Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nota do białoruskiego MSZ trafiła po tym, jak ojciec więzionego dyplomaty w ubiegły wtorek rozpoczął pod polskim MSZ protest głodowy. Notę posłano tego samego dnia wieczorem. Wyprosiwszy u Polaków swoje, ojciec dyplomaty przeniósł się z protestem pod ambasadę białoruską. Może teraz Białoruś okrzyknie zwolnienie dyplomaty swoim sukcesem?
Ile jeszcze musi stać się złego w stosunkach polsko-białoruskich, aby polska dyplomacja odpowiadała na działania białoruskie adekwatnie i z własnej inicjatywy, nieponaglana? Przykładami można sypać jak z rękawa. Niedawno ambasador Białorusi w Polsce, Paweł Łatuszka, powiedział w TVN 24, że najchętniej dałby dziennikarzowi tej stacji "w mordę", po czym został przez polski MSZ jedynie upomniany. Polskim dziennikarzom strona białoruska uniemożliwia pracę (nie przyznając akredytacji lub nie wpuszczając do kraju). Polskich obywateli aresztuje się na Białorusi, sądzi i wsadza do więzień. Prześladuje się polską mniejszość (ostatnio Anżelice Borys zabrano paszport). Nasze MSZ nie może reagować dopiero "na żądanie". Jak wtedy, gdy dziennikarzom "TP" Białoruś odmówiła akredytacji na czas wyborów prezydenckich, a polskie ministerstwo zwróciło się o wyjaśnienia dopiero poproszone przez redakcję (o tym, czy coś udało się ustalić, do dziś nie poinformowano).
Jeśli nasi dyplomaci nadal będą postępować według zasady "byle nie drażnić", to zmian na lepsze na pewno nie będzie. Nie można liczyć za każdym razem na to, że problem sam się rozwiąże. Na wypracowanie odpowiedniej polityki wobec reżimu Łukaszenki Polacy mieli aż 12 lat.