Pasażerka z bydlęcych wagonów

Z niecierpliwością wyczekiwałam izraelskiej premiery opery Mieczysława Wajnberga. Rezultat przeszedł wszelkie oczekiwania.
z Tel Awiwu

13.05.2019

Czyta się kilka minut

Próba generalna w Nowej Operze Izraelskiej, Tel Awiw, 28 kwietnia 2019 r. / YOSSI ZWECKER / MATERIAŁY PRASOWE
Próba generalna w Nowej Operze Izraelskiej, Tel Awiw, 28 kwietnia 2019 r. / YOSSI ZWECKER / MATERIAŁY PRASOWE

Zachor to nie jest zwykła pamięć. To nakaz pamiętania, obowiązek każdego Żyda, powtarzany w codziennej modlitwie – nakaz bezwarunkowy, pierwotny wobec wiedzy, poprzedzający zrozumienie. Gdyby spróbować wytłumaczyć go na jakimś przyziemnym przykładzie, zachor byłby okrzykiem „Stój! Nie rusz!” na widok dziecka maszerującego ufnie w stronę wiadra z wrzątkiem. Zapamiętaj, nim pojmiesz. Przyjdzie czas, a zrozumiesz, dlaczego nie wolno wkładać rączki w ukrop.

W takim ujęciu pamięć staje się normą zinternalizowaną, narzuconą z zewnątrz. Z biegiem lat i nabywaniem coraz to nowych doświadczeń przeistoczy się w normę autonomiczną, przeżytą i zrozumianą, przestrzeganą z własnej woli. Od czasu zburzenia Drugiej Świątyni i początku diaspory zachor konstytuuje żydowską tożsamość: traktującą historię na prawach mitu, który pomaga nadać sens teraźniejszości. Historia wciąż przeżywana od nowa jest gwarantem istnienia. Jeśli zapomnisz, nie wpoisz synom – zgubisz drogę do ziemi, o której Pan „poprzysiągł przodkom twoim”.

„Pasażerka” Mieczysława Wajnberga w tym właśnie znaczeniu jest operą o pamięci. Nie chodzi w niej o zapiekłą pamięć doznanych krzywd, czego obawiała się Zofia Posmysz, interpretując finałowy monolog Marty – z tekstem zaczerpniętym z wiersza Paula Éluarda – jako sprzeczny z chrześcijańskim obowiązkiem przebaczenia. Wbrew wątpliwościom części środowisk żydowskich po amerykańskiej premierze dzieła, „Pasażerka” naprawdę jest operą o Holokauście, mimo że w libretcie właściwie nie ma Żydów. Nie ma ich, bo Wajnberg pisał ją w okolicznościach wykluczających możliwość bezpośrednich odniesień do tragedii Szoa.

Już w 1944 r., okresie imponujących zwycięstw Armii Czerwonej nad siłami III Rzeszy, stracił rację bytu Żydowski Komitet Antyfaszystowski, powołany dwa lata wcześniej przez NKWD – głównie po to, by zyskać poparcie diaspory żydowskiej dla walki ZSRR z nazistowskimi Niemcami. Tuż po wojnie zaczęto piętnować działania komitetu jako „nacjonalistyczne” i „syjonistyczne”. W styczniu 1948 r. zginął teść kompozytora: przewodniczący ŻKA Solomon Michoels, wybitny aktor i reżyser, dyrektor Żydowskiego Teatru Akademickiego w Moskwie, który tuż po powstaniu Komitetu, z inicjatywy Stalina, wyjechał w długą delegację za ocean, gdzie zdołał przekonać amerykańskich Żydów do wyasygnowania środków na zakup tysiąca samolotów, pięciuset czołgów, prowiantu i innych niezbędnych zapasów dla armii radzieckiej.

Ciała Michoelsa i teatrologa Władimira Gołubowa-Potapowa odnaleźli idący na poranną zmianę robotnicy. W raporcie śledczych, sporządzonym na rozkaz Iwana Sierowa, późniejszego szefa KGB, odnotowano, że śmierć „nastąpiła w rezultacie przejechania przez ciężki samochód ciężarowy. Denaci mieli połamane wszystkie żebra i rozerwaną tkankę płucną, Michoels – złamany kręgosłup, Gołubow-Potapow – kość miednicy. (...) Żadnych danych wskazujących na to, że Michoels i Gołubow-Potapow zginęli z innej przyczyny niż przypadkowe ich przejechanie, śledztwo nie znalazło”.

Do śmierci Stalina, w następstwie szeroko zakrojonych represji, „zlikwidowano” setki intelektualistów i artystów pochodzenia żydowskiego. Po zgonie dyktatora nawet jego zajadły przeciwnik Nikita Chruszczow nie zaliczył tych zbrodni w poczet aktów pogwałcenia „leninowskich zasad rewolucyjnej praworządności”. „Pasażerka” rodziła się w cieniu nowej fali radzieckiego antysemityzmu w reakcji na zwycięstwo Izraela w wojnie sześciodniowej. Młody radiotechnik Borys Koczubiewski, który wystosował do Breżniewa list z oświadczeniem, że chce zamieszkać w państwie żydowskim, spełniając tym samym marzenie setek poprzedzających go pokoleń, został wezwany do biura KGB i bez żadnego przesłuchania umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Zaczęła się nagonka na prawdziwych i rzekomych „syjonistów”, której reperkusje dotknęły prawie wszystkich Żydów w ZSRR.

W tym czasie Wajnberg dotkliwie zmagał się z przejawami pamięci i niepamięci. W 1966 r. po raz pierwszy od wojny wyjechał z Moskwy – z delegacją radzieckich kompozytorów na Warszawską Jesień. Dawni koledzy z warszawskiego konserwatorium udawali, że go nie poznają. On sam nie poznał Warszawy z młodzieńczych wspomnień. Nie chciał już potem wracać. Przywiózł z Polski melodię niedawno odkrytej pieśni maryjnej „Angelus ad Virginem missus”, w której echa ubrał postać więźniarki Bronki. W jego operze tylko ona zyskała jednoznacznie „polską” tożsamość dźwiękową. Marta – tytułowa pasażerka z kabiny 45 – w II akcie przemawia językiem muzycznym besarabskiego sztetla, skąd uciekli przyszli rodzice Wajnberga. Upodlony Tadeusz gra przed esesmanem chaconne z Partity d-moll Bacha nie tylko w akcie artystycznego oporu, lecz także w hołdzie tysiącom pomordowanych żydowskich skrzypków.

To, co niektórym współczesnym krytykom wydaje się trywializacją przesłania Zofii Posmysz, w rzeczywistości było próbą przechytrzenia sowieckiej cenzury przez Wajnberga i jego librecistę Aleksandra Miedwiediewa. Nie udało się. W 1968 r., po kilku próbach w moskiewskim Teatrze Bolszoj, operę zdjęto z repertuaru pod zarzutem „abstrakcyjnego humanizmu”, co w sowieckiej nowomowie oznaczało tyle, że odbiorcy mogą odebrać „Pasażerkę” jako zawoalowany manifest syjonizmu lub alegorię Gułagu.

Wajnberg premiery nie dożył: zmarł w 1996 r., dziesięć lat przed koncertowym prawykonaniem swojej ukochanej kompozycji. O jej dalszych losach wspominano wielokrotnie, zwłaszcza w kontekście warszawskiej produkcji Davida Pountneya, która dotarła na deski TW-ON w październiku 2010 r., niecałe trzy miesiące po premierze scenicznej w Bregencji. Pisałam wówczas, że w Polsce, która wciąż nie może otrząsnąć się ze wspomnie­nia Zagłady, trudno przyjąć naturalistyczną, choć momentami „estetyzującą” wizję ­Auschwitz. Że wo­lelibyśmy przekuć tę tragedię w sym­bol, a najchętniej o niej zamilknąć.

Tylko że Polacy traktują Szoa w kategoriach historiograficznych, jako tragedię wciąż nieprzepracowaną, niemniej szczęśliwie minioną. Żydzi przeżywają Zagładę, jakby wydarzyła się wczoraj, kultywują jej pamięć, żeby żyć dalej i przetrwać. Nie chcą żadnej alegorii. Pragną doświadczenia. Dlatego z taką niecierpliwością wyczekiwałam izraelskiej premiery „Pasażerki”, do której doszło po wielu latach starań i dzięki walnej pomocy Instytutu Mickiewicza: w Nowej Operze Izraelskiej w Tel Awiwie, w dziś już legendarnej inscenizacji Pountneya.

Już wcześniej dochodziły mnie słuchy, że podczas przygotowań do premiery muzycy – zwłaszcza śpiewacy – reagowali niezwykle emocjonalnie, wczuwali się bez reszty w swoje postaci, stawali się nimi. Rezultat przeszedł wszelkie oczekiwania. Orkiestra – pod batutą Stevena Mercurio, który kilkakrotnie prowadził „Pasażerkę” w Stanach Zjednoczonych, m.in. w Michigan Opera Theatre w Detroit – miała wprawdzie słabsze momenty, na scenie działy się jednak cuda. Z pewnością w dużej mierze było to zasługą trojga protagonistów, którzy triumfowali we wcześniejszych produkcjach opery Wajnberga (Adrienn Miksch w partii Marty, Daveda Karanas jako Liza i David Danholt w roli Waltera). Starzy wyjadacze potrafili jednak na tyle skutecznie podzielić się swoim doświadczeniem z izraelskimi kolegami, że już w połowie I aktu straciłam rozeznanie, kto swoje partie ma ośpiewane od lat, a kto debiutuje w rolach, których zbudowanie wymagało niejednokrotnie zmierzenia się z pamięcią o tragedii własnych przodków.

Nagrodzona rzęsistymi brawami w połowie II aktu Alla Vasilevitsky (Katia) jest niedawną wychowanicą programu dla młodych artystów związanego z miejscową sceną Meitar Opera Studio. Wstrząsającą kreację Bronki stworzyła Zlata Khershberg, która po ostatnim przedstawieniu wsiadła w samolot i przyleciała do Warszawy, by wziąć udział w jubileuszowym Konkursie im. Stanisława Moniuszki. Publiczność nagrodziła premierową obsadę owacją na stojąco. Były łzy. Były pytania. Były długie rozmowy po wyjściu z teatru.

W ostatnich latach nasłuchałam się muzyki Wajnberga i naoglądałam rozmaitych inscenizacji jego „Pasażerki”. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że produkcja Pountneya – przed blisko dekadą przyjęta w Polsce z mieszanymi uczuciami – tak mocno okrzepnie, nabierze nowych znaczeń, okaże się wehikułem historii uwikłanej w teraźniejszość.

Nazajutrz po izraelskiej premierze, na kilka godzin przed rozpoczynającym się o zachodzie słońca Jom HaSzoa – dniem pamięci o Zagładzie, który od 1951 r. obchodzi się w 27. dniu miesiąca Nisan – skorzystałam z uprzejmości administratorów Opery i wśliznęłam się na pustą scenę z dekoracjami ustawionymi do kolejnych spektakli. Przeszłam wzdłuż teatralnych torów prowadzących pod Bramę Śmierci. Zatrzymałam się przed szczątkami rozbitych skrzypiec Tadeusza. Zapamiętałam. Jeszcze nie pojęłam. Może przyjdzie czas, że zrozumiem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019