Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wielka maszyna ruszyła: od tygodnia mennica w słowackiej Kremnicy bije zupełnie nowe monety - słowackie euro. Do końca roku wyprodukuje ich prawie 2,5 tys. ton. Na monetach umieszczony będzie słowacki podwójny krzyż, podobnie jak teraz na koronach, a na eurocentach - tatrzański szczyt Krywań.
Do portfeli Słowaków euro trafi 1 stycznia 2009 r. Ale już teraz południowi sąsiedzi Polski mogą się do niego przyzwyczajać. Od niedzieli 24 sierpnia wszystkie ceny muszą być podawane obowiązkowo w dwóch walutach - w koronach i euro - tak żeby przeciętny obywatel uświadomił sobie, ile w przyszłym roku będzie musiał zapłacić za piwo "Zlatý Bažant" czy za haluszki. Kurs został już ustalony: 1 euro to 30,126 korony. Zaczyna się wielkie narodowe przeliczanie.
Jak to się stało, że Słowacja wprowadzi za chwilę euro do obiegu, podczas gdy w Polsce nie znamy jeszcze nawet terminu wprowadzenia wspólnej waluty?
Sprintem do Unii
Polityczna zapaść w połowie lat 90. spowodowała, że Słowacja nie weszła do NATO w 1999 r. razem ze swoimi środkowoeuropejskimi sąsiadami: Polską, Czechami i Węgrami. Później też rozpoczęła negocjacje z Unią Europejską. Był wręcz taki moment, że ważyły się losy przyszłości państwa: czy pójdzie drogą integracji euroatlantyckiej, czy też utknie w marazmie popychającym je coraz bardziej w stronę takich państw jak Białoruś?
Przełomem było dopiero odsunięcie w 1998 r. od władzy premiera Vladimíra Mečiara, łamiącego demokratyczne standardy. Rządy przejęła reformatorska ekipa Mikuláša Dzurindy - i pognała do przodu tak, że sąsiadów nie tylko dogoniła, ale pod wieloma względami przegoniła. Chociażby w kwestiach zachodnich inwestycji czy reformy podatkowej. O Słowacji zaczęto mówić jako o środkowoeuropejskim tygrysie gospodarczym.
To wszystko stanęło pod znakiem zapytania w 2006 r., gdy przedterminowe wybory parlamentarne wygrał - pod hasłami likwidacji wcześniejszych reform - populista Robert Fico, a do rządzenia dokooptował sobie właśnie ekspremiera Mečiara i nacjonalistę Jana Slotę. Wydawało się, że Słowacja zostanie w NATO i w Unii, ale z ekonomicznej czołówki wypadnie na sto procent.
I tu kolejna niespodzianka: Fico uznał najwyraźniej, że wyborcze hasła hasłami, a rzeczywistość - rzeczywistością. I po kilku kosmetycznych korektach reform ogłosił, że jednym z jego priorytetów będzie wprowadzenie Słowacji do strefy euro w zaplanowanym terminie, czyli w roku 2009. - Najpierw po objęciu fotela premiera Fico stwierdził, że euro zostanie przyjęte wtedy, gdy będzie korzystne dla kraju. Zostało to odczytane tak, że Fico eura nie chce, więc korona zaczęła słabnąć, a Słowacki Bank Narodowy musiał interweniować. Wtedy premier uczynił z euro jeden ze swych kluczowych celów - mówi w rozmowie z "TP" słowacki publicysta Marián Leško.
Polityczna zgoda wokół euro
Cel ten Fico osiągnął - i teraz musi rozegrać ciąg dalszy tak, aby oczekiwany przez wszystkich wzrost cen nie uderzył w jego popularność. Bo główny elektorat Ficy to nie prężni 30-latkowie, zajmujący posady w zagranicznych firmach, ale tzw. zwykli obywatele, którzy wolą słyszeć, że ktoś obroni ich przed "złymi bogaczami".
Publicysta Robert Žitňanský z tygodnika "Týždeň" nie ma jednak wątpliwości, że z tym problemem Fico sobie poradzi. W rozmowie z "TP" twierdzi: - Ceny będą pewnie wyższe, pojawią się problemy, ale Fico jest mistrzem marketingu. Będzie walczyć z handlowcami i z kim się da i przekonywać, że to oni są winni. Euro mu nie zaszkodzi.
Socjolog dr Michal Vašečka uważa wręcz, że euro premierowi pomoże. - Nawet jeśli ceny pójdą w górę, to utrzyma się dobra koniunktura gospodarcza, co Fico przedstawi jako swój sukces - mówi "Tygodnikowi".
Sytuację premiera dodatkowo łagodzi fakt, że wokół przyjęcia euro panuje polityczny konsens. Jedyną partią, która zgłaszała jakieś uwagi, są opozycyjni chadecy z KDH. Ale nawet oni nie mówili wspólnej walucie "nie", lecz jedynie sugerowali, że można by z nią jeszcze poczekać. Przeciwko nie występowali też nacjonaliści, co do których można było zakładać, że zechcą bronić słowackiej korony jako "części narodowej tożsamości". - Fakt, że nacjonaliści właściwie się nie odezwali, jest sporą niespodzianką i można to tłumaczyć tylko tym, że sami są teraz w rządzie - mówi Leško.
Politycznie wokół euro panuje więc na Słowacji pełna zadowolenia cisza.
Jak przeliczyć napiwek?
Dyskusja toczy się raczej wokół spraw codziennych. Takich jak na przykład napiwki w kawiarniach i restauracjach. Będą je ludzie nadal zostawiać? I czy nie będą za wysokie?
Bo teraz za zwykłą kawę trzeba np. zapłacić 26 koron, więc ktoś zostawia 30 i już. Ale jeśli weźmie droższą kawę i będzie kosztować powiedzmy półtora euro, to co: zostawić na stoliku dwa euro? Czy to nie za dużo? A może za mało?
To tylko jeden z wielu praktycznych tematów, omawianych w słowackiej prasie. Bo płacić w euro podczas wakacji za granicą, a kupować za euro codzienne sprawunki - to dwie różne sprawy.
Dlatego właśnie już teraz, z wyprzedzeniem, ceny podawane są w dwóch walutach. A w mediach trwa kampania informacyjna, skierowana szczególnie do osób starszych, które z przeliczaniem mogą mieć najwięcej kłopotów. - Zorganizowano też specjalną akcję dla Romów - opowiada socjolog Vašečka. - Do osad i wiosek jeździ romski teatr, który ma oswoić Romów ze zmianą waluty.
Vašečka uważa, że mniejszość romska - największa na Słowacji, a zarazem najsłabsza społecznie i ekonomicznie - jest najbardziej narażona na szok związany z wprowadzeniem euro: - Nagle zamiast sporego zasiłku w koronach dostaną 250 euro, kilka papierków, i za to muszą przeżyć przez miesiąc. To będzie dla nich trudne. Pewnie, że teraz każdy może sobie to już przeliczyć. Ale dostać do ręki - to zupełnie coś innego.
Euro-strachy
Jak wynika z danych Urzędu Statystycznego, umiarkowanie optymistycznie i bardzo optymistycznie na wprowadzenie euro zapatruje się 37 proc. Słowaków. Pesymizm deklaruje niewiele mniej: 33 proc. Obojętnych jest 30 proc. Społeczeństwo jest więc podzielone mniej więcej po równo.
Nie znaczy to jednak, że eurooptymiści się nie boją. Takich, którzy żadnych obaw nie mają, jest jedynie 4 proc. A wśród wszelakich obaw dominuje właśnie ta przed podwyżką cen czy ich zaokrąglaniem, niekorzystnym dla konsumentów. - Sytuacja jest podobna jak w Niemczech: tam po wprowadzeniu euro nic strasznego się nie stało, ale ciągle się słyszało narzekania na ceny. Na Słowacji ludzie są dumni, że będą mieli euro pierwsi w regionie, i to przed Czechami! Ale z drugiej strony, mają też obawy - mówi Vašečka.
Z tymi lękami walczy premier Fico. Zapowiada np. stworzenie koszyka kilkunastu podstawowych produktów spożywczych, których ceny rząd chce kontrolować. - Przyjęto ustawę, która w wyjątkowych sytuacjach umożliwia rządowi regulację cen. To ma uspokoić ludzi i zapewnić ich, że premier nie pozwoli, aby euro obróciło się przeciw nim - mówi Leško.
Trwa też kampania informacyjna. W telewizyjnym spocie sympatycznej staruszce o euro opowiada wnuczka. Uspokajające wyjaśnienia mają udzielać wiernym w kościołach księża.
Lęki lękami, ale odwrotu już nie ma. Zresztą dla mieszkańców stolicy, oddalonej o godzinę drogi od Wiednia, euro od dawna nie jest czymś niecodziennym; nieraz byli w Austrii na zakupach. Inaczej pewnie zareaguje prowincja. Ale i tam pewnie wszystko się w końcu ułoży. W końcu co trzeci Słowak deklaruje, że euro nie zmieni w jego życiu nic. Zupełnie nic.