Poeta w czasie zamętu

To są wiersze celne, nie ma w nich za dużo słów. Formy zwarte, a przy tym niekamienne. Wieloznaczne, po staremu, lecz nie wszystkoznaczne, albo nicnieznaczne, po nowemu.

06.02.2007

Czyta się kilka minut

Julian Kornhauser / fot. D. Węgiel /
Julian Kornhauser / fot. D. Węgiel /

Julian Kornhauser nigdy nie przestał być poetą interesującym, podczas gdy wielu innych, często cenionych wyżej, przestało. Może kariera na tym właśnie polega, żeby - dorobiwszy się rozpoznawalnego stylu - trzymać się go wiernie, tak, aby miłośnicy sprawdzonej marki nigdy nie poczuli się zawiedzeni. Autor "Origami" idzie jednak inną drogą albo inaczej, na wielu ścieżkach stara się spotkać to, czego poeta łaknie najbardziej: poczucie, że wiersz się spełnił.

Ambicja totalna

Z tego wynika zmienność jego kolejnych tomów, które albo przybierają postać płynną, charakterystyczną dla nostalgicznych zwierzeń, albo - jak w książce najnowszej - narzucają sobie rygor oszczędnej i precyzyjnej formy. Sztuka układania słów (origami jest japońską sztuką układania kompozycji z papieru) służy w tym wypadku kiełznaniu chaosu. Wymagana przy tym cierpliwość i dokładność kreuje dystans, ten z kolei - rezerwę, ta z kolei - niezależność. Można więc przypuszczać, że autor "zadał sobie" origami jako rodzaj terapii, na zasadzie - zmuś się do spokoju, a uzyskasz spokój.

W pierwszej części tomu widzimy więc ową, nieco wystudiowaną, wmówioną sobie elegancką powściągliwość. Przeciwstawiając się światu, z którego zło nie zniknęło, gdzie na każdym kroku razi nierówność i tryumfy pasożyta, poeta nie pozwala, by doświadczenie ciemności przemówiło gniewem lub lamentem. Bo chaos nie jest tu bohaterem. Wszystko, co się na niego składa, co sprzeczne, nieharmonijne, wchodzi w obręb czegoś jeszcze większego, jakiejś przeczuwanej całości, która unieważnia kłótliwość tworzących ją cząstek. Zatem oszczędność jest tu odpowiedzią na nadmiar, redukcja - reakcją na entropię, pewien minimalizm - wyzwaniem rzuconym logorei, uprawianej przez wielu poetów zauroczonych niepochwytnością bytu. Nieogarnialność i niepochwytność rzeczy to w istocie banał, zdaje się sądzić poeta. Nieustanne akcentowanie, że świat wymyka się językowi, a język mówiącemu - równa się upokarzającej kapitulacji przed pustką, gadatliwą, kokoszącą się i próżną. Prawdziwie liczy się tylko praca nad rozwinięciem intuicji bytu jako pewnej całości, szukanie takich mikrokompozycji, w których przeczuwalibyśmy kształt niewysławialnego makro.

Tak postrzeżony Kornhauser jawi się jako przeciwnik tendencji aktualnie dominujących. Dzisiaj przeważa - zdaje się uważać - skłonność do rozumienia wiersza jako komunikatu niemożliwego, w którym zapisany jest rozbrat języka i świata. Z drugiej strony u wielu piszących do głosu dochodzi wiara, że można wznieść się ponad doraźne rozterki i utrwalić swój ślad w wieczności, uwielbić w wierszu jakiś boski rys swej wrażliwości. Kornhauser sytuuje się pomiędzy tym po ludzku odbywającym się rozpadem, a uwzniośloną obojętnością na trywialność codziennej egzystencji. Sytuuje się jednak nie tak, żeby być trochę jednym i trochę drugim, lecz - na odwrót - żeby być jednym i drugim naraz. Jego nowe wiersze, skromnej - by tak rzec - postury, reprezentują ambicję wyjątkowo totalną.

Lęk i teczki

Bo jest w nich napięcie. Powstaje między lakonicznością wyrazu i maksymalizmem sugestii, co dotyczy całego tomu, lecz i wewnątrz poszczególnych wierszy: "Nagle słońce zaświeciło / ostro, przenikliwie. / Krople na szybie / zalśniły jak żabie oczka". ("Na szybie"). Zauważmy - coś, co zdarza się "nagle", przerywa ciągłość, podważa oczywistość, eksploduje pod banalnością, prześwietla, rozsnuwa cień, koloruje szarość... Jest epifaniczne, ale i raptowne. Spokojna powierzchnia napręża się do tego stopnia, że aż chce się zapytać, czy pod spodem pozornie kontemplatywnej, zrównoważonej frazy nie kryje się gwałt, czynnik destrukcji; czy forma wiersza nie jest tu wędzidłem, niedopuszczającym do wybuchu ciemnej siły.

W innym wierszu: "Idę przez całe miasto / nocą, do portu. / Pada drobny, ciepły deszcz. / Słyszę przed sobą tylko / kroki morza". ("Split"). Umiar, nieomal błogość, ale obok nich, niczym cień - groza. Cisza nocy jest retardacją, kończy ("słyszę tylko") jakiś niepokojący pamięć (Split, miasto chorwackie) wrzask historii, ale co poprzedza? I w tym momencie dochodzą do nas te przedziwne (złowróżbne? obsesyjnie rytmiczne? nieustępliwe? wymuszające uległość?) - "kroki morza". Personifikowany żywioł wzbudza lęk.

Z utworu na utwór napięcie staje się coraz większe: "W kopnym śniegu / zwinięty, skurczony. / Wokół niego / dymią suche badyle / traw" ("Niedopałek"). W skurczonej formie tego tekstu mieści się dużo znaczeń. Jedne wynikają z obrazka, na którym widzimy coś w rodzaju kontradykcji natury, równoczesnego wystąpienia śniegu, suchości, ognia. Inne biorą się z pytania o to, czym lub kim jest "zwinięty, skurczony", leżący, rzucony, porzucony. Jeśli "kim", to wówczas obrazek niby z natury jest naprawdę obrazkiem wewnętrznym, krajobrazem duszy po klęsce. Czuć się, być jak niedopałek... coś to mówi, być może również o mnie.

Nastawieni na ujęcia bardziej uniwersalne, nie spodziewamy się wierszy takich, jak "Teczki", komentujących epizody aktualne, zajadle dyskutowane: "Półtora miliona nazwisk. Dwieście czterdzieści tysięcy skatalogowanych. / Funkcjonariusze i pokrzywdzeni. / Agenci i kandydaci na agentów. / A wśród teczek tylko jeden / żywy mól bez sygnatury". Z archiwum zieje ciężkim, trupim oparem, a może tylko czymś niechętnym życiu. "Jeden żywy mól" z czymś kontrastuje, z martwą sprawiedliwością? martwą przeszłością? Pewne jest tylko, że efekt "wielkiej liczby" odbiera historii zawartej w teczce ludzką twarz i w rezultacie nie budzi współczucia. Rozmnożenie oznacza rozmienienie, groza ustępuje absurdowi i obojętności. Nie mówię o poglądach lustracyjnych Kornhausera (nie znam ich, a wiersz nie jest prawie żadną w tym zakresie podpowiedzią), ciekawsza, zaskakująca wydaje się antynomia zaangażowania (które znosi dystans) i dystansu (który zaangażowanie bierze w cudzysłów). Rozstrzygające jest więc współczucie, też zresztą powściągliwe i nieco szorstkie: "Owszem, był donosicielem...", lecz teraz przede wszystkim jest zagubionym człowiekiem.

To są wiersze celne, nie ma w nich za dużo słów. Formy zwarte, a przy tym niekamienne, niegnomiczne. Wieloznaczne, po staremu, lecz nie wszystkoznaczne, albo nicnieznaczne, po nowemu. Nieupozowane na stoicyzm, niewyniosłe, dalekie od mentorstwa. Zarazem nie są to wiersze wpatrzone we własną doskonałość, raczej otwarte, a nawet - wskutek napięć, o których była mowa - popękane.

***

Przez szczeliny, zranienia przedostają się do ich wnętrz drobiny sarkazmu, wywołanego głównie przez pychę, jaką życie okazuje śmierci (wiersz tytułowy, "Spacer z Holubem", "Cmentarz i galeria"). Gniewa dostrzegana w napisach na murach amnezja, niebezpieczna, bo powodująca nawrót zła oraz fascynację siłą. W tych wierszach Kornhauser rytualnie przypomina Zagładę, lecz robi to, przedstawiając ją jako Zapomnianą Grozę, Groźną Nieobecną. Odbywanie tego rytuału pamięci jest więc konieczne. Jego powtarzalność, choćby zdawała się nudna lub łatwa, tłumaczy się jako obowiązek wobec przyszłości.

"Kiedy poeta pisze, / pisze dla innych" - czytamy w zamykającym książkę wierszu "Ciosy". To, że innych nie ma zbyt wielu albo że "inni nie zwracają się do niego", tylko "szukają tych z pierwszych stron gazet" nie powinno być przyczyną, by do nich nie mówić z oddaniem. Kornhauser deklaruje się jako poeta antyhieratyczny. W czasie zamętu szuka ciszy, bo bez niej nie da się usłyszeć niczego, co byłoby ważne. Jak kiedyś w znakomitym zbiorze "Hurraaa" (1982) wybierał egzystencjalny konkret przeciw abstrakcyjnym treściom wielkich historii, tak teraz napina i wygładza powierzchnię wiersza, by dało się z niej cokolwiek odczytać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2007