Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnio potrzebowałem „douczyć się” z Jerzego Matulewicza (odprawiałem dla marianów Mszę z okazji 25-lecia jego beatyfikacji). Sięgnąłem po jego pisma (zwłaszcza listy) i do dziś do nich wracam. Uderzają aktualnością i radykalnie ewangeliczną dyscypliną myślenia. Są także niesłychanie szczere – w stopniu właściwym wyłącznie świętym. Oto przykład (fragment listu do ks. Jana Totoraitisa MIC): „Dawniej bardzo nie cierpiałem Żydów; był czas, kiedy nie cierpiałem Rosjan i Polaków. Jednak Bóg oświecił mnie, udzielił tej łaski i zrozumiałem, że to jest niezgodne z nauką Chrystusa, który kazał kochać każdego bliźniego, jak siebie samego (...). Tej Chrystusowej jedności nie wolno nam się wyrzec. W Kościele wszyscy stanowią jedność w Chrystusie”.
List został napisany w styczniu 1913 roku. Pięć lat później jego Autor – w ten sposób przygotowany przez Boga – został mianowany biskupem w Wilnie. Znalazł się w samym tyglu (on sam nazywał go raczej „grzęzawiskiem”) sporów politycznych i narodowych. Jako pasterz chciał służyć jednakowo Polakom (z różnych partii), Białorusinom i Litwinom (swoim rodakom); Żydów – poszkodowanych w trwającej wojnie – nie pozwalał wykluczać z pomocy charytatywnej organizowanej pod szyldem Kościoła. Konsekwentnie odmawiał wypowiedzi i gestów, które mogłyby uczynić go stroną w którymkolwiek z politycznych frontów. Na każdym kroku jego nawrócone myślenie napotykało jednak na opór (także w Kościele); raz po raz (o czym pisze w „Dzienniku”) słuchał kazań, których „nie rozumiał” (zrozumiałe byłyby w sejmie, ale nie w kościele). Po siedmiu latach musiał opuścić diecezję. Zrezygnował, uprzedzając nacisk rządu polskiego (prawny i pozaprawny!) na Stolicę Apostolską, aby go przenieść do... Częstochowy. Polityka znała racje, dla których łatwiej było zrozumieć posługę biskupa-Litwina na Jasnej Górze niż w Ostrej Bramie. Wyjechał do Rzymu.
Zamieszkał tu najpierw u polskich zmartwychwstańców; wkrótce złożył wizytę polskiemu ambasadorowi. Nie chciał, by ktokolwiek myślał, że ma żal do Polaków. Polityka nie odpuściła mu jednak nawet w Rzymie. Kiedy tylko pojawiły się tam pogłoski, że ma się udać na Litwę jako wysłannik papieża, najbardziej przeciwny jego wizycie okazał się... rząd litewski.
Wierność Kościołowi, wierność właściwej mu misji budowania jedności między ludźmi podzielonymi dla tysięcy powodów, wierność właściwym mu środkom i konsekwentnej odmowie politycznego uwikłania – miały w Matulewiczu charakter wierności właściwej męczennikom. Gotów był dla niej płacić nawet najwyższą cenę. Nie w poczuciu klęski i zgorzknienia. W rzeczywistym doświadczeniu paschalnego zwycięstwa.