Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
niech się wreszcie mizerny człek odczepi od piekła! Łapska precz! Wara! Co się ludziskom w głowach poprzestawiało, że od stuleci niczym innym się nie zajmują, jak bezustannym urządzaniem naszego skromnego domostwa. Zataczając się przy tym jak pijany od ściany do ściany. Raz piekło pęka w szwach i cierpi na przeludnienie, innym razem – świeci pustkami, bo Nieprzyjaciel zbawia ponoć hurtem.
Ileż się przez wieki naczytałem opisów Otchłani... Światłego autorstwa tych, co oczywiście nigdy u nas nie zagościli, ale o piekle wiedzą wszystko. Bywało, że poczciwcy przytaczali drobiazgowe wręcz statystyki, gwoli wiarygodności powołując się przy tym na najwierniejsze sługi Nieprzyjaciela. Tak oto – grzmieli dawni kaznodzieje – przeklęty Bernard miał na łożu śmierci widzenie, że tegoż dnia ziemski padół opuści trzydzieści tysięcy nieszczęśników. Dwóch, w tym Bernard, trafi do nieba bez przesiadek, trzech pomęczy się w czyśćcu, a reszta, czyli 29 995 delikwentów, dostanie nakaz stałego zameldowania w piekle. Z kolei przeklęty Jan Chryzostom głosił, że spośród mieszkańców Konstantynopola nie uzbiera się nawet stu zbawionych. A przeklęty Wincenty bił na trwogę: „Jak sądzę, połowa świata, ba, nawet jego trzy czwarte ulegnie potępieniu z powodu grzechu lenistwa”. Inszym zaś razem miała się ukazać anonimowa dusza i oznajmić oniemiałym świadkom, że na sześćdziesiąt tysięcy umierających przypada szacunkowo jeden niebianin, trzech przełazi przez czyściec, a pozostali – plusk, prosto do jeziora siarki.
Nieco wrażliwsi plwali na prymitywną arytmetykę, w zamian brnąc w metafory, paralele, hiperbole i peryfrazy. Potępionych miało być na przykład tylu, ile kropli deszczu w czasie ulewy albo oliwek spadających na ziemię, gdy się mocno potrząśnie drzewem. Z niezwykłym zapałem rozwijano też bogatą ofertę piekielnych atrakcji. W XVII stuleciu pewien pobożny oratorianin przed owieczkami swemi takież odmalowywał obrazy: „Temu oto nałożono na głowę hełm rozpalony do czerwoności, tamtemu zaś wyrwano wszystkie zęby, jeden po drugim, albo też wybito mu je kamieniami. (...) Pomyślcie o tych, których żywcem ze skóry obdzierano albo rwano im ciało na strzępy uderzeniami biczów z żelaznymi ćwieczkami i sypano na te rany sól czy lano ocet, ołów roztopiony, olej wrzący. Wspomnijcie innych, przywiązanych do nabitych gwoździami drzew i tych, którym przebijano wszystkie członki szpikulcami, których piłowano wpół, krajano na drobne cząstki, palono na wolnym ogniu, zaś by odwlec chwilę ich śmierci, przedłużano owe męczarnie. (...) Jednym powtykano szydła albo igły pomiędzy palce a paznokcie, drugim ich żywot rozpruto, by wyciągnąć zeń wnętrzności, nie tykając szlachetniejszych części ciała, powstałą zaś czeluść wypełniono owsem i dano go pożywać bydlętom”.
Fantazji można wielebnemu tylko pozazdrościć. Jednakowoż śmiem twierdzić, że owe soczyste opisy bliższe są temu, co prymitywny człek bliźnim zwykł czynić, niż subtelnym metodom dręczenia stosowanym przez diabła. Zwłaszcza że się kaznodzieja ciut zagalopował i napisał, że tortury tak się wydłuża, by moment śmierci odwlec. Któż by pomyślał, bo na religii w szkole uczą, że po śmierci – w niebie czy piekle – już się ponoć nie umiera...
Ostatnio jednak nową mamy modę. Teraz spekulować wypada, że w pustym piekle wiatr tylko hula, a diabły z nudów w mariaszka ciupią. Ni płaczu nie słychać, ni zębów zgrzytania, ni jęku najcichszego, bo wszyscy siedzą u Nieprzyjaciela za piecem.
Ludziska, opamiętajcie się! Czy my wam do domów bez pytania włazimy, meble przestawiamy, w szufladach grzebiemy i wyżeramy kiełbasę z lodówki? Co się wystroju i zaludnienia piekła tyczy – cierpliwości, rybeńki, cierpliwości. Pożyjecie, może i zobaczycie...
TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ