Pestka od wiśni

Sylwestrowa noc w samotności, przy komputerze, sprzyja rozmyślaniu o czasie. W tym przypadku do czynienia postanowień noworocznych: „od jutra rzucę”, „już nigdy więcej”, „postaram się nie...”.

04.01.2014

Czyta się kilka minut

To zajęcie kłopotliwe i przykre, bo zawsze, nie wiedzieć czemu, chcemy rezygnować z rzeczy, które sprawiają najwięcej przyjemności. Postanowiłem, że nie będę niczego postanawiał, bo nie dość, że „nie rzucę” i się „nie postaram”, to jeszcze będę miał wyrzuty sumienia.

A skoro przed przyszłością postawiłem żelazną zaporę, myśli musiały popłynąć ku przeszłości, którą lubię idealizować. Wydaje mi się, że kiedyś wszystko było prostsze i lepsze, a ludzkość z pokolenia na pokolenie nam karleje.

Oczywiście, że to kosmiczna bzdura. Gdy szukałem dowodu, przyszła mi na myśl historia Warwary Pietrowny. Tę pobożną, wykształconą i mocno stukniętą kobietę los ciężko doświadczył w młodości. Wychowywał ją ojczym sadysta. Nie mogła znieść poniżeń, więc pewnego wieczora uciekła przez okno wprost do majątku swego wuja, Iwana Iwanowicza Lutowinowa.

Lutowinow był krezusem, a przy tym skąpcem. Samotny dusigrosz przyjął siostrzenicę chłodno, ale dał dach nad głową, miskę i jeszcze wysupłał rubelki na całkiem solidne szkoły. W końcu – choć Warwary Pietrowny nie lubił – zapisał jej wszystko, co posiadał. Po kolejnej w ich życiu awanturze wyrzucił Warię, zapowiadając solennie, że jeszcze po południu ją wydziedziczy.

Tu do Warwary uśmiechnął się los. Wuj zdecydował się jechać do notariusza po obiedzie. Gdy już podjadł, wyszedł na taras pięknego wiejskiego dworu i zażądał deseru. Podano wiśnie z pestkami. Iwan Iwanycz zadławił się i zszedł był.

Tak to Warwara Pietrowna stała się najbogatszą panną w okolicy. Odziedziczyła pola, lasy, wsie, kilogramy sreber, setki tysięcy rubli i tysiące chłopskich dusz. Mogła sobie kupić wszystko.

Na początek kupiła ślicznego porucznika. Młody, 22-letni huzar jej nie chciał, bo była stara (28 lat!) i niezbyt urodziwa (o czym jeszcze będzie mowa). Ale ojciec bankrut błagał na kolanach: „Bierz ją synu, ratuj rodzinę, zdobądź pieniądze”.

Ślicznego porucznika kupić można, z miłością jest trudniej. Żyli jak pies z kotem. Ona zdradzała jego, a on ją – tak intensywnie, że w końcu umarł. Warwara zaś kwitła. Była srogą zarządczynią, pomnażała kapitały, a w jej majątkach wszystko działało jak w mechanizmie szwajcarskiego zegara.

Synka Wanię skatowała po raz pierwszy, gdy w przypływie czułej szczerości powiedział: „Mamusiu, ależ ty jesteś podobna do małpy” (uprzedzałem, że Warwara nie była urodziwa). Potem bijała swe dzieci regularnie i za wszystko. Wania, gdy wyrósł, przezywał swą „maman” Sałtyczicha – to od Darii Nikołajewny Sałtykowej, XVIII- wiecznej dziedziczki słynnej z tego, że osobiście, przy użyciu pięści, drewnianych polan, pogrzebaczy etc. zakatowała 38 poddanych. Przynajmniej tylu jej udowodniono.

Wania przezywał ją nie bez racji, bo Warwara lubiła przyłożyć nie tylko synom, ale i służbie. Jej dwór i majątek zorganizowane były na wzór państwa. Mianowała chłopów ministrami od gospodarki, policji, poczty (nosili nawet „nazwiska” prawdziwych carskich urzędników). Miała tajną policję do śledzenia synów i małżonka. Głuchoniemego sługę Andreja (służył w departamencie łączności) lubiła wysyłać po garnuszek kaszy gryczanej lub z pozdrowieniami do sąsiadów – tak że biedaczyna robił dziennie pieszo po 60-70 kilometrów. Raz w tygodniu sądziła i wymierzała kary. Baty można było dostać za wszystko – nawet za zerwanie kwiatka w ogrodzie. Karane były także zwierzęta – kiedyś indyk za jakąś przewinę został skazany na śmierć przez zakopanie żywcem. Wyrok wykonano.

I wszystko przez pestkę od wiśni! Gdyby Iwan Iwanycz się nie zakrztusił, wydziedziczyłby ją, i Waria Pietrowna byłaby nikim. Nie stworzyłaby opresyjnego państwa w opresyjnym państwie. Nie biłaby dzieci i nie łamała ludzkich życiorysów.

No, ale też nie urodziłby się Wania. Nie stałby się wielkim pisarzem Iwanem Turgieniewem, humanistą, brzydzącym się przemocą, który zaraz po śmierci matki uwolnił wszystkich chłopów.

Gdy już ich uwolnił, nie bardzo miał głowę do zajmowania się majątkiem. Wolał pisać, polować i politykować. Dwór i wsie nieco podupadły. Uwolnieni chłopi, którym dostały się najgorsze, piaszczyste ziemie biedowali. Podobno niektórzy po kątach z nostalgią wspominali szaloną Warwarę Pietrownę.

I dogadzaj tu ludziom, pestka od wiśni!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2014