Ostrze gender

Straciła: dwadzieścia lat pracy wychowawczej, zaufanie rodziców przedszkolaków i miejsce w Kościele. Teraz jest tą, która zmienia dzieciom płeć.

13.01.2014

Czyta się kilka minut

Były telefony. Z modlitwą „Wierzę w Boga Ojca” albo śpiewaną do słuchawki pieśnią „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi, / Niech Cię płacz sierot do litości wzbudzi!”.

Były maile. A w nich pytania: „czy pani mąż nosi stringi?”, „czy pani sika na stojąco?”.

Były plakaty przyklejane nocą na bramie wjazdowej do przedszkola z hasłami: „Stop homo terrorowi. Chrońmy swoje dzieci! Chłopak + dziewczyna = normalna rodzina”.

I było słowo „gender” w regulaminie projektu realizowanego przez Przedszkole nr 13 w Rybniku–Chwałowicach.

Ale już go nie ma.

WYMIĘTOLONE

Z korytarza dobiegają odgłosy kubków ze śniadania przedszkolaków, tłukących się przy znoszeniu do kuchni. Zagłuszają szelest wertowanych papierów, wypinanych z wysłużonego segregatora. Jednego z kilkunastu ułożonych na regale ze szklaną witryną, zajmującego jedną ścianę gabinetu dyrektora – pokoju trzy na cztery metry, z biurkiem pod oknem. Widać z niego bramę wjazdową do przedszkola, ale jakby się dobrze wychylić, można zobaczyć też wieżę parafialnego kościoła pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Na niedużym, okrągłym stole, stojącym naprzeciwko regału, lądują po kolei: regulamin projektu „Szczęśliwa 15” (z podwójnie podkreślonym czerwonym długopisem słowem „gender”), druga wersja regulaminu (w której słowa „gender” już nie ma); wyniki kontroli przeprowadzonej w przedszkolu przez Śląskie Kuratorium Oświaty po doniesieniach medialnych (wyniki są pozytywne); dodatkowe materiały o projekcie przygotowane na prośbę rodziców trójki dzieci i kilka innych folii z dokumentami.

Wyjmowane papiery przypominają notatki z egzaminu zdawanego bez powodzenia kolejny raz z rzędu. Wymiętolone, ale traktowane z należytą czcią; wywołujące skrajną niechęć, ale skrzętnie przechowywane. Znane niemalże na pamięć.

Pierwsze folie w segregatorze zapełniły się w lipcu ubiegłego roku. Wtedy Joanna Cichecka, dyrektor Przedszkola nr 13 w Rybniku–Chwałowicach, dowiedziała się, że jej placówka weźmie udział w projekcie „Szczęśliwa 15. Program uruchomienia 15 dodatkowych oddziałów w przedszkolach w Rybniku”.

Projekt powstał, bo po ubiegłorocznym wiosennym naborze do przedszkoli okazało się, że w mieście brakuje kilkuset miejsc. – Dlatego prezydent zdecydował się na uruchomienie piętnastu dodatkowych oddziałów, które od września miały powstać przy istniejących już placówkach. Równolegle ubiegaliśmy się o ich dofinansowanie z funduszy unijnych. Gdyby jednak się nie udało, oddziały opłacalibyśmy z budżetu miasta – wyjaśnia Lucyna Tyl, rzecznik urzędu.

Pod koniec lipca było już wiadomo, że pieniądze unijne będą. Dla każdego przedszkola, w którym powstał nowy oddział, oznaczało to możliwość zakupu nowych mebli, pomocy dydaktycznych i sprzętu multimedialnego, które dyrektorzy wybierali z tych samych katalogów, z których placówki zaopatrywane są co roku.

Dzieci ze „Szczęśliwej 15” (łącznie 370 przedszkolaków) zostały objęte także opieką logopedy. – Z tego logopedy ucieszyłam się najbardziej. Brakowało nam specjalisty, do tej pory mieliśmy tylko dwie osoby jeszcze studiujące – przyznaje dyrektor Cichecka.

SŁOWO „GENDER”

2 września rodzice „projektowych dzieci” – tak nazywa się je w przedszkolu – czyli 25-osobowej grupy czterolatków, wypełnili formularz zgłoszeniowy udziału w projekcie i podpisali niezbędne dokumenty. M.in. „Informację o realizacji projektu (...)”, w której jest wyjaśnienie, że zajęcia „prowadzone są w oparciu o podstawę programową wychowania przedszkolnego przy uwzględnieniu założeń projektu”.

Nieco ponad miesiąc później, 6 listopada, rodzice trójki dzieci złożyli pisemną rezygnację z udziału w „Szczęśliwej 15”, z prośbą o przeniesienie ich dzieci z grupy projektowej.

Co się wydarzyło w przedszkolu, że rodzice tak zareagowali?

Odbyły się zajęcia, podczas których nauczycielka pokazała dzieciom Szkota w kilcie, Araba, księdza i ministranta. – Opowiedziałam, że mężczyźni w niektórych kulturach, a także duchowni, mogą chodzić w sukienkach. Później dzieci na kartkach rysowały misie i ich stroje – opowiada nauczycielka.

Program, który przedszkole realizuje od kilku lat, jest zgodny z podstawą programową wychowania przedszkolnego i zatwierdzony przez radę pedagogiczną przedszkola. Przyjęty od września unijny projekt nie zmienił go. W programie każdy dzień tygodnia ma inny temat. Zajęcia ze strojów, zatytułowane „Strój dla Misia”, odbyły się w czwartek. W pozostałe dni dzieci uczyły się:

– w poniedziałek: „Wiemy, co jest nasze” (każdy ma prawo do własności, nie wolno zabierać ani przywłaszczać sobie cudzych rzeczy);

– we wtorek: „Bawimy się muzyką” (są różne instrumenty, jak działa orkiestra);

– w środę: „Dbamy o nasze zabawki” (trzeba odkładać rzeczy na swoje miejsce i dzielić się zabawkami z kolegami i koleżankami);

– i w piątek: „Jesteśmy strażnikami porządku” (trzeba dbać o porządek w sali i wypełniać obowiązki dyżurnego).

Po zajęciach „Strój dla Misia” jedno z dzieci miało zapytać swojego ojca: „Tatusiu, ty też możesz chodzić w sukienkach?”.

Rodzicom nie spodobały się też przedstawione i zaproponowane przez nauczycielkę książki dla dzieci. Ponieważ nie zgodzili się na wykorzystanie – jak czytamy w raporcie z kontroli przeprowadzonej przez kuratorium – „niestereotypowej literatury dziecięcej”, książki zostały zwrócone sprzedawcy.

– Od tego się zaczęło. Obawy rodziców utwierdziło słowo „gender” zapisane w regulaminie projektu – mówi dyrektor Cichecka.

Porównujemy w jej gabinecie dwie wersje regulaminu – przyjętą we wrześniu i zmienioną w listopadzie po protestach rodziców. Słowo „gender” pojawia się w regulaminie raz, w kontekście wycieczek edukacyjnych.

Pierwsza wersja: „rozwijanie kompetencji społecznych dzieci 3-, 4- i 5-letnich za pomocą wycieczek edukacyjnych uwzględniających zasadę gender”.

Druga: „rozwijanie kompetencji społecznych dzieci 3, 4 i 5-letnich za pomocą wycieczek edukacyjnych uwzględniających równość szans kobiet i mężczyzn”.

SĄSIEDZI

W międzyczasie, w drugiej połowie października, Cichecka dowiaduje się od swoich pracowników, że ksiądz z sąsiadującej z przedszkolem parafii modlił się podczas Mszy w intencji pobliskiego przedszkola, w którym stosuje się antyreligijny program oparty na „ideologii gender”.

Dzień później dyrektor Cichecka idzie na plebanię, żeby zapytać, czy podczas kazania ksiądz mówił o jej przedszkolu. Wie, że jej pedagodzy nie stosują podczas zajęć żadnej „ideologii gender”, ale pamięta też o tym, że w regulaminie napisanego przez miasto projektu, który realizuje, owo „gender” jest.

Kilka minut później jest już na plebanii. Jej przypuszczenia się potwierdzają. Wyjaśnia proboszczowi, jaki jest główny cel projektu (dzieci mają się uczyć m.in. zasad równości między chłopcami i dziewczynkami). Proboszcz obiecuje jej swoje słowa sprostować.

Kilka dni później Cichecka nieco się uspokaja. Powtarza sobie w duchu: „proboszcz mi ufa”, „wszyscy wiedzą, że nie pozwoliłabym dzieciom nigdy żadnej krzywdy zrobić”.

Ale to, co działo się w przedszkolu po 11 listopada, porównuje do piekła. W święto odzyskania niepodległości dyrektor przedszkola z przebranymi w stroje śląskie dziećmi ustawiła się w kościele niedaleko ołtarza. Mieli – jak co roku na Mszy z tej okazji – nieść dary. Modlitwę wiernych odczytywała jedna z parafianek.

– Usłyszałam nagle: „Módlmy się w intencji przedszkola, by zrezygnowało z wdrażania ideologii gender, która niszczy umysły naszych dzieci” – mówi Cichecka.

Z darami poszła, ale łez nie powstrzymała. Reszty Mszy nie pamięta ani tego, jak wyszła z kościoła.

Kilka tygodni później ksiądz podobno modlił się też w intencji znalezienia miejsca w przedszkolu dla jednego z czterolatków, których rodzice zrezygnowali z projektu. Do niej wysłał zaś maila zatytułowanego „standardy edukacji seksualnej”, zaznaczając, że przesyła jej materiały do przeanalizowania. W załączniku był dokument przygotowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO).

Odnosili się do niego także biskupi w przygotowanym na Niedzielę Świętej Rodziny (29 grudnia) liście o gender (w dłuższej wersji do „duszpasterskiego wykorzystania”). Standardy opublikowane przez WHO promują „masturbację dzieci w wieku przedszkolnym oraz odkrywanie przez nie radości i przyjemności, jakie płyną z dotykania zarówno własnego ciała, jak i ciała rówieśników” – pisali biskupi. A elementy „tych tzw. standardów są wdrażane (...) najczęściej bez wiedzy i zgody rodziców – np. w projekcie »Równościowe przedszkole«, współfinansowanym przez Unię Europejską”.

– O słowo „gender” w regulaminie poszło – mówi mi dziś Cichecka. – Ale to, co przeczytałam w załączonym przez proboszcza dokumencie, i to, o czym mówili księża, nie miało nic wspólnego z tym, co robiliśmy w naszym przedszkolu.

ŁAPSKA PRECZ

Od tamtego dnia odebrała kilkaset telefonów, maili, listów, przeczytała na swój temat kilkadziesiąt artykułów.

Po niektórych nie mogła zasnąć przez kilka kolejnych nocy z rzędu.

„Gość Niedzielny” (wydanie katowickie), druga połowa listopada: „Lewacka ideologia gender próbuje dziś prać mózgi najbardziej bezbronnym: przedszkolakom”. „Kto chce wychować dziecko na Annę Grodzką, niech dalej nie czyta. To tekst dla rodziców, którym zależy na dobru dzieci”.

„Fronda”, koniec listopada: „To dyrektor »13« powinna wylecieć z przedszkola, a nie dzieci”. „Nie ma się co oszukiwać, walka o wykradzenie nam dzieci, zdeformowanie ich sumień i zindoktrynowanie ideologią gender jest już rozpoczęta. A dyrektorzy przedszkoli [i] szkół, którzy wciąż potrzebują pieniędzy, chętnie zgodzą się, by »sprzedać« dusze naszych dzieci za choćby niewielkie dofinansowanie z Unii Europejskiej”.

„W sercu Kościoła. Miesięcznik Parafii Św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Chwałowicach” (list księdza proboszcza): „Pragnę podziękować tym kilku Parafianom (rodzinom) za odwagę wiary, wierność zasadom dekalogu, świadectwo wiary. Wiem, że to ich wiele kosztuje i boli. Są piętnowani z wielu stron i pod różnym kątem, a przecież zrobili to, co jako rodzice chrześcijańscy mieli prawo i obowiązek zrobić, i co powinni zrobić wszyscy. Nie zgodzili się z »takim« programem wychowania swoich dzieci, złożyli więc deklarację rezygnacji, a ono zostało natychmiast usunięte (jedno w dniu swoich czwartych urodzin!)”.

Fragmenty maili, które dostała Cichecka: „Łapska pedofilów precz od dzieci”, „wprowadzacie praktyki na granicy prawa, złożę na was doniesienie do prokuratury”, „stop demoralizacji naszych dzieci”, „jako człowiek, którego dziadek walczył za wolną Polskę i był obywatelem Rybnika, jestem przeciwko ideologii gender”, „czy pani mąż nosi stringi?”, „czy pani sika na stojąco?”.

– Ktoś zadzwonił i zaśpiewał do słuchawki „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi”, ktoś inny modlił się „Wierzę w Boga Ojca”. Nocą przyklejali na bramę wjazdową do naszego przedszkola plakaty z hasłami „Stop homo terrorowi. Chrońmy swoje dzieci! Chłopak + dziewczyna = normalna rodzina” – mówi Cichecka.

POGUBIŁA SIĘ

– Czym pedagodzy i dyrekcja przedszkola zasłużyli sobie na takie słowa? – pytam rodziców trójki dzieci, którzy oprotestowali program.

Wszyscy znali dyrektor Cichecką i jej pedagogów od dawna. Posyłali do tego przedszkola swoje starsze dzieci. Jedna z protestujących mam była w radzie rodziców, druga uczyła rytmiki w szkole.

Arkadiusz Szweda, jeden z rodziców, w imieniu całej trójki odpowiedział mi, że żadne z nich nie będzie udzielało wywiadów w mediach, a wszystko, co mieli do powiedzenia, zawarli w oświadczeniu. Czytamy w nim: „Naszym zamiarem była ochrona naszych dzieci przed jakimikolwiek działaniami, zmierzającymi do »obalania stereotypów« na temat płci w wydaniu jakiegokolwiek pedagoga”.

Pozostali rodzice, którzy nie mieli nic przeciwko programowi, nie rozumieją protestów trójki rodziców. – Rozmawialiśmy o tym w domu, także z moimi rodzicami i teściami. Dokładnie przepytałam syna o to, co się działo podczas zajęć. Nie było w tym nic złego. Mój syn widział w telewizji Szkota w sukience, wie, że ksiądz nosi sutannę. I dobrze, że przedszkole uczy dzieci równego traktowania i równych szans. Jeszcze lepiej, że przełamuje krzywdzące stereotypy – mówi jeden z rodziców z Rybnika.

A inny dodaje, że trójka protestujących rodziców jest mocno związana z Kościołem. – Jedna z tych mam jest organistką. A wszyscy udzielają się w życiu parafii. Zachowywali się w ostatnich tygodniach tak, jakby mieli misję uratowania naszych dzieci. Jakby słysząc to, co księża mówią o „gender”, poczuli, że u nas wydarzyło się coś złego. Ale tak nie było.

Ponieważ w innych grupach w tym przedszkolu nie było wolnych miejsc, dyrektor Cichecka w porozumieniu z miastem zaproponowała rodzicom miejsca w innym przedszkolu. A z przedszkola nr 13 wykreśliła dzieci bez zachowania trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia, by – jak mówi – „rodzicom ułatwić przeniesienie i odciążyć ich z podwójnych opłat”. Ostatecznie udało się całą trójkę dzieci przenieść do innych grup w tym samym przedszkolu (rodzice dwójki dzieci chcieli zająć zwolnione miejsca w grupie projektowej i tym samym zwolnili miejsca w swojej grupie, a jedno dziecko z powodu nieobecności zostało wypisane z przedszkola).

To samo pytanie, które zadałam rodzicom, zadaję też księdzu proboszczowi z sąsiadującej z przedszkolem parafii.

Ksiądz przyjmuje mnie w swojej kancelarii. Mówi w sposób pewny i zdecydowany o wielu rzeczach: o gender (słowami z listu biskupów z 29 grudnia), o programie „Równościowego przedszkola” (jego założeń w Rybniku nie realizowano), o przebieraniu się chłopców za dziewczynki (w Rybniku się nie przebierali), o masturbacji w przedszkolu, którą zaleca WHO (nic takiego nie działo się w Rybniku), i o tym, że pod przykrywką nowych mebli i wycieczek edukacyjnych próbuje się dzieciom zmienić płeć. – Na szczęście w tym przedszkolu trafiło na rodziców bardzo świadomych zagrożeń. Jeden z ojców tych dzieci jest emerytowanym policjantem, wie, o czym mówi – puentuje ks. Teodor Suchoń.

OSKARŻENI

Przebieranie się chłopców w sukienki, uczenie masturbacji, a nawet próby zmiany płci dzieci przedszkolnych – to główne oskarżenia, które wciąż padają pod adresem dyrektor Cicheckiej.

Pytam, czym zasłużyła sobie na te oskarżenia? – To samo pytanie zadaję sobie codziennie po kilkaset razy, od kilku miesięcy. I nie mam na nie odpowiedzi.

Straciłam wszystko: dwadzieścia lat pracy wychowawczej, zaufanie rodziców przedszkolaków i miejsce w Kościele.

Dyrektorem przedszkola Cichecka jest od dwudziestu lat. Jak sama mówi, „kocha to miejsce, a dzieci są dla niej najważniejsze, nigdy nie zrobiłaby im żadnej krzywdy”. Do przedszkola chodzi jej wnuczka.

W pozostałych czternastu placówkach realizujących projekt „Szczęśliwa 15” do podobnych protestów nie dochodziło. – Tu nie ma żadnego „gender”– słyszę od jednego z dyrektorów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2014