Wtedy powstał SKS

Liliana Batko-Sonik, założycielka Studenckiego Komitetu Solidarności: Po śmierci Staszka staliśmy się przyjaciółmi, gotowymi nadstawiać za siebie karku.

07.05.2017

Czyta się kilka minut

Członkowie SKS, od lewej u góry: Liliana Batko, Danuta Sotwin (dziś Skóra), Bronisław Wildstein i Bogusław Sonik. U dołu: Józef Baran i Lesław Maleszka. Zdjęcie z 1978 r. / Fot. Archiwum Bronisława Wildsteina, repr.: J. Herok / NEWSWEEK POLSKA / REPORTER
Członkowie SKS, od lewej u góry: Liliana Batko, Danuta Sotwin (dziś Skóra), Bronisław Wildstein i Bogusław Sonik. U dołu: Józef Baran i Lesław Maleszka. Zdjęcie z 1978 r. / Fot. Archiwum Bronisława Wildsteina, repr.: J. Herok / NEWSWEEK POLSKA / REPORTER

PIOTR LITKA: Czym była dla Was śmierć Stanisława Pyjasa?

LILIANA BATKO-SONIK: Ona była przełomem. Zjednoczyła nas. W jej cieniu szybko dorośliśmy. Do czasu powstania SKS działaliśmy w grupach współpracujących ze sobą tylko w kwestii obrony robotników prześladowanych przez władze po strajkach 1976 r. Razem wspieraliśmy akcje KOR. Część z nas była związana ze środowiskiem „Beczki” i dominikanów, inni poszukiwali sensu na własną rękę. Po śmierci Staszka niemal z dnia na dzień staliśmy się przyjaciółmi, gotowymi nadstawiać karku jedni za drugich. Nieprzypadkowo w nazwie ruchu, który stworzyliśmy, pojawiło się słowo „solidarność”, które trzy lata później stało się logo najważniejszego w historii związku zawodowego. Nam w maju 1977 r. nie śniło się nawet, że do czegoś podobnego dojdzie. Rzadko kto pamięta „Starą pieśń studencką” Okudżawy: „Ma nas na oku wiek i wie, gdzie w tyralierze łańcuch rzadszy / Ujmijmy się za ręce, bo źle stuleciu z oczu patrzy”. W rosyjskim oryginale było mocniej: weźmy się pod ręce, by nie ginąć pojedynczo. O to chodziło. W ten sposób po śmierci Staszka stworzyliśmy ogromny antykomunistyczny ruch studencki.

Przed śmiercią Pyjasa byliście jako środowisko rozbici?

Nie. Tylko byliśmy w rozproszeniu, z osobna. Potem okazało się, że po części kształtowały nas podobne lektury. To był magiczny czas, gdy – inaczej niż dziś – ludzie spotykali się, by rozmawiać o książkach. Zdarzało się, że mówiliśmy do siebie cytatami z „Żyć bez kłamstwa” Sołżenicyna albo z „Tez o nadziei i beznadziejności”, gdzie Kołakowski nawołuje do moralnego oporu i opisuje, jak z pozoru nieznaczące kompromisy z upływem lat kradną naszą wolność.

Kto łączył różne Wasze grupy?

Łączyło nas wiele, co odkrywaliśmy z fascynacją. Ale rolę spiritus movens odegrał Ryszard Terlecki, na kilka miesięcy przed śmiercią Staszka. Któregoś dnia przyszedł z informacją, że chcą wyrzucić studenta Wildsteina i „dobrze byłoby coś w tej sprawie zrobić”. Napisaliśmy list do władz UJ i zebraliśmy podpisy. Tak się poznaliśmy. To była jesień 1976 r. Odtąd razem zbieraliśmy pieniądze dla robotników. Zaczęły się pierwsze rewizje, przesłuchania, groźby. Jednak w marcu 1977 r. zebraliśmy wśród studentów aż 517 podpisów w obronie robotników więzionych od czerwca 1976 r. Ogromny sukces, bo przecież PRL stosował zarządzanie duszami za pomocą strachu.

Czuliście się zagrożeni przez SB?

Zagrożeni w sensie perspektyw kariery, etatu na uczelni czy utrudniania życia? Tak. Ale sądziliśmy, że są granice, poza które SB się nie posunie. Żartowaliśmy z tajniaków, których rozpoznawaliśmy, nie myśląc, jaka była skala inwigilacji. Świadomie żyliśmy innymi sprawami. Gdybym się skupiła na analizowaniu działań SB, strach by mnie sparaliżował. Przecież o to im chodziło. Oczywiście mieliśmy świadomość, że otaczająca rzeczywistość była mieszanką absurdu i opresji.

Uczelnia wspierała Wasze działania?

Nie, skądże. Ziemowita Pochitonowa wyrzucono z Akademii Rolniczej, choć był znakomitym studentem, podobnie Janusza Szczepańskiego z AGH. Każdy egzamin czy zaliczenie mogły być pretekstem do wyrzucenia ze studiów. Bogata dokumentacja takich „list proskrypcyjnych” jest w IPN. A Socjalistyczny Związek Studentów Polskich miał w deklaracji wpisaną „przewodnią rolę PZPR”. Swoje synekury sprawowali często do pięćdziesiątki. Organizowali wycieczki i kadry dla władzy. Nas to nie interesowało.

Mieliście podejrzenia, że mogą wśród Was działać ludzie związani z SB?

Nie. Wszystko zmieniły anonimy, które przysłano do kolegów Staszka na kilka tygodni przed jego śmiercią. Ich autorzy – po latach okazało się, że pisali je funkcjonariusze SB – sugerowali, że Staszek jest tajnym współpracownikiem bezpieki. On to mocno przeżył i zachęcony przez Bogusia [Sonika] złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Miała Pani wtedy podejrzenia wobec Maleszki?

Ani mi to przez myśl nie przeszło. Leszek był oryginałem, żartowałam, że jest komputerem wysokobiałkowym. Niestety był też kameleonem. Nasze mamy bardzo się nad nim użalały, że taki chudy i mądry. Robiły nawet zbiórki pieniędzy dla niego, do czego przyznały się dopiero, gdy okazało się, że współpracował z bezpieką.

15 maja minie 40 lat od tamtej nocy, podczas której zawiązaliście SKS.

Z tej okazji poprosiliśmy świetnego artystę młodego pokolenia, by zaprojektował plakat. To flaga z symbolicznych postaci, która mówi o tym, czym może być dziś dziedzictwo SKS. Jeśli przygniata nas siła, z którą nie mamy szans sami wygrać, to można pokonać ją wspólnie. Najpierw w kilka osób, potem w kilkadziesiąt, aż zniknie strach i pojawi się nadzieja. ©

LILIANA BATKO-SONIK (ur. 1954) ukończyła polonistykę na UJ. Rzeczniczka krakowskiego SKS, po 13 grudnia 1981 r. organizowała pomoc dla rodzin internowanych. W latach 1985–1996 we Francji (gdzie była m.in. dziennikarką RFI) razem z Aliną Margolis-Edelman organizowała pomoc dla chorych z Polski. Po powrocie do kraju publicystka, tworzyła stowarzyszenia Instytut Dziedzictwa i Maj 77.


CZYTAJ WIĘCEJ O STANISŁAWIE PYJASIE >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017