„Asteroid City” Wesa Andersona: bez zaskoczeń, bez ryzyka

Wes Anderson jest mistrzem odwracania uwagi od rzeczy uchodzących za ważkie. Bardziej niż opowiadanie historii czy snucie głębokich dyskursów interesuje go samo światotwórstwo.

26.06.2023

Czyta się kilka minut

Kard z filmu „Astroid City” / POP. 87 PRODUCTIONS / FOCUS FEATURES
Kard z filmu „Astroid City” / POP. 87 PRODUCTIONS / FOCUS FEATURES

Kiedy świat patrzy w górę w oczekiwaniu na spadającą planetoidę, która da nam ostateczną lekcję pokory, Wes Anderson raz jeszcze zaprasza do wyimaginowanego uniwersum. Na pierwszy rzut oka przypomina on znów park rozrywki w stylu retro. Zresztą w miejsce, gdzie wzniesiono tytułowe Asteroid City, ciało niebieskie zdążyło uderzyć już pięć tysięcy lat wcześniej, czyniąc z miasteczka pośrodku niczego atrakcję turystyczną i stację badawczą. Tutaj właśnie, na bezkresną pustynię, zjeżdżają z początkiem lat 50. XX w. wszyscy, którzy mają coś wspólnego z gwiezdno-niebiańskimi marzeniami: mali geniusze astronomii, naukowcy odpowiedzialni za bezpieczeństwo narodowe, dziewczynki opłakujące niedawno zmarłą mamę, gwiazdy ekranu. Gdzieś obok trwają próby jądrowe, żar leje się z nieba, bohaterowie przywożą ze sobą swoją ludzką pychę, swe wielkie i małe dramaty… Wróć: przecież o kinie Andersona w ten sposób opowiadać się nie da.

Bo twórca „Wyspy psów” jest mistrzem tworzenia światów umownych i odwracania uwagi od rzeczy uchodzących za ważkie. Można mieć wrażenie, że bardziej niż opowiadanie historii czy snucie głębokich dyskursów interesuje go samo światotwórstwo i z pewnością największą frajdę mają przy tym współtwórcy obrazu: autor zdjęć (ponownie Robert Yeoman), scenografowie (Adam Stock­hausen, Stéphane Cressend), kostiumografka (Milena Canonero). I Anderson tę umowność jeszcze zwielokrotnia: film, który oglądamy, okazuje się popularnym (i oczywiście wymyślonym) spektaklem teatru telewizji, a że powstawał w burzliwych okolicznościach, nakręcono o nim program, od którego „Asteroid City” się rozpoczyna.

Wiadomo, że w takich szkatułkowych strukturach reżyser czuje się niczym lis w kurniku, czy to na poziomie opowiadania, czy kompozycji kadru. Toteż nie mogło zabraknąć podwójnych ram i komiksowych okienek, podobnie jak symetrycznie podzielonych ekranów czy kamery, której ruch naśladuje kartkowanie książki. Albowiem na wszystkie sposoby chce się podkreślić iluzyjny charakter tego świata. Recytuje się didaskalia, dzieli opowieść na akty i sceny, postacie zaś błąkają się, jak u Pirandella, w poszukiwaniu autora, nie rozumiejąc do końca, w czym grają, i trafiając do nie swojej sceny. Albo przyznają się, że tak naprawdę noszą cudze kostiumy i nawet siniak pod okiem słynnej aktorki okazuje się jedynie charakteryzacją.

Mimo sztuczności, burzenia czwartej ściany oraz przeplatania koloru i formatu kinowego czarno-białymi zdjęciami telewizyjnymi próbujemy dopatrzyć się na ekranie czegoś więcej niż makiety. Gdy Asteroid City odwiedza nagle przedstawiciel pozaziemskiej cywilizacji i zakłóca porządek gwiezdnego konwentu, a potem całego państwa, spodziewamy się skrętu w science fiction. Jednak Anderson zdaje się w ogóle o te oczekiwania nie dbać, skazując swego widza na dezorientację. I, jak zwykle, ucieka w dygresje czy fikuśne detale, obsiewając nimi rozległe arizońskie pustkowia. Z rozkoszą filmuje architekturę fikcyjnego miasteczka – lalczyne domki lub archaiczne ustrojstwa w rodzaju automatów, w których można kupić nawet działkę na pustyni.

Osobliwe piękno i syntetyczne ciepło tego świata, dbałość o każdy najdrobniejszy odcień czy deseń czasem wydają się przekraczać dekoracyjny wymiar. Być może ekstrawagancka stylówka stanowi jakąś ucieczkę przed tym, co doskwiera bohaterom i samemu twórcy. Jeśli bardziej interesuje go samo światło (tu oldskulowo filtrowane) czy charakterystyczna paleta barw (z dominantą turkusu i żółci) aniżeli ludzkie losy, nie musi to być aktem eskapizmu ani zdrady. Wręcz przeciwnie: cała menażeria, która utkwiła w „Asteroid City” – owdowiały korespondent wojenny, dramatopisarz w kryzysie twórczym, naukowczyni z lokalnego obserwatorium astronomicznego – skrywa w sobie coś osobliwego i zasługuje na własną historię. Także Obcy, który nagle zstąpił na Ziemię i ograbił miasteczko z jego najcenniejszej „relikwii”, ma w sobie jakąś poczciwość. I każdy staje się gwiazdą swojego filmu, przynajmniej na chwilę.

Stąd w obsadzie takie zatrzęsienie topowych nazwisk, ze Scarlett Johansson, Jasonem Schwartzmanem, Tildą Swinton, Tomem Hanksem, Edwardem Nortonem, Adrienem Brodym czy Willemem Dafoe. Dzięki ich aktorskiej nad­obecności postacie przestają być li tylko pacynkami czy zakładnikami świata przedstawionego, bo na poziomie meta są przede wszystkim sobą, czyli gwiazdami występującymi w bizarnym teatrzyku Wesa Andersona. Zwłaszcza że dominująca konwencja nadaje bohaterom rys wyraźnie infantylny. A kiedy dorośli zachowują się jak dzieci, to dzieci zaczynają przedwcześnie dorośleć, biorąc na siebie odpowiedzialność, wzorem „Moonrise Kingdom”, jednego z piękniejszych filmów o dorastaniu i wolności. Oczywiście można dopatrywać się również w dziele najnowszym jakiegoś poważnego światoobrazu lub przynajmniej satyry na Amerykę z jej militaryzmem czy budowaniem sztucznych rajów, lecz i w tych kategoriach „Asteroid City” dostarcza materiału raczej wątłego. Podobnie jak poprzedni film tego reżysera, „Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” (2021), który miał przecież niewiele wspólnego z refleksją na temat dziennikarskiego etosu. Pozostawała nam wówczas intertekstualna zabawa połączona z czysto estetyczną przyjemnością – i tak jest tym razem.

Dlatego porzućmy wreszcie pytania: artystycznie wykonana pisanka to czy tylko wydmuszka? Bo raczej nie jajko z niespodzianką – prędzej efektowna bombonierka. Lata mijają, a mówiąc o kinie Andersona ciągle trudno uciec od cukierkowych skojarzeń. Tymczasem ów filmowiec, od zawsze dzieckiem podszyty, wcale wydorośleć nie zamierza i nadal bezwstydnie uprawia swój „niebiański flirt” (by przywołać użyte przezeń określenie), na przekór ekranowej dosłowności i doniosłości. Takich oryginałów w dzisiejszym kinie ze świecą szukać, aczkolwiek bywa on już nazbyt zalotny, za bardzo powtarzalny, a pewnie też na swój sposób wykalkulowany i chwilami męczący. Na TikToku jego styl stał się masowo podrabianym trendem, jednym z wielu modnych filtrów. Z tym kinem jest bowiem tak, jak ze schedą po ekscentrycznym wuju kolekcjonerze: spodziewając się, co nas czeka, przyjmujemy masę spadkową z całym dobrodziejstwem inwentarza. Bez zaskoczeń, bez ryzyka, ale i większych korzyści. ©

 

ASTEROID CITY – reż. Wes Anderson. Prod. USA 2023. Dystryb. UIP. W kinach.

Wes Anderson to dziś jeden z bardziej rozpoznawalnych filmowców amerykańskich, twórca wyjątkowego stylu narracyjno- -wizualnego. Zabłysnął komedią „Rushmore” (1998), potem był „Genialny klan” (2001), „Pociąg do Darjeeling” (2007) czy animacja „Fantastyczny pan Lis” (2009). Największe uznanie przynieśli mu „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom” (2012) i „Grand Budapest Hotel” (2014).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Gwiezdny flirt