Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tym momecie wiadomo tak naprawdę niewiele. Nie tylko o tym, co w tej chwili najważniejsze – o życiu i zdrowiu Pawła Adamowicza. Nie wiemy także nic o stanie psychicznym człowieka, który targnął się na prezydenta Gdańska z nożem i o jego motywacjach (choć wiemy, iż wykrzykiwał, że siedział niewinny w więzieniu i że „torturowała go Platforma Obywatelska”). To są bardzo dobre powody, żeby zachować milczenie, nie szukać winnych zbyt daleko i nie wyrokować zbyt łatwo.
Z drugiej strony wiemy już, że milczenie nie zostało zachowane. Media i portale społecznościowe w ogromnej większości wyglądają tak, jakby tylko czekały na podobną okazję – i atak Stefana W. służy im do potwierdzenia głoszonych od dawna tez, tak jak wcześniej służyło im do tego (by przywołać tylko przypadki, w których stawką było czyjeś życie) zabójstwo Marka Rosiaka w biurze poselskim PiS w 2010 r., samobójcza śmierć Piotra Szczęsnego albo katastrofa smoleńska. W walce politycznej, w sianiu nienawiści pogrążamy się coraz głębiej i doprawdy nieważne jest teraz również kalkulowanie, kto zaczął albo kto dolał więcej oliwy do ognia.
Tyle że to są zdania do własnego, medialnego ogródka – o wyborze, którego dokonujemy, stając w obliczu takiej tragedii (czy pokazujemy np. stale rosnącą kolejkę do stacji krwiodawstwa w Gdańsku albo spontanicznie zorganizowaną modlitwę za zdrowie rannego, czy rzucamy się do jeszcze szerszego rozpowszechniania pojawiających się równolegle nienawistnych komentarzy). O odpowiedzialności za własne słowa i za to, że one też mogą karmić czyjąś nienawiść. „Są profesje i są sytuacje, kiedy rzeczywistość dostarcza takiej porcji adrenaliny, iż blokuje refleksyjność” – mówił kiedyś na tych łamach prof. Bogdan de Barbaro, psychiatra i psychoterapeuta.
Już tyle razy zmarnowaliśmy szansę na opamiętanie, że i dziś pewnie nie można się łudzić. Nie warto więc też spekulować, co z nami będzie dalej. Ja w każdym razie – jeśli miałbym przestać się zasłaniać bezpieczną liczbą mnogą – w tym momencie nie chcę tego robić. Nie mam pewności, co o dzisiejszej Polsce mówi tragedia na gdańskim placu Węglowym, i czy nie więcej mówi o niej dziejące się przez cały dzień na tym placu i w tysiącach innych miejsc w całym kraju dobro spod znaku czerwonego serduszka. Myślę o życiu Pawła Adamowicza, a także, co tu kryć, o życiu zamachowca. Równocześnie konfrontuję się – także jako osoba publiczna, starająca się przecież wpływać na rzeczywistość – z pytaniem o własne życie. Czy to, co robię, ma sens i czemu służy. Jakich wyborów dokonuję, również w kwestii sposobu zaangażowania w sprawy publiczne. Ile we mnie frustracji i złości, jak sobie radzę z własną agresją. Ile tego oddaję światu, a ile swoim najbliższym. Czy to ma sens.
„Milczenie dobrze zrobi nam wszystkim” – napisaliśmy w oświadczeniu tuż po ataku na Pawła Adamowicza. W milczeniu naprawdę można usłyszeć niejedno. W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Gdańsku prezydenta miasta operowano przez pięć godzin, przetaczając około dwudziestu litrów krwi.
Tekst ukończono 14 stycznia 2019 r. o godzinie 13.30