Pielgrzymka dla Kamila

Gdy Kamil umierał, poprosił Tomka, żeby za rok pojechał na Lednicę. Jeśli dożyje.

06.06.2007

Czyta się kilka minut

Tomek przed Bramą-Rybą / fot. WALDEMAR WYLEGALSKI /
Tomek przed Bramą-Rybą / fot. WALDEMAR WYLEGALSKI /

Ciągły, przeszywający dźwięk z monitora był nie do zniesienia. Usłyszał krzyk lekarza: "Spadaj stąd!". Więcej już Kamila nie widział.

Tamto stało się rok temu (ciągle powraca). Teraz stoi na usypanym z ziemi kopcu. Na kopcu wielka żelazna konstrukcja przypominająca rybę. Dookoła tłumy ludzi, w jego wieku, młodszych i starszych. Tańczą i śpiewają: "Poślij nas, poślij nas na żniwo Twoje, Panie".

Ewa, miła szatynka z duszpasterstwa,  koordynatorka tegorocznej Lednicy powtarzała od tygodni, że tę Lednicę warto było zrobić dla niego jednego. Mówił o nim w kazaniach o. Jan Góra. U dominikanów młodzież modliła się, żeby udało mu się przyjechać.

Tomek patrzy na tłum roztańczonych i rozśpiewanych ludzi. I zadaje sobie pytanie, czy Kamil go teraz widzi.

Z muzyki poważnej lubi Bacha. Najbardziej 3. i 5. Koncert Brandenburski, i jeszcze Arię na strunie G. Bacha słucha, gdy ma "doła". "Doła" ma często. Przy jego chorobie to normalne.

13 lutego, do Lednicy pozostało 108 dni

Tego dnia po południu Tomek otworzył laptopa i wysłał maila do Duszpasterstwa Akademickiego Dominikanów w Poznaniu. Napisał:

"Od pięciu lat choruję na raka jelita grubego. Od lat próbuję przyjechać do Lednicy, jednak zdrowie nie pozwalało! W zeszłym roku obiecałem Jezusowi, że jeśli taka jest Jego wola i jeśli chce, pragnąłbym być w tym roku w Lednicy.

W grudniu wykryto u mnie przerzuty na mózgu. Ja jednak wierzę, że Pan pozwoli mi być razem z wami w tym roku!

Nie poddam się!

Dziękuję wam, że jesteście!

Odezwijcie się do mnie i proszę o modlitwę, abyśmy mogli się spotkać".

Maila odebrała Ewa. Odpisała (z nadzieją, że jej słowa nie brzmiały pusto):

"Drogi Tomku, bardzo wzruszyła mnie Twoja silna wiara i determinacja. Przykro mi, że teraz cierpisz, ale Pan Bóg jest zawsze najbliżej tych, którzy cierpią. Już po Twoim mailu widać, że jesteś bardzo blisko Boga. Cieszymy się, że Lednica dodaje Ci sił!! Wierzę głęboko, że w tym roku będziesz mógł być na Lednicy razem z nami. Będziemy się za Ciebie modlić. Pozdrawiam serdecznie!! Bóg z Tobą".

Ewa: - Jak przeczytałam pierwszy list od Tomka, poryczałam się.

Wrócił ze szkoły i pakuje się. Następnego dnia ma jechać z klasą na wycieczkę do Ojcowa. Zajdą do Groty Łokietka, zobaczą Maczugę Herkulesa, będzie fajnie. Niedługo wakacje. Jak zwykle, musi się jeszcze podciągnąć z angielskiego, ale powinien dać radę.

Po południu źle się czuje, musi iść do szpitala.

19 marca

Tomek jest znów w szpitalu. Maila do duszpasterstwa dominikanów pisze Gosia, jego siostra:

"On teraz leży pod respiratorem i jest z nim bardzo ciężko, ale jest przytomny. Jego przyjaciel przyniósł mu koszulkę z waszym logo i zaraz kazał się w nią ubrać. Kazał mi napisać do was, żeby podziękować wam za to, że wasze dzieło pozwala mu walczyć".

Ewa znów się rozkleja. Następnego dnia odpisuje Tomkowi:

"Nie spotkałam jeszcze osoby z tak silną wiarą. Dziękuję Tobie, że pokazujesz mi, co to znaczy kochać Boga!! Kochać Boga całym sobą i ufać mu bezgranicznie!! Widzę, jak bardzo dużo mi jeszcze brakuje...".

Że to nowotwór, mówi mu mama. Wybucha śmiechem (dziś tłumaczy sobie, że to pewnie przez te silne leki przeciwbólowe). Że ma raka, dociera do niego, gdy leki przestają działać. Czuje się, jakby dostał wyrok śmierci. Ma żal do Boga i do całego świata. - To już nie życie, to wegetacja - powtarza sobie i innym. Nie chce mu się żyć.

12 kwietnia, do Lednicy pozostało 50 dni

Tomek wrócił ze szpitala (spędził tam Wielkanoc). Czuje się lepiej. Pisze do Ewy:

"Obiecałem sobie, że choć miałoby się palić i walić, będę na Lednicy. Już nawet załatwiłem sobie transport i pielęgniarkę, która jest pielęgniarką w hospicjum. Zostało już tylko 50 dni do Lednicy!!!!!!!!!".

Dziękuje za świąteczne życzenia. Przeprasza, że odpowiada dopiero teraz, ale do szpitala nie zabrał laptopa.

Na Święta Ewa napisała mu: "Nie lękaj się!! Pan Zmartwychwstał!!!".

"Tomeczku, jak ładnie dziś wyglądasz", "Nie martw się, wszystko będzie dobrze" - powtarzają rodzice, babcia, siostra. Ich odwiedziny tylko go denerwują. Wie, że udają tak przed nim, a w domu płaczą i odchodzą od zmysłów. Nie lubi tego, bo to czysta obłuda. Któregoś dnia mówi rodzicom, że to ich wina, że jest chory.

30 kwietnia

Kolejny mail Tomka:

"Bardzo się cieszę, że mogę już za miesiąc spotkać się z wami. Lednica to niezwykłe miejsce. Nie dziwię się, że nasz pierwszy władca wybrał to miejsce na chrzest".

Ewa: - On jest teraz dla mnie ważniejszy niż te sto tysięcy, które tam przyjadą.

Przez pierwsze dwa miesiące od początku choroby nie chodzi do kościoła. Przedtem był bardzo religijny, służył jako ministrant. Tylko że wtedy wszystko było dobrze. Teraz po co ma chodzić, skoro Bóg go opuścił i wydał na niego wyrok śmierci? Po co mu taki Bóg? A może Boga w ogóle nie ma?

5 maja, do Lednicy zostało 27 dni

"W zeszłym roku, gdy odbywały się rekolekcje lednickie, leżałem na onkologii z chłopakiem, z którym się zaprzyjaźniłem. On już nie żyje. Gdy umierał, byłem przy nim, poprosił mnie, że gdy będę żył w przyszłym roku, to muszę jechać na Lednicę i pomodlić się w jego intencji. Obiecałem mu to.

Dlatego dam radę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!" - pisze Tomek.

Ewa zapewnia, że będzie miał miejsce blisko Ryby, w sektorze dla niepełnosprawnych.

Odejście od wiary wcale nie pomaga. Przedtem mógł chociaż złorzeczyć Bogu. Teraz nie ma już nawet kogo obwiniać o swoją chorobę. Któregoś dnia idzie znów do kościoła i czuje ulgę. Po maturze wybiera teologię. Nie tyle z powodu wiary, co z "ciekawości zagadnienia, jakim jest Pan Bóg".

Czasem, kiedy budzi się rano, mówi: "Boże, jaka ładna pogoda. Tylko żebyś niczego nie zniszczył, bo z Tobą różnie bywa". Tak, kiedy źle się czuje, ma pretensje, że Bóg pozwala na niewinne cierpienie. Ale nie uważa już jak kiedyś, że życie nie ma sensu. Nawet takie.

15 maja

Tomek zgodził się, żeby o nim napisać. Tekst ma być o tym, jak Lednica daje mu siły w walce z chorobą. Ma tylko wątpliwość: czy jest godzien, żeby o nim pisać

("o zwykłym chłopaku, który ma często chwile zwątpienia i żalu do Pana Boga")?

Kamil jest młodszy, choruje dłużej. Wychudzony, wygląda jak kościotrup. A przy tym jakiś dziwnie spokojny i pogodny, jakby nic się nie stało. I ciągle powtarza, że cierpienie ma sens. "Co on gada, jaki sens? Tylko tak się zgrywa" - myśli o Kamilu. Drażni go ten chłopak. Jak można być śmiertelnie chorym i zachowywać się tak normalnie?

23 maja, dziewięć dni do Lednicy

Na konferencji prasowej o. Góra opowiada o Tomku dziennikarzom: że ciężko chory, że chce przyjechać, że Lednica go trzyma, że daje świadectwo. Wcześniej mówił o nim w kazaniu. Za Tomka modlił się wtedy cały kościół.

Rozmawia z Kamilem o życiu, o śmierci i o życiu, które jest po śmierci. Nie myśli już, że Kamil udaje. Wierzy mu, gdy Kamil powtarza, że cierpienie ma sens.

26 maja

Dzwonię do Tomka. Jest w dobrym humorze. "Doła" miał wczoraj. Dziś cieszy się, że babcia gotuje mu kalafiora.

W telewizji dają zwiastun Lednicy. Ojciec Góra zaprasza młodzież z całej Polski pod Bramę-Rybę. Mówi tak przekonująco, że nic, tylko jechać. - Za rok będziemy tam obaj. Ty będziesz w tłumie, a ja będę patrzył na ciebie z góry - odzywa się po programie Kamil. Już wie, że umiera.

1 czerwca, do Lednicy został jeden dzień

Przed północą Tomek wsiada do autokaru (karetka była niepotrzebna) w swojej rodzinnej miejscowości koło Katowic. Do Lednicy mają przeszło trzysta kilometrów. Trzeba jechać prawie całą noc.

Siedzi przy łóżku Kamila z jego rodzicami. Czuje, że Kamil odchodzi. Zastanawia się, jak jego przyjaciel sam zmaga się teraz ze śmiercią. Dźwięk z monitora przed chwilą był jeszcze pulsujący. Nagle staje się ciągły. Wpada lekarz. Krzyczy: "Spadaj stąd!".

2 czerwca

Tomek stanął pod Rybą, spojrzał w górę i powiedział w duchu: "Widzisz, jestem". W ręku trzymał różaniec, który Kamil podarował mu przed śmiercią.

Kamil umarł 23 maja zeszłego roku. Do Lednicy w 2007 r. pozostały 374 dni.

***

Tomek mówi, że przez ostatni rok żył dla Lednicy. Teraz, gdy spełnił prośbę Kamila, zastanawia się, jaką znajdzie motywację, żeby dalej żyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2007