Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pearl Jam - buntownicy z wyboru. Muzycznie ewoluowali - hardrockowe brzmienia lat 70. uzupełnili zahaczającymi o punkową zadziorność „czadami” i balladami. To dojrzałość, nie komercja.
„Riot Act” jest tego potwierdzeniem. W stęp - „Can 't Keep” - piękne gitary, mantrowa pulsacja sekcji rytmicznej, refleksyjny tekst o (nie)przemijaniu. Później dynamiczny „Save Me” - Eddie Vedder nie przebiera w słowach, a perkusista Matt Cameron daje próbkę umiejętności. Zresztą w Pearl Jam od lat grają świetni muzycy: Mike McCready i Stone Gossard na gitarach, a Jeff Ament na basie. Smaczku dodają klawiszowe brzmienia Adama Kaspera, współproducenta albumu.
Stylistycznie „Riot Act” jest rozwinięciem poprzedniczki - „Binaural”. Płyta nie nuży spokojem i nie męczy hałasem; jest harmonijna, ze wskazaniem na: „Love Boat Captain” z ładnymi klawiszami, akustyczny „Thumbing My Way”, lekko industrialny „You Are”, energiczny „Get Right”, skokowo dynamiczny „Help Help”. No i „Arc”... Vedder śpiewa wciąż z pasją i wyczuciem o życiu: miłości, bólu, jak i polityce - w utworze „Bushleaguer” dostaje się Bushowi. Snuje refleksje, nie narzeka, jest pogodzony z losem i światem.
Oto kolejna świetna płyta Pearl Jam. Inspirująca. Motywująca. Do wsłuchania się.
Tomasz Niewiński