Pierwsza kolonia Słowacji

Niektórzy miejscowi Słowacy mówią, że to kolejna dzielnica Bratysławy. Ale zwykle po cichu, nigdy przy Węgrach. Po co psuć atmosferę w miasteczku, gdzie wszystkim żyje się całkiem dobrze.
z Rajki (północne Węgry)

28.10.2019

Czyta się kilka minut

Dworzec kolejowy w Rajce / DARIUSZ KAŁAN
Dworzec kolejowy w Rajce / DARIUSZ KAŁAN

Na pierwszy rzut oka Rajka wygląda jak każda inna mała węgierska miejscowość. Kilka uliczek, poczta, zadbane domki, kościoły rzymskokatolicki i ewangelicki, restauracja o nazwie „Kúria”.

Że coś jest nie tak, domyślamy się, kiedy trzeba zapłacić rachunek w „Kúrii”. Kelnerka pyta: w forintach czy może w euro? Jeśli wybierze się euro, kelnerka zmieni też język: z węgierskiego na słowacki.

Bo w tej miejscowości na północy Węgier ponad połowa z ponad 3 tys. mieszkańców to Słowacy.

Jeśli na Węgrzech, kraju jednorodnym etnicznie, mówi się o mniejszościach, to zwykle w kontekście rodaków rozsianych po państwach ościennych. Oni znaleźli się poza granicami swojego kraju wbrew własnej woli – na mocy decyzji politycznych po I wojnie światowej, gdy Królestwo Węgier (wchodzące w skład monarchii austro-węgierskiej) straciło dwie trzecie terytorium.

Mocno zakorzeniona, ponad 7-tysięczna społeczność słowacka mieszka w południowym komitacie (województwie) Békés. To potomkowie ewangelików, którzy w pierwszej połowie XVIII w. szukali tam schronienia przed prześladowaniami religijnymi.

Ale Słowacy w Rajce to nowe zjawisko. I mało ma ono wspólnego z polityką.

Trochę sypialnia

Mikuláš Rusó to jeden z pierwszych Słowaków, którzy osiedlili się w Rajce. Było to w połowie pierwszej dekady wieku XXI.

Rusó był wtedy studentem i szukał taniego mieszkania niedaleko centrum słowackiej stolicy.

– Najtańsza kawalerka w bloku w Bratysławie kosztowała wówczas milion koron, czyli równowartość ok. 40 tys. euro. Tymczasem za mój pierwszy dom w Rajce zapłaciłem połowę tego – opowiada. – Żeby dostać się stąd do pracy, potrzebowałem kwadransa, trzy razy mniej niż z dzielnic położonych na skraju stolicy. Zresztą od tego czasu nic się nie zmieniło.

Bratysława należy do najdroższych miast w Europie Środkowej. Coraz więcej Słowaków, rozczarowanych wygórowanymi cenami nieruchomości, przenosi się więc na wieś – do północnych Węgier. Do stolicy, która leży na pograniczu trzech państw – Słowacji, Austrii i Węgier – dojeżdżają samochodem albo autobusem linii 801, z przesiadką w Rusovcach. Rzadziej pociągiem, który kursuje tylko kilka razy w ciągu dnia.

Jednak dawno minęły lata, kiedy Rajka była uważana za ekskluzywną.

– Na początku najwięcej było tu dobrze wykształconej młodzieży i zamożnych przedsiębiorców. Teraz społeczność bardziej się zróżnicowała – mówi Rusó, dodając, że w ostatnim czasie obserwuje falę przybyszów z Petržalki, czyli bratysławskiej sypialni, dzielnicy blokowisk.

Rajka to też trochę sypialnia. Co można tu robić w wolnej chwili? Jeździć na rowerze – bo miasteczko ma rozbudowany system ścieżek rowerowych. Można też zwiedzać zabytkowe kościoły, chodzić do lasów albo nad jezioro. Ciche, spokojne życie, które dla zapracowanych Słowaków jest miłą odmianą od coraz bardziej hałaśliwej Bratysławie.

– Zachęca ich także to, że teraz dobrze dogadujemy się z Węgrami – twierdzi Rusó. Choć akurat on pamięta także gorsze czasy.

Węgiersko-słowacka zimna wojna

Relacje między Słowakami a Węgrami, którzy przed 1918 r. wchodzili w skład jednego państwa – wspomnianego Królestwa Węgier, wraz z Cesarstwem Austrii tworzących wspólną monarchię Habsburgów – były napięte od 1993 r., czyli od rozpadu Czechosłowacji. Nacjonaliści z obu stron przypominali historyczne krzywdy i grali problemem mniejszości węgierskiej, zamieszkującej południowe regiony Słowacji.

Punkt kulminacyjny sporu przypadł na drugą połowę lat dwutysięcznych. W 2006 r. do słowackiego rządu weszły dwa ugrupowania nacjonalistyczne. Szefem jednego był niesławny Ján Slota, który zasłynął stwierdzeniem, że mniejszość węgierska jest „rakiem na ciele słowackiego narodu” i że najchętniej wysłałby na Budapeszt czołgi.

Każde działanie – jak ustawa ustanawiająca prymat języka słowackiego w sferze publicznej, debata o nazwach geograficznych w podręcznikach szkolnych, próba odsłonięcia pomnika pierwszego króla węgierskiego Świętego Stefana w przygranicznym Komárnie czy przyznanie prawa do głosowania w wyborach do węgierskiego parlamentu mniejszości węgierskiej przez rząd Viktora Orbána – urastało do rangi konfliktu dyplomatycznego. Doszło do tego, że w 2009 r. Słowacy odmówili prezydentowi Węgier prawa wjazdu do Komárna.

Zimna wojna dotarła także do Rajki. Kiedy jedna ze słowackich agencji nieruchomości zaczęła reklamować miasteczko jako „Bratysławę VI” – sugerując, że stało się szóstą dzielnicą Bratysławy – z Budapesztu przyjechało pociągiem kilku członków Jobbiku, skrajnie prawicowej partii.

– Spotkałem ich na demonstracji – wspomina Rusó. – Chciałem się przywitać, ale powiedzieli, że nie podadzą mi ręki, bo jestem Słowakiem. Na szczęście był ze mną kolega Węgier, który zapewnił ich, że jestem w porządku.

Dużo wspólnych interesów

Dziś, ponad dekadę później, po konfliktach nie ma już śladu.

Według Vincego Kissa, Węgra i burmistrza Rajki, kwestie narodowościowe nie odgrywają dużej roli. – Nauczyliśmy się spokojnie pracować nad naszymi problemami – mówi w swoim gabinecie. – ­Nawet jeśli prywatnie mogę uważać, że to błąd, iż Słowacja jest tak bardzo skoncentrowana urbanistycznie wokół Bratysławy, akceptujemy to i jesteśmy szczęśliwi, mogąc gościć tych, którzy zarabiają tam pieniądze – deklaruje polityk.

– Źli ludzie są po obu stronach – uważa Károly Kató, dyspozytor kolejowy. Zaczęliśmy rozmawiać, kiedy chciałem zrobić zdjęcie fladze węgierskiej powiewającej nad jego domem.

Kató twierdzi, że ma wielu przyjaciół Słowaków. – Regularnie gramy w piłkę. O, nawet mój sąsiad jest Słowakiem – wskazuje dom za płotem. – Niestety, nie mówi po węgiersku. Ja nauczyłem się trochę słowackiego, żeby się z nim porozumieć.

Historia w Rajce zatacza koło. Miasteczko znowu jest wieloetniczne. Znowu, bo w XIX stuleciu mieszkali tu głównie niemieckojęzyczni obywatele monarchii. Niemiecko brzmiące nazwiska można znaleźć na starym pomniku wspominającym mieszkańców, którzy zginęli na frontach I wojny światowej.

Ale była tu także silna społeczność żydowska. Do Holokaustu: w połowie 1944 r. grupa 172 miejscowych Żydów została przewieziona do getta w Mosonmagyaróvár, a stamtąd do Auschwitz. W maju tego roku na placyku, gdzie kiedyś stała synagoga, odsłonięto pomnik.

Paradoksalnie, relacje między Węgrami a Słowacją poprawiły się, kiedy premierem w Budapeszcie został Viktor Orbán. Żeby umocnić swoją pozycję w kraju, wykorzystywał on i podgrzewał spory wokół mniejszości węgierskiej w Rumunii i na Ukrainie. Ale nie na Słowacji, choć mieszka tam druga najliczniejsza diaspora Węgrów, licząca ok. 400 tys. osób.

– Obecnie mamy dużo wspólnych interesów i wywoływanie silnych emocji narodowych po prostu się nie opłaca – mówi Juraj Marušiak, politolog ze Słowackiej Akademii Nauk w Bratysławie. Wymienia wspólny opór przeciwko polityce migracyjnej Unii Europejskiej, korytarze energetyczne i walkę z podwójną jakością żywności.

Prawda jest też taka, że sami słowaccy Węgrzy okazali się niepodatni na urok Orbána. Mieszkają w zamożniejszej Słowacji i stopniowo się asymilują. Politycznie zaś są podzieleni między kilka węgierskich partii. Tej wspieranej przez Orbána nie ma nawet w słowackim parlamencie.

Jednak Marušiak ostrzega, że po obu stronach czekają radykałowie, zainteresowani zepsuciem relacji. – Jeśli będzie taka polityczna potrzeba, napięcia znowu wypłyną na powierzchnię – przewiduje.

To idzie młodość

Napięcia w Rajce, jeśli już się pojawiają, to na tle pokoleniowym.

W miasteczku, które do niedawna było oazą spokoju dla starszych Węgrów, nagle pojawiła się młodość. Młodzi Węgrzy z Rajki dawno bowiem wyjechali za pracą.

Ágnes, 68-letnia emerytka, którą spotykam na ulicy Bajcsy-Zsilinszkyego, twierdzi, że w Rajce jest głośniej niż kilka lat temu. – Samochody suną wte i wewte. Jest tak wielu młodych jak nigdy wcześniej – tłumaczy. Prosi, żeby nie podawać jej nazwiska.

Za jej czasów, wspomina, „jechaliśmy na zakupy do Czechosłowacji, bo było taniej niż w komunistycznych Węgrzech. Teraz najwyraźniej trend się odwrócił”.


Czytaj także: Tam, gdzie nic nie ma - reportaż Dariusza Kałana z północno-wschodniej Słowacji


Dávid Oláh, 26-letni saksofonista, który osiem lat temu przeprowadził się tu z Bratysławy wraz z rodzicami i bratem, opowiada: – Życie w Rajce nie jest intensywne, żyjemy obok siebie. Spotykamy się w autobusie, witamy, ale jakiejś wielkiej serdeczności między nami nie ma.

Muzyk wspomina o sąsiedzie Słowaku, który w weekendy urządzał głośne imprezy. – To był wielki problem i sami Węgrzy musieli interweniować – opowiada. – Niektórzy starsi mieszkańcy awanturują się o każdą drobnostkę. Na przykład że pies szczeka. To jest jedyne źródło konfliktów, jakie zauważyłem: o komfort życia.

Oláh zdradza też, że niektórzy Słowacy nadal mówią na Rajkę „Bratysława VI”. Albo: „pierwsza kolonia Słowacji”. – Ale po cichu, nigdy przy Węgrach – uśmiecha się.

Oczywiście wraz ze Słowakami pojawił się zastrzyk gotówki i inwestycje. W ciągu ostatniej dekady powstało blisko 800 domów w Rajce i na jej przedmieściach, które nazwano „Nową Rajką”. Większość jest sprzedawana, zanim zdąży się wylać fundamenty. Domy wystawione obecnie na sprzedaż będą oddane w połowie 2020 r.

Za trzypokojowe, siedemdziesięciometrowe mieszkanie z balkonem w Bratysławie trzeba dziś zapłacić ok. 150- -170 tys. euro. – Za tę cenę na Węgrzech możesz kupić piękny czteropokojowy dom z ogrodzeniem i ogrodem – zachwala Karin Fassingerová z agencji nieruchomości Rajka Reality City. – Zainteresowanie jest bardzo duże – dodaje.

Zaskoczenia nie było

W Rajce Słowacy mogą dziś liczyć na to, że rodacy przystrzygą im ogród, posprzątają dom albo dowiozą taksówką do samej Bratysławy. W ostatnich latach szybko wzrosła bowiem liczba przedsiębiorstw prowadzonych przez Słowaków. Obecnie grupa inwestorów negocjuje z miastem otwarcie sklepu.

Węgierka Mária Szabó Szalainé, dyrektorka miejscowego przedszkola, pisze w mailu, że w roku szkolnym 2019/20 spośród 77 dzieci aż 38 ma słowackie obywatelstwo, a jedno dziecko podwójne. „Z powodu braku miejsc musiałam odrzucić trzydzieścioro dzieci ze Słowacji” – dodaje. Na razie w szkole podstawowej w Rajce nie ma klasy słowackiej.

I pewnie rychło nie będzie. Mikuláš Rusó chciał, żeby język słowacki stał się jednym z przedmiotów nauczania. Wpisał to nawet do swojego programu wyborczego. Razem z trzema innymi Słowakami startował w wyborach samorządowych do rady miasta, które na Węgrzech odbyły się 13 października. Gdyby wygrali, zdobyliby większość w siedmioosobowej radzie; sytuacja bez precedensu w Rajce.

Kiedy rozmawialiśmy pod koniec września, zapytałem go, czy nie rozbudziłoby to waśni narodowych. – No cóż, to byłoby duże zaskoczenie dla Węgrów – odpowiedział Rusó dyplomatycznie.

Na szczęście przegrali. ©

Reportaż powstał w ramach projektu BIRN Reporting Democracy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2019