Pod wpływem

Ponieważ sprawy bezpieczeństwa kraju przeszły ostatecznie w ręce aptekarza, zwanego ponoć salcesonem, uznaliśmy, że nie będziemy się już zajmować obronnością.

12.09.2016

Czyta się kilka minut

Ważny dla tej dramatycznej decyzji jest motyw o charakterze twórczym: mistrzem opisu stosunków wojskowych tego typu był Jaroslav Hašek i nie chcemy ryzykować zderzenia z oczekiwaniami Czytelnika mającego za sobą jego lekturę. Ponieważ krajowe kwestie militarne są już całkowicie poza horyzontem umiarkowanej nietrzeźwości, podjęliśmy tym samym decyzję, by sytuacją w armii zajęła się krajowa gildia farmaceutów i jej periodyki. Można rzec językiem frontowym, że oddaliśmy pole. To prawda. Z tematów, których analizowanie powoli sami sobie odradzamy, pozostały już tylko edukacja oraz kultura.

Weźmy na początek edukację, dola malucha polskiego leży nam bowiem na sercu szczególnie. Zważywszy, na kogo taki maluch wyrasta. Czemuż on, maluszek nasz polski cacany, tak szybko goli sobie główkę? Tatuuje sobie plecki w swastyki, hitlerowskie cyferki i wilcze pyszczki? Czemuż on jakoweś szatańskie werseciki sobie nanosi, złożone nie krojem Półtawskiego, a dziobatą szwabachą? Czemu słodziak ów, gdy słyszy język obcy, piąstki zaciska, rączka mu w górę leci i kopie nóżkami, klnąc obficie? Niestety, ani w poradnikach neurologicznych, ani u sławnego doktora Spocka, ani w przenikliwych próbach objaśnienia świata, podejmowanych przez miejscowe duchowieństwo, nie ma na te tematy ani słowa. Tymi zjawiskami, mniemamy, powinna się zainteresować minister edukacji, a nie pływać rozpaczliwym pieskiem w wodach zbyt dla niej głębokich. Oto pani minister, pośród wielu opinii, choćby na nieopanowane przez nią tematy historyczne, wyraziła ostatnio i taką, wziętą po prostu z kolejki w sklepie z odzieżą patriotyczną, że reforma systemu edukacyjnego, ta właśnie wprowadzana, wywoła niechybny powrót emigrantów do kraju naszego. Jest to zaiste wieszczba z senników egipskich rodem, czy też, jak się drzewiej mówiło – z kalendarzy.

Otóż dziś, zapłodnieni tym wyznaniem, przeanalizujemy w naszym bardzo skromnie wyposażonym domowym laboratorium sens tej opinii, wyrażonej z brawurową pewnością siebie. Przekręciwszy wajchę maszynki liczącej, zakupionej w powszechnie dostępnym sklepie z konfekcją elektroniczną, wpisaliśmy w okienku wyświetlającym się na ekranie pytanie na temat powodów emigrowania rodaka naszego. Zapytaliśmy o powód wyjeżdżania poza granice wiary ojców, poza światowy pępek dobra, piękna i tolerancji, poza limes masła i smalcu.

Oto w żadnym z opublikowanych kiedykolwiek badań tego zjawiska nie pojawił się jako powód masowej emigracji problem istnienia lub nieistnienia gimnazjum, brak ośmioklasowej szkoły ani nawet brak stosownej liczby lekcyj historii czy tęsknota za gruntowną analizą twórczości Bronisława Wildsteina. Nikt nie odpowiedział, że dramatyczną decyzję o emigracji z Polski podjął wskutek niedostatecznego tu nauczania katechizmu. Nikt nie porzucił matuli, czekającej co wieczór ze skibką chleba i kubkiem gorącego mleka, z powodu nadmiaru szkolnych zajęć na temat tak wciąż szokujących detali rozmnażania się ssaków naczelnych. Nikt nie wyjechał w nadziei, że hen, za morzem, dzieciątko jego otrzyma wykształcenie wyższe oparte na piśmiennictwie Feliksa Konecznego czy na twórczości myślicieli współczesnych, zajmujących się zawzięcie badaniami nad cywilizacją, a to: Krystyny Pawłowicz, Jana Rokity, Jarosława Gowina, Tadeusza Rydzyka czy Mariusza Błaszczaka.

Wniosek zatem może być jeden, na poziomie niestety żenującym: reforma systemu edukacyjnego nie będzie powodem reemigracji. Koszt przeprowadzenia tej analizy oscyluje wokół zaokrąglenia do jednego grosza, wydanego na energię elektryczną zużytą na googlowanie. Powody emigracji z Polski są inne, niewracanie do Polski także. Z szacunku dla najmniej rozgarniętego z naszych czytelników nie będziemy ich tu wymieniać, z zasady bowiem nie obrażamy niczyjej inteligencji. Obrażamy wyłącznie zuchwałe demonstrowanie jej braku.

Czas teraz na kulturę, a ściślej na kinematografię, która to branża wywołuje silne napięcie u stosownego ministra. Oszczędzimy i czas, i papier, będzie krótko. Wypada przytoczyć stareńką opinię Lenina, brzmi ona mianowicie tak: „kino jest najważniejszą ze sztuk”. Lenin tej myśli nie rozwinął, a szkoda, zróbmy to zatem za niego, ku pożytkowi wicepremiera IV RP. Otóż ów niewątpliwie zły, ale inteligentny człowiek miał na myśli tylko kino dobre i robione na trzeźwo. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2016