujących ekscentryków, często odgrywanych przez niego samego. Ileż to razy słyszeliśmy z ich ust podobny ton: że człowiek to gatunek upadły, że niesprzątający psich kup zasługują na karę śmierci, że życie to obóz koncentracyjny, dlatego wszystkie dzieci powinny spędzić obowiązkowe dwa tygodnie w prawdziwym obozie... Tym razem zgryźliwy, kulejący tetryk z Nowego Jorku, zagrany przez komika i pisarza Larry’ego Davida, wygłasza swoje cyniczno-katastroficzne tyrady wprost do kamery, jakby cały czas stał na scenie. Jakby z pomocą wypożyczonego z teatru "efektu obcości" chciał za wszelką cenę przełamać dystans widza, wciągnąć go w swoją nieprawdopodobną opowieść, zatruć, ale w końcu także i uzdrowić, swoimi niepoprawnymi poglądami na wszystko.

Najnowszy film Allena jest pochwałą przypadku, który często znacznie lepiej potrafi zaaranżować nasze życie niż my sami. Taka też jest wymowa oryginalnego tytułu (zagubiona, niestety w polskiej wersji) - whatever works, wszystko jedno. Cokolwiek byśmy robili, zawsze zaskoczy nas ślepy traf. Jakkolwiek byśmy żyli, koniec jest w przybliżeniu zawsze ten sam. Jednak mocno przerysowana postać Borisa ubiera ów programowy pesymizm w zgrabny cudzysłów. Tak naprawdę bowiem farsowa z ducha historia starzejącego się mizantropa, który przygarnia pod swój dach młodocianą uciekinierkę, okazuje się pochwałą życia. Boris Yellnikoff cierpi na tę samą przypadłość, która dotykała jego poprzedników ze starszych komedii Allena. To "anhedonia" - niezdolność do odczuwania przyjemności, alergia na szczęście. A może tylko wszedł w taką rolę, bo dzięki niej stępia się również jego podatność na cierpienie? Zwariowane perypetie, które rozpętuje w przewidywalnym dotychczas życiu bohatera płocha Melody (znana z "Zapaśnika" Evan Rachel Wood), nie zmienią zasadniczo jego sposobu myślenia. Spowodują jednak, że nieznośny megaloman, któremu wydaje się, iż przejrzał wszystkie tajemnice świata i swoimi mądrościami chciałby wszystkich wokół "wyrywać z warzywnego stuporu", choć trochę otworzy się na nieprzewidywalne i wreszcie spróbuje czytać wysyłane doń znaki.

"Czasami truizm trafia w samo sedno" - uczy stary Pigmalion swoją młodziutką Galateę, zanim ich role zaczną się nieznacznie odwracać. Film "Co nas kręci, co nas podnieca" sam w sobie jest jednym wielkim truizmem, autointerpretacyjnym gotowcem, bezczelnie dopowiedzianą historią z morałem. Swój urok zawdzięcza przede wszystkim ożywieniu na ekranie lokalnego klimatu i osobliwej mikrospołeczności, przypominającej bohaterów "Dymu" Paula Austera i Wayne’a Wanga.

Oglądanie filmu Allena staje się przeżyciem bez mała towarzyskim, kiedy zasiadamy przy stole pełnym tych wszystkich podstarzałych nowojorczyków - wyluzowanych, wyzwolonych z wyścigu szczurów. Zazwyczaj wykonują umysłowe wolne zawody, spotykają się od lat w tych samych zapyziałych knajpkach i żydowskich sklepikach z knyszem, przemierzają pieszo te same ulice. Już pierwsza scena barowa, w której Boris i jego kumple z zapałem dyskutują o naturze tego świata, wprowadza nas w swojski krąg wolnomyślicieli i sceptyków, mających swoje drobne przywary i dziwactwa, ale z miejsca zjednujących naszą sympatię. Dekadenckiemu towarzystwu Borysa przeciwstawieni zostają przybywający do Nowego Jorku groteskowi rodzice Melody, przedstawiciele prowincjonalnego, konserwatywnego Południa.

Allen nie po raz pierwszy konfrontuje ze sobą dwie różne Ameryki. W czasach "Annie Hall" czy "Manhattanu" wolny i twórczy Nowy Jork zderzał ze skomercjalizowanym, pełnym sztuczności Zachodnim Wybrzeżem, symbolizowanym przez hollywoodzki Babilon. Tym razem podział jest bardziej "polityczny" i nie trudno przewidzieć, komu w tej rozgrywce dostanie się bardziej. Allen wzbrania się przed użyciem podwójnego ostrza, celując przede wszystkim w twardogłowych hipokrytów znad Missisipi, podczas gdy swoim kumplom z Manhattanu serwuje jedynie łagodną satyrę. Powstał w ten sposób kolejny, po serii moralizatorskich filmów kręconych w Europie oraz frywolnej komedii "Vicky Cristina Barcelona", osobisty manifest Woody’ego Allena, w którym nie tylko wykłada on swoją życiową filozofię, ale raz jeszcze definiuje swą naturalną życiową przestrzeń. Znacie? - to oglądajcie.

CO NAS KRĘCI, CO NAS PODNIECA ("Whatever Works") - scen. i reż. Woody Allen, zdj. Harris Savides, wyst. Larry David, Evan Rachel Wood, Patricia Clarkson i inni. Prod. USA/Francja 2009. Dystryb. Kino Świat. W kinach od 9 kwietnia 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2010