Petrificus totalus

Z krzywdy, której doznałam dowiadując się, że ten homofob, ksenofob, mizogin i głosiciel szkodliwych bzdur zostaje ministrem odpowiedzialnym za edukację również moich dzieci, zaczyna mi wyrastać nowe uczucie, pnące się wzdłuż kręgosłupa niczym jaszczurka, a może raczej jak żmija.

05.10.2020

Czyta się kilka minut

W Polsce ostatnich tygodni naprawdę strach położyć się spać. Bo potem wstaje się rano nieświadomym niczego, czasem nawet w dobrym nastroju, pełnym jakiejś głupiej wiary w coś miłego, co może przyniesie nowy dzień, i nagle bum! – złudzenia opadają, gdy Polska wita zaspanych mocnym kopem w tyłek.

Tak jak 30 września, o poranku, który w lidze strasznych polskich poranków wysuwa się na czoło. Był to poranek, podczas którego pogłoski o posadzeniu Przemysława Czarnka na stanowisku ministra odpowiedzialnego za edukację i naukę okazały się niestety nieprzesadzone.

Powiedzieć, że oniemiałam, to nic nie rzec. Jakąż wszeteczną siłę posiada ów wątpliwy profesor in spe, że potrafi zaklinać ludzi w kamień na odległość, samą informacją o swej nominacji! Petrificus totalus – powiadają moje dzieci, machając plastikowymi różdżkami z uniwersum Harry’ego Pottera, i zamieniając się w zabawie w słupy soli. Czym zaś macha Czarnek? Boję się nawet myśleć.


Czytaj także: Minister Homofobii - Kalina Błażejowska o Przemysławie Czarnku


Gdybym miała Wam opisać, jak czuję się pisząc te słowa, 24 godziny po ogłoszeniu jego nominacji, rzekłabym, że mieszają się we mnie dwie podstawowe emocje, którym początkowe oszałamiające zdumienie stopniowo ustąpiło miejsca. Pierwsza to uczucie, które musi towarzyszyć każdemu, kto właśnie z zaskoczenia dostał w pysk z liścia. Jest fizyczny ból rozlewający się wokół czerwonego placka na gębie, owszem, ale jest też poczucie głębokiej krzywdy i poniżenia. Uderzyć kogoś w twarz – to przecież esencja pogardy.

Z krzywdy, której doznałam dowiadując się, że ten homofob, ksenofob, mizogin i głosiciel szkodliwych bzdur zostaje ministrem odpowiedzialnym za edukację również moich dzieci, zaczyna mi wyrastać nowe uczucie, pnące się wzdłuż kręgosłupa niczym jaszczurka, a może raczej jak żmija. To gniew, tak wielki, że aż mi się przestaje mieścić w wątłym ciele. Jak mi dziś bardzo szkoda, że na tych kulturalnych łamach nie mogę w pełni wyrazić za pomocą najbardziej nieprzyzwoitych słów tego, co obecnie myślę o nowym rządzie Polski. Jedyne, co mogę zrobić, to poprosić Państwa, byście sobie w moim imieniu sami, jeśli macie w zwyczaju przekląć w godzinie rozpaczy, owych najgorszych słów użyli. Należy się nam.

Kim będziemy jako społeczeństwo za parę lat, jeśli taki człowiek staje na czele resortów kluczowych dla naszej przyszłości? Czy myślicie o tym równie obsesyjnie jak ja? Jakie pokolenia nam się chce wychować, wsadzając na ten urząd gościa, który nie uznaje praw człowieka, wskazuje śmiało grupy podludzi, kobietom każe zająć się rodzeniem dzieci, a w sprawie dzieci powiada uczenie, że qui bene amat, bene castigat (kto kocha naprawdę, ten karci surowo)? Czy wasze dzieci, zwłaszcza te nastoletnie, wiedzą, kim jest pan, który będzie nadawał ton edukacji w ich szkołach?

„Nie ma wątpliwości, że cała ta ideologia LGBT wyrastająca z neomarksizmu pochodzi z tego samego korzenia, co niemiecki narodowy socjalizm hitlerowski, który jest odpowiedzialny za wszelkie zło II wojny światowej, zniszczenie Warszawy i zamordowanie powstańców. Korzeń jest ten sam” – rzekł pan minister mianowany w dniu, w którym media obiegła informacja o kolejnym dziecku: tym razem 12-letniej dziewczynce z Kozienic, która odebrała sobie życie, ponieważ – czego nie chce przyznać szkoła, ale co mówią same dzieci – została zaszczuta przez rówieśników z powodu swojej orientacji seksualnej. Pan Czarnek od dawna kreśli obraz swojego największego wroga. Widzicie go równie wyraźnie jak ja?

Nikt nie może już mieć wątpliwości, jak polska szkoła, będąca w koszmarnym kryzysie po „deformie Zalewskiej” i po doświadczeniu zdalnego chaosu wiosną, będzie wyglądać za chwilę. Szczerze mówiąc nie zdziwi mnie już chyba nawet powrót „kozy” i bicia bachorów linijką po łapach. W końcu, jak to były wojewoda Czarnek pisał w artykule z 2018 r.: „W życiu bywa tak, że słowne upomnienia i rozmowy nie wystarczają do wyeliminowania negatywnych przyzwyczajeń i zachowań. W niektórych życiowych sytuacjach zastosowanie kary fizycznej, kary cielesnej, bywa nieodzowne. I choć (...) wielu pedagogów i psychologów optuje za tzw. karą naturalną (...), to przecież jest absolutnie jasne, że nie zawsze bierne oczekiwanie na taką karę będzie uzasadnione. Niekiedy istnieje konieczność zastosowania przymusu fizycznego, w tym kary cielesnej”.

Wiem, że jesteśmy już wszyscy zmęczeni, wiem, że brak nam często sił na protesty, ale tym razem – po prostu błagam Państwa – wyraźmy swój najgorętszy sprzeciw wobec tej koszmarnej decyzji kadrowej. Jesteśmy to winni naszym dzieciom. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2020