Piękny dwudziestoletni

„Muszę się spieszyć – powiedział kiedyś Stanisław Pyjas. – Cyganka wywróżyła mi, że będę żył 33 lata”. Zdążył przeżyć lat 23.

07.05.2017

Czyta się kilka minut

 / Fot. Archiwum IPN
/ Fot. Archiwum IPN

Scena pierwsza. Mężczyzna w średnim wieku siedzi tyłem. „Witajcie, nazywam się Stanisław Pyjas. Zostałem zamordowany 6 maja 1977 roku” – mówi głos zza kadru do widza.

Film Wojciecha Szumowskiego pt. „Buntownicy” powstał 30 lat po śmierci jego bohatera. Bohater był prawdziwy, w filmie grał go aktor. Słowa wymyślił reżyser.

Schody

Stanisław pisze pamiętnik. 8 kwietnia 1977 r. zanotuje: „Widzę siebie oddalonego setkami kilometrów czasu, spoglądającego na tego, który to teraz pisze, który nie wie, dlaczego ludzie są tak śmiertelnie zmęczeni, że płaczą, kiedy zbyt dużo wypiją, albo we śnie, w którym mogą zrezygnować z ostatnich więzów samodyscypliny”.

Miesiąc później będzie leżeć w sieni kamienicy przy ul. Szewskiej 7, w centrum Krakowa. W żółtej koszuli, brązowych półbutach, spodniach i bluzie z teksasu.

Tymczasem Socjalistyczny Związek Studentów Polskich szykuje się do Juwenaliów, corocznego święta. W programie: otrzęsiny, koncerty, wybór najmilszej studentki, konkurs na najdziwniejszy pojazd juwenaliowy.

A Kraków – w klepsydrach. „W związku z zamordowaniem naszego kolegi Staszka Pyjasa apelujemy o nieuczestniczenie w imprezach juwenaliowych. Prosimy wszystkich o współudział w trzydniowej żałobie” – wołają naklejane na murach ulotki. Służba Bezpieczeństwa je zrywa.

Być może ostatnia książka, którą czytał, to „Moskwa-Pietuszki” Jerofiejewa. Dostępna tylko nielegalnie. Pożyczył ją od Jana Andrzeja Kłoczowskiego, dominikanina. Zdążył oddać.

Gdy znajdą ciało, Kłoczowski przypomni sobie zakończenie: główny bohater książki został zamordowany na schodach. Pyjas też miał spaść ze schodów.

Podglebie

Pięć miesięcy przed jego narodzinami w Moskwie umiera wąsaty mężczyzna. Ze śmierci Stalina cieszy się nauczycielka, Stanisława Pyjas, żona oficera Wojsk Ochrony Pogranicza. Jest nieostrożna, radością dzieli się z koleżanką. Floriana Pyjasa przenoszą karnie na strażnicę do Krynek. To koniec świata, wioska nad sowiecką granicą. 4 sierpnia 1953 r. urodzi się tu Stanisław.

Kilka lat później ojciec odchodzi do cywila. Z żoną i dziećmi (są jeszcze dwie córki) osiada w rodzinnych Gilowicach, wsi koło Żywca. Pracuje jako urzędnik. Matka uczy w podstawówce.

Staś jest niewysoki, w szkolnych przedstawieniach gra Wołodyjowskiego. W klasie, obok orła bez korony, patrzą na niego Lenin i Gomułka.

Kończy podstawówkę, gdy milicja rozbija w 1968 r. studenckie protesty. Gdy dwa lata później na Wybrzeżu giną robotnicy, jest w liceum. Ze szkolnej ściany, obok Lenina, będzie wkrótce patrzył Gierek.

„Ścisz tego wyjca!” – złoszczą się rodzice. Ciągle słucha Niemena. Ma wszystkie jego płyty. Prosi matkę, by uszyła mu tunikę w kwiaty, jaką ma Niemen. Zapuszcza włosy.

Miesiąc do matury. Pisze wiersz:

Na gnojnym podglebiu
Czerwonych haseł
Wyrosło nowe bydło
o opasłych mordach”.

Na polskim rzadko się odzywa. „Jeżeli koleżanki i koledzy nie odpowiadali prawidłowo, czekał do końca i dawał właściwą odpowiedź” – będzie wspominał polonista. Maturę zdaje z wyróżnieniem. Potem egzaminy wstępne na polonistykę na UJ.

Polonista: „Gdyby nie śmierć, byłby profesorem na uczelni”.

Koledzy

Jest ich trzech przyjaciół.

Bronek: fryzura afro. Ojca, Żyda i przedwojennego komunistę, wyrzucili z wojska w czasie antysemickich czystek (wkrótce umrze). Matka antykomunistka. On fascynuje się anarchizmem.

Leszek: okulary, długie włosy. Zaczytany. Dla znajomych: „Malecha”. Także on spoza Krakowa, z Zakopanego.

Z Bronisławem Wildsteinem i Lesławem Maleszką młodszy od nich Pyjas się zaprzyjaźni – razem studiują polonistykę. Czytają Cortázara i paryską „Kulturę”, słuchają Led Zeppelin i RWE, jeżdżą za teatrem Grotowskiego, włóczą się autostopem. Hipisują. „Anarchiści” – powie o nich Adam Zagajewski.

W Żaczku (akademiku) założyli klub dyskusyjny. Rozmawiają o filozofii, literaturze, wolności. Rozpala ich „Zniewolony umysł” Miłosza: esej o zachowaniach pisarzy w komunistycznej dyktaturze. Jedna z postaw: udawanie lojalności wobec władzy i ukrywanie poglądów (u Miłosza to „ketman”). Ale właściwie polityka ich jeszcze nie interesuje. Uważają, że jest brudna. Nie wierzą w zmianę systemu. Jeśli już, to ich styl bycia jest zmianą. Na więcej nie liczą.

W Krakowie są jeszcze „hierarchiści” (też określenie Zagajewskiego): rano modlą się u dominikanów, wieczorami siedzą w „Beczce”, dominikańskim duszpasterstwie. Tu też rozprawia się o wolności, obok Biblii czyta bibułę. „Beczkę” założył o. Tomasz Pawłowski. Pomaga mu o. Joachim Badeni. Duszpasterzem jest też o. Kłoczowski. Do „Beczki” przychodzą Liliana Batko, Bogusław Sonik, Róża Woźniakowska, Józef Ruszar. Potem – opozycjoniści.

„Klepią tylko różaniec” – mieli mówić ci z Żaczka o tych z „Beczki”. „Dziwacy” – słyszą w rewanżu.

Miłość

On: „Lat około 24, wzrost niski, tuszy szczupłej, twarz pociągła, cera blada, włosy długie kręcone aż na ramiona, wąsy i broda czarna” (rysopis sporządził kapitan Półtorak z SB).

Ona: czarne włosy, czarne oczy, ciemna cera. W uszach duże złote koła. Lubi chodzić w czarnych bluzkach i secesyjnych spódnicach we wzorzyste pawie. Na imię ma Urszula.

Chodzą na ćwiczenia z filozofii. W grupie tyle ładnych dziewczyn. Ula sama zagadała: chciała, żeby wyjaśnił jej, o co chodziło Schopenhauerowi. Zrobiła herbatę, wyjęła czekoladki.

Rozczarowała go. On przepada za Wojaczkiem. Ona: że po co komu taka ciemna poezja. Zaprosiła go do kawiarni na grzany miód, chciała się odwdzięczyć za te korepetycje. Wszędzie chciała za niego płacić. Gdy podarował jej „Grę w klasy”, uparła się, że odda pieniądze.

Poszli na spacer, objął ją. Łażą tak do świtu, całują się. „Mam dziewczynę” – zapisze w pamiętniku. Mówi do niej: Uleczka.
Potem napisze: „Robiłem w tej miłości zbyt mało, by mogła trwać”.

Wybory

Chcą wyrzucić ze studiów Wildsteina. Pyjas zbiera podpisy w obronie kolegi. Za Bronkiem stają też murem „hierarchiści” od dominikanów. Bronek wraca na studia. „Anarchiści” zaglądają teraz do „Beczki”. Przychodzą pogadać, wymienić się książkami. – Jednych pociągał Jezus, drugich Hendrix – mówi o. Kłoczowski. – Ale łączyło pragnienie wolności.

Tymczasem esbecy zatrzymują Leszka. Grożą: wyrzucimy cię ze studiów, zrujnujemy życie. Chcą, by donosił na kolegów. Gdy każą wybrać pseudonim, do głowy przychodzi mu „Ketman”. Liczy, że będzie jak bohater „Zniewolonego umysłu” – człowiekiem dwóch religii. 25 lat później napisze: „Wydawało mi się, że taka gra będzie możliwa”. Po latach w filmie „Trzech kumpli” dziennikarki spytają Maleszkę, czy jego donosy mogły mieć związek ze śmiercią Pyjasa. Odparł: „Bardzo daleki, myślę... Ale jakoś tam biorę to pod uwagę”.

Wtedy, podczas przesłuchań, Staszek milczy.

– Wstydzi się pan? – ironizuje esbek.

– A zna pan sprawę Brzozowskiego? Raz coś chlapnął carskiej ochranie i sto lat się to za nim ciągnie. Muszę dbać o życiorys.
W końcu chce zostać pisarzem.

Figurant

Wiadomo, jak był ubrany np. w poniedziałek, 12 kwietnia 1976 r. Kurtka z koca w kratę, popielate spodnie, czarne buty. Oraz co robił między godziną 16 a 23.40.

O 16.35 wychodzi z komendy milicji. Rozgląda się.

Na poczcie wypłaca 300 lub 400 zł. Pieniądze przelicza na ulicy.

O 16.50 jest w jadłodajni „Żaczek”, chce wypić piwo. Ale piwa nie mają.

Pół godziny później wchodzi do kawiarni na Błoniach. Kupuje dwie butelki piwa, „które dość szybko wypił przy jednym ze stolików. W czasie gdy pił piwo oglądał się w około” [pisownia oryginalna].

Potem jest w akademiku („z powodu samokontroli figuranta wewnątrz obserwacji nie prowadzono”), Bibliotece Jagiellońskiej, na Plantach, w Collegium Wróblewskiego.

O 22.30 wchodzi do Teatru Kameralnego. Zostanie tam 10 minut.

22.40. Idzie na przystanek tramwajowy przy Dietla. Siada na ławce, pali papierosa.

Po 23 idzie przez osiedle domków jednorodzinnych. Ulice puste, często ogląda się za siebie. Tu ślad się urywa. „Nie udało się ustalić dokładnego adresu, gdzie wszedł figurant” – zapisał esbek. W rubryce „Uwagi” dodał, że obserwowany „często ogląda się za siebie”.

Podpisy

„Nie rozrabiaj jak Ursus i Radom, bo będziesz jadł chleb z marmoladą” – dowcipkują latem 1976 r. Polacy. Dowcip z rodzaju czarnego humoru, bo do śmiechu nikomu nie jest.

W czerwcu ’76 robotnicy w Radomiu i Ursusie protestują przeciw podwyżkom. Władze bagatelizują i kryminalizują bunt: to „chuligańskie wybryki”. Zatrzymanych przepuszcza się przez „ścieżki zdrowia”: szpaler bijących milicjantów. Wielu trafia do więzień. Na spędzonych wiecach poparcia protestujących nazywa się „warchołami”. Grupa ludzi zaczyna zbierać dla rodzin uwięzionych pieniądze. 23 września powstanie Komitet Obrony Robotników.

O KOR dowiedzieli się z Wolnej Europy. Pyjas, Maleszka, Wildstein, ludzie z „Beczki” zbierają podpisy pod petycją o wypuszczenie robotników. Marzyli, żeby mieć chociaż sto. Mają pół tysiąca. – Dokładnie 517! – pamięta dziś Liliana Batko-Sonik.

Ostrzeżenie

Anonimy przychodzą równocześnie. Ten sam charakter pisma.

Do Pyjasa: „Pragnę Cię poinformować, że Bronek W. jest złodziejem, kapusiem i prowokatorem. Pieniądze, które przekazałeś poprzez wiadomą osobę na pomoc dla robotników, przywłaszczył dla siebie”. Do Wildsteina: „Wiem co zrobiłeś z pieniędzmi zebranymi przez ciebie na Komitet Obrony Robotników. Jesteś po prostu świnia i zwykły, płaski i podły gnojek, robak. Wierzę, że przyjdzie taki czas, że policzymy się z prowokatorami zdrajcami. Na razie chlej wódę za pieniądze uczciwych ludzi i niech ci służy na zdrowie – do czasu!”. Ta sama ręka pisze do znajomych na Pyjasa: „skurwysyn o wyglądzie alfonsa”, „tępić takich skurwysynów, to naczelne zadanie chwili obecnej”.

Tymczasem rodziców wzywa prorektor. Mają się stawić 27 marca 1977 r. „w sprawie syna Stanisława Pyjasa”. Dziwią się, bo syn dorosły. Gdy przyjadą, rektor uprzedzi, że nie chodzi o wyniki w nauce. To o co? O KOR. Powie, że to SB kazała mu ich ostrzec.

– Stasiu, po co ci ta polityka? – ma zapytać potem matka. – Masz pisać pracę magisterską.

– Przecież tu chodzi o sprawiedliwość – odparł.

Chcą mu kupić ubranie, bo chodzi w znoszonym. Obeszli domy towarowe. Nic nie wybrał. Odprowadzi ich na autobus. Po drodze wejdą do kościoła. Modlą się, żeby nic mu się nie stało.

Wcześniej, 1 sierpnia 1976 r., zanotował w pamiętniku: „Przecież mogłeś wejść w jeden z tych zaułków, gdzie nie dociera światło latarń, i czekać w ukryciu niezauważony, obserwować ulicę. Mogłeś nie dać się dotknąć przez jasność, nie pozwolić, by wyłowiła twe kształty, nazwała jasnymi konturami części twego ciała, określiła granicę między tobą a snem. Ale wolałeś pozostać w jasnym kręgu, wolałeś odsłonić twarz, ręce i nogi. Wolałeś dać się rozpoznać”.

Wiosna

Skończyli myć wagony na pętli tramwajowej (tak dorabiają). Wiosna, jeszcze dzień, dwa i zazielenią się brzozy. Czekają na przystanku, Staszek pali papierosa. „Muszę się spieszyć – mówi do Wildsteina. – Cyganka wywróżyła mi, że będę żył tylko 33 lata”.

1 maja 1977 r. Spędzeni ludzie maszerują z biało-czerwonymi i czerwonymi szturmówkami. Święto Pracy. „Do was się zwracam, uczniowie i studenci. Naród nasz stworzył wam szanse zdobycia wiedzy i kwalifikacji, pokłada w was wielkie nadzieje. Wierzymy, że nadziei tych nie zawiedziecie” – przemawia w stolicy Gierek.

Staszek na pierwszomajowe pochody nie chodzi. Wystroił się w nowy garnitur (sam kupił), pojechał do Gilowic. Myślą, że zostanie na dłużej. Ale odjeżdża na drugi dzień.

Świadek

W piątek, 6 maja, po południu wypija z kolegami piwo. Wpada do Sonika, opowiada o rewizji u Wildsteina.

Pod wieczór Pyjasa widzi jeszcze Stanisław Pietraszko – razem chodzili do liceum w Żywcu, jeden poszedł na polonistykę, drugi na fizykę. Tego popołudnia Pietraszko ma wrażenie, że za Staszkiem ktoś idzie. „Jakby go eskortował” – będzie potem opowiadał.

Prokurator zapyta go potem, czy pamięta, jak ten „ktoś” wyglądał. Odpowie, że pamięta doskonale. Jakiś czas potem (Staszek już nie żyje) Pietraszko pozna Ewę. Umówią się w lipcu nad Zalewem Solińskim. Przyjedzie tam w brązowym swetrze z żółtym napisem „sweter”. Wszyscy go po tym swetrze pamiętają. Ewy nie ma. Pod wieczór ktoś znajdzie na brzegu jego spodnie, sweter i zegarek. Dwa dni później wyłowią ciało. Topielec jest w kąpielówkach, na głowie ma czepek. Znajomi są pewni: – Przecież on panicznie bał się wody.

Twarz

Jest 7 maja, sobota. W Warszawie zaczyna się Światowe Zgromadzenie Budowniczych Pokoju. „Życie w wolności i pokoju to najpierwsze fundamentalne prawo człowieka” – Gierek wita delegatów z ponad 160 krajów.

Też 7 maja, popołudnie. Ktoś dobija się do Wildsteina. „Esbecy zabili Staszka!” – krzyczy. Bronek nie wierzy, idzie do prosektorium. Stróżowi daje 100 zł (tyle kosztuje pół litra). Widzi zmasakrowaną twarz, rozbite usta, rozcięty łuk brwiowy. Wie, że to nie wypadek.

Liliana Sonik: – Nie wierzyłam, że to esbecy zrobili.

Idzie z nekrologiem do krakowskich gazet. Nigdzie nie chcą go przyjąć: – Wystarczyło, że powiedziałam: Stanisław Pyjas.
Zaczyna wierzyć, że to SB.

Oficjalna wersja brzmi: był pijany, spadł ze schodów.

Obstawa

Rozpadało się. Przed drewnianym kościołem w Gilowicach ludzie pod parasolami idą za trumną. Na pogrzeb przyjechało dużo studentów. Kierowca autobusu zabrał tylu, ilu zdołało wejść. Kierowca powrotnego kursu był zasadniczy: zabrał tylko na miejsca siedzące. Ci, którzy zostali, poszli do Pyjasów na herbatę.

Przed pogrzebem w szkole, w której uczy matka, zadzwonił telefon. Przykazano, by nauczyciele nie szli do kościoła ani na cmentarz. W dzień pogrzebu wieś obstawiła SB.

SKS

Kościół dominikanów, msza żałobna. Ojciec Badeni: „Stanisław Pyjas walczył o sprawiedliwość, o prawo, o prawdę, o wolność”. W kościele tłumy, część musi stać na zewnątrz. Badeni kończy kazanie: „Wielki protest! Bardzo spokojny! Wołający krwią zabitego” [sporządzony przez SB zapis tego kazania czytaj na powszech.net/pyjas].

Wieczorem kilka tysięcy studentów z czarnymi flagami idzie pod Wawel. Ktoś czyta odezwę: „Powołaliśmy Studencki Komitet Solidarności dla zainicjowania prac nad utworzeniem autentycznej i niezależnej reprezentacji studenckiej”.

Liliana Sonik: – Komitet założyliśmy w moim mieszkaniu.

SKS żąda wyjaśnienia „okoliczności śmierci Staszka Pyjasa”, „pociągnięcia do odpowiedzialności sądowej winnych zbrodni bez względu na to, jakie zajmują stanowisko”, „ujawnienia i ukarania sprawców profanacji żałoby po Staszku”.

Tymczasem część studentów bawi się na Juwenaliach. Konkurs na najdziwniejszy pojazd wygrywa Akademia Rolnicza (studenci przerobili ciągnik na jeżdżącą świnię). Najmilszą zostaje studentka z Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Na Rynku przemawia prezydent Krakowa: „Dziękuję studentom za wspaniałe Juwenalia 1977 i wyrażam nadzieję, że następne Juwenalia 1978 będą również wspaniałe”.

O demonstracjach w Krakowie pisze zachodnia prasa, mówią w Wolnej Europie. Propaganda PRL powtarza swoje. „Trybuna Ludu”: „Młodzież studencka nie usłuchała prowokacyjnych propozycji i nie dała się nakłonić do szerszego uczestnictwa w akcji, w której rzeczywistym celem były nie żałobne egzekwie, lecz opozycyjna i często polityczna demonstracja”. Mieczysław Rakowski, naczelny tygodnika „Polityka”: „Już od bardzo dawna zabójstwa polityczne w Polsce się nie zdarzają”.

Epilog

Miesiąc od śmierci Pyjasa. Kardynał Karol Wojtyła, arcybiskup krakowski, prowadzi ulicami procesję Bożego Ciała. W kazaniu mówi o Czarnym Marszu: „Ta młodzież wybrała w tym dniu skupienie, ciszę, a nie hałas corocznych Juwenaliów. To świadczy, że młodzi są zdolni myśleć także o sprawach zasadniczych: chociażby o wielkiej tajemnicy śmierci człowieka, która czasem spotyka już młodego. I że są zdolni myśleć o sprawach zasadniczych, takich jak sprawiedliwość społeczna i pokój, jak prawa człowieka, jak prawa osoby ludzkiej, jak prawa narodu”.

Ostatnia scena filmu Wojciecha Szumowskiego wygląda tak: rok 2007, trwają Juwenalia. Na krakowskim Rynku bawią się studenci. Słychać wkoło radosny, beztroski śmiech.

Odwrócony plecami, filmowy Stanisław Pyjas mówi: „Warto było się buntować”. ©

Korzystałem z książek: „Czy ktoś przebije ten mur? Sprawa Stanisława Pyjasa” (antologia IPN, pod red. Jarosława Szarka) i Bronisław Wildstein, „Niepokorny”.


CZYTAJ WIĘCEJ O STANISŁAWIE PYJASIE >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017