Pieski świat

Kipiący od świetnych pomysłów film dostał baty od krytyków za uchybienie politycznej poprawności.

23.04.2018

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Wyspa psów” / IMPERIAL CINEPIX
Kadr z filmu „Wyspa psów” / IMPERIAL CINEPIX

Czy film zrodzony z miłości do wielorasowych czworonogów może zostać oskarżony o rasizm – w dodatku ten jak najbardziej „międzyludzki”? To nie jedyna kontrowersja, jaką wywołała ostatnio „Wyspa psów”. Najnowszemu filmowi Wesa Andersona zarzuca się także okcydentalne poczucie wyższości tudzież eksploatację i egzotyzację dalekowschodniej kultury. Zamieszanie jest całkiem spore jak na animowaną bajkę dla starszych dzieci i dorosłych dzieckiem podszytych.

Tytułowa wyspa to gigantyczne wysypisko śmieci, gdzie w niedalekiej przyszłości deportuje się psy z powodu szalejącej epidemii. Burmistrz fikcyjnego miasta ­Megasaki, siejąc panikę i tworząc wyimaginowanych wrogów, zbija w ten sposób polityczny kapitał w przededniu zbliżających się wyborów. Lecz to właśnie wykluczony z ludzkiej społeczności kundel jest w tej historii głównym narratorem. Na śmietnisku cywilizacji zdegradowane kanapowce wespół z bezpańskimi burkami postanawiają zawalczyć o swoją godność i przetrwanie. A pomaga im w tym dwunastoletni chłopiec o swojskim imieniu Atari, który uprowadzonym samolotem dociera na wyspę psów, by odnaleźć swojego pupila.

Dla tej anarchizującej dystopii, która prawem baśni musi w końcu zamienić się w pocieszycielską utopię, znajduje Anderson bardzo wyrazistą i rozpoznawalną stylizację. Mamy tu więc japońskie drzeworyty i walki sumo, mamy sztukę pisania haiku i sztukę przyrządzania sushi, a do tego figurki maneki-neko, czyli przynoszących pomyślność kotów – gatunku wyraźnie zresztą lekceważonego w tym równościowym filmie. Na dodatek pobrzmiewają w „Wyspie psów” echa katastrofy nuklearnej w Fukushimie, a despotyczny burmistrz, szef rządzącego od pokoleń klanu, będący zarazem ojczymem Atariego, nosi nazwisko Kobayashi – podobnie jak twórca „Harakiri” czy „Kwaidanu, czyli opowieści niesamowitych”, należących do klasyki japońskiego kina.

I właśnie ta rzekoma stereotypizacja – choć częściej używa się słowa „zawłaszczanie” – Kraju Kwitnącej Wiśni (bo i tego roślinnego fetyszu nie mogło w filmie zabraknąć) przyniosła Andersonowi słowa krytyki. Największe jednak baty spadły nań za oryginalną koncepcję dubbingu, która miała za zadanie podkreślić wyobcowanie pieskich bohaterów. Mieszkańcy Megasaki mówią bowiem u Andersona własnym językiem, częściowo nietłumaczonym, tymczasem czworonogi władają językiem angielskim, w dodatku podkładanym przez największe gwiazdy: Scarlett Johansson, Billa Murraya czy Tildę Swinton. Efekt jest taki, że wypowiadający się ludzkim głosem pies staje się nam dużo bliższy od posługującego się obcą mową homo sapiens. Jakby tego było mało, przywódczynią „ludzkiego” buntu przeciwko zdemoralizowanym japońskim politykom staje się w filmie przebywająca na szkolnej wymianie jasnowłosa Amerykanka, dubbingowana przez Gretę ­Gerwig.

Mimo wszystko szkoda byłoby sprowadzać ten kipiący od świetnych pomysłów film do jednego tylko wymiaru, jakim jest uchybienie politycznej poprawności. Twórca „Fantastycznego Pana Lisa” ponownie sięgnął po lalkową animację poklatkową, by od zera wykreować świat zamknięty szczelnie niczym w magicznej bombonierce. Wyskakujące z niej wizualne niespodzianki i rozliczne gagi, tym razem zanurzone w orientalnej polewie, jak zwykle przyprawiają o zawrót głowy. W słodkiej pralince często jednak kryje się oślizła larwa. Sentymentalizm, jak to u Andersona, co i raz odsłania swoje ciemniejsze podszycie. Szkielet psa, który został porzucony w klatce, straszy już w jednej z pierwszych scen. Trująca pasta wasabi zabija jednego z pozytywnych bohaterów. Operacja przeszczepu nerki wygląda tak, jakby do domku dla lalek zbudowanego z klocków lego wrzucono „żywy” kawałek mięsa.

W filmie Andersona wierna psia miłość rozkwitająca pośród gnijących odpadów zderzona zostaje z zimną, zautomatyzowaną wizją antropocentryzmu, jakkolwiek posiadającą także swój sznyt oldskulowy. Bo Anderson to przede wszystkim twórca unikalnej filmowej estetyki. Niemal każdy kadr jest w jego filmach tak finezyjnie przefiltrowany, zakomponowany i zagospodarowany fotogenicznymi przedmiotami, że mówi się o Andersonie jako prekursorze Instagrama – tego współczesnego raju dla ekshibicjonistów, ale też i fetyszystów. Spatynowana paleta barw czy wypełniające ekran rozmaite anachroniczne ustrojstwa odsyłają do staroświeckich książek z obrazkami, niekoniecznie tych dla dzieci. Stamtąd wywodzi się również Andersonowski zwyczaj dzielenia fabuły na rozdziały, opatrywanie ich tytułami, stosowanie fikuśnych ramek, rysunkowych schematów i starannie dobranej czcionki. Przez swe obsesyjne zamiłowanie do ornamentu i symetrii w obrazie reżyser doczekał się nawet internetowych samouczków pod tytułem „jak zrobić film w stylu Wesa Andersona”. I „Wyspa psów”, nagrodzona niedawno na festiwalu w Berlinie Srebrnym Niedźwiedziem za reżyserię, wygląda właśnie tak, jakby powstała według jednego ze wspomnianych przepisów.

Anderson w swoich filmach uporczywie nie chce wyrosnąć ze swych skautowskich krótkich spodenek. Tym razem jego obsesyjne przywiązanie do starych zabawek oraz ekscentryczny wdzięk sprawiły, że opowieść o chłopcu poszukującym ukochanego Ciapka chwilami traci swój emocjonalny potencjał. Wymierzona w dzisiejszych „higienistów” strzeżących czystości gatunku i rasy, dedykowana – podobnie jak „Fantastyczny Pan Lis” – wszystkim „przegrywom” tego świata, tym cztero- i tym dwunożnym, zamienia się w ożywiony na ekranie teatrzyk lalkowy. I cóż z tego, że dostajemy spektakl kunsztownie udekorowany, z dobrze naoliwionym mechanizmem narracyjnym, mówiony jak „dorosły”. W galopadzie atrakcji rozmyła się czystość przesłania, a wyniesione na sztandary drażliwe kwestie współczesnego świata: polityczne, społeczne, rasowe, mimowolnie stały się własnym przeciwieństwem.©

WYSPA PSÓW (Isle of Dogs) – reż. Wes Anderson. Prod. Niemcy/USA 2018. Dystryb. Imperial Cinepix.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18-19/2018