Matki mają dość

Tu chodzi o rzeczy ważniejsze niż edukacja seksualna, bo o zdrowie i życie ich dzieci. Apele rodziców osób LGBT+ pozostają jednak bez echa.

25.03.2019

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

Zaczęło się tsunami. Politycy, urzędnicy bawią się życiem. Mogą doprowadzić do nieszczęść, które w środowisku młodzieży LGBT+ i tak się zdarzają. Dać oręż tym, którzy będą chcieli skrzywdzić nasze dzieci. Na osiedlu, w szkole – mówi Irmina Szałapak ze stowarzyszenia My Rodzice, zrzeszającego matki, ojców i sojuszników osób LGBT+.

– Na spotkaniu stowarzyszenia rozmawiałam z mamą 16-latka. Powiedziała, że się boi. On chciałby się ujawnić, ona mu odradza. Bo co jeśli komuś nakręconemu homofobią przyjdzie do głowy „zgnoić ciotę”, jak pisano na Facebooku po samobójstwie szykanowanego chłopca? – pyta Ewa Miastkowska, inna członkini MR.

Tweety i zgrzyty

Zaczęło się 18 lutego, gdy prezydent Rafał Trzaskowski podpisał Warszawską Deklarację LGBT+. Dokument dotyczy całej społeczności, ale do mediów przebiły się wątki edukacyjne.

Głównie dwa cytaty: „edukacja antydyskryminacyjna i seksualna dostępna w każdej szkole zgodna ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) oraz aktywne wsparcie kadry szkolnej w zapobieganiu dyskryminacji”, a także „przynajmniej jedna osoba z kadry w każdej szkole, która interweniuje i pomaga młodzieży i dzieciom LGBT+ prześladowanym z powodu orientacji lub tożsamości płciowej”.

Ruszyła lawina. „Czy Rafał Trzaskowski poinformował, czym LGBT jest naprawdę? Czy wspomniał, że to propagowanie m.in. pedofilii?” – pytała małopolska kurator oświaty Barbara Nowak. A windsurferka Zofia Klepacka pisała: „Mówię kategorycznie NIE dla promocji środowisk LGBT i będę bronić tradycyjnej Polski. Czy mój dziadek walczył o taką Warszawę w Powstaniu? Nie wydaje mi się...”.

Gdy burza mijała, głos postanowił zabrać Jarosław Kaczyński: „Mówimy »Nie!« atakowi na dzieci. Nie damy się zastraszyć. Będziemy bronić polskie rodziny” – mówił podczas konwencji partyjnej szef PiS, a marszałek Senatu Stanisław Karczewski nadał cytatowi dodatkowy kontekst, publikując w internecie grafikę („tęczowy deszcz”, niżej parasol z logo partii rządzącej, pod nim „polska rodzina”). Swoje dodał europoseł Ryszard Legutko. „Ci aktywiści i organizacje są bardzo brutalni – mówił w telewizji wPolsce.pl. – Mają metody bolszewickie. Jeżeli ktoś wyobraża sobie tych ludzi jako pogubionych, krzywdzonych przez ludzkie uprzedzenia… skądże! To są ludzie, którzy rządzą”.

Podpisany przez prezydenta stolicy dokument stał się przedmiotem analiz.

Dla Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka podpisanie dokumentu było wątpliwe prawnie (pytał, czy wpływ na programy szkół należą do uprawnień samorządu). Dla Instytutu Ordo Iuris „szczególnie kontrowersyjna jest idea wprowadzenia w szkołach tzw. edukacji antydyskryminacyjnej. Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że tego typu programy niejednokrotnie stanowiły formę upowszechniania ideologii gender oraz indoktrynacji w duchu postulatów środowiska LGBT”.

Dla Konferencji Episkopatu Polski Deklaracja może oswajać dzieci „z różnymi formami relacji płciowych, a więc nie tylko rodzicielskim związkiem mężczyzny i kobiety, ale także z zachowaniami samotniczo-ipsacyjnymi, biseksualnymi, homoseksualnymi, dezaprobaty płci w postaci różnych postaci transseksualizmu”.

Dla rodziców dzieci LGBT+ Deklaracja stała się nadzieją, że szkoły na poważnie zajmą się tematem dyskryminacji.

Szkolne tabu

– Pierwsza rozmowa, podczas której syn powiedział nam o sobie, odbyła się, kiedy miał może 13, może 14 lat – opowiada pani Justyna (imię zmienione), matka dziecka transpłciowego. – To był dla niego bardzo trudny okres. Pod koniec podstawówki i na początku gimnazjum był uważany za kogoś innego, dziwnego. Postanowiliśmy zmienić placówkę. Dwa kolejne lata w szkole demokratycznej to był jedyny okres, kiedy czuł, że może być sobą. Jeszcze później trafił do prywatnego liceum, do którego chodzi nadal. Choć dyrekcja i kadra zareagowały dobrze, akceptując, że chce być uważany za mężczyznę, nie rozwiązało to problemu alienacji. Powód jest prosty: ten temat to tabu, mimo że jest masa rozmów na różne tematy. Krew mnie zalewa, gdy słyszę o kolejnej „pogadance” na temat narkotyków albo internetu.

– Syn nie był nigdy szykanowany – opowiada z kolei Ewa Miastkowska, matka homoseksualnego chłopca, który kilka lat temu skończył szkołę. – Przeciwnie: był akceptowany i lubiany. Choć zdarzało mu się otrzeć o homofobię, gdy np. słyszał kawały o „pedałach” albo był świadkiem agresji w stosunku do innych. Musiał się z tym mierzyć. W drugiej klasie liceum dokonał coming-outu, ograniczonego jednak do grona najbliższych przyjaciół. Ale w szkole jako instytucji temat był tabu.

Był nim, dodajmy, w zasadzie od zawsze, niezależnie od rządzącej opcji. – To niejedyne tabu polskiej edukacji, w jakimś sensie ona jest na tabu ufundowana – komentuje Iga Kazimierczyk, nauczycielka, pedagog i prezeska fundacji Przestrzeń dla Edukacji. – Milczymy na temat przemocy, emocji i ich wyrażania. Nie rozmawiamy po prostu z dziećmi na ważne tematy.

– Szkoła wyklucza nawet połowę społeczeństwa – zauważa psycholog dziecięca Agnieszka Stein, autorka wydanej w ubiegłym roku książki „Nowe wychowanie seksualne”. – Widać to np. po ilustracjach podręcznikowych z mamą i tatą, którzy zwykle przebywają tam, „gdzie jest ich miejsce”, to znaczy ona w kuchni, a on na kanapie. Ja już nie mówię o parach jednopłciowych, nie widziałam nawet ilustracji rodziny z dorosłymi po rozwodzie!

W 2012 r. organizacje pozarządowe, na czele z Towarzystwem Edukacji Anty- dyskryminacyjnej, odniosły symboliczny sukces: w wymaganiach państwa wobec szkół znalazło się zobowiązanie do prowadzenia działań antydyskryminacyjnych. Zapis, że dzieci nie mogą padać ofiarą dyskryminacji, funkcjonował też w preambule do podstawy programowej.

– Tyle że gdy wystąpiliśmy do ówczesnego ministerstwa, by w takim razie wsparło pedagogów, wprowadzając w Ośrodkach Doskonalenia Nauczycieli kursy uczące, jak tę dyskryminację zwalczać, nie było odzewu – wspomina Ewa Stoecker z TEA. – Zresztą i wtedy, i później nauczyciele próbujący wprowadzać te treści do nauczania czuli się w pokojach nauczycielskich jak ciała obce. Nasze badania z 2015 r. pokazały, że albo byli przytłoczeni, bo traktowano ich jako jednoosobowe pogotowia od przypadków trudnych, albo otoczeni nieufnością.


CZYTAJ TAKŻE:

Ks. Jacek Prusak SJ, psychoterapeuta: Rozumienie szacunku i tolerancji względem osób homoseksualnych w Kościele oznacza często postawę: nie ujawniaj się, a skoro to uczyniłeś, niczego się nie domagaj.


Równość: wróg publiczny

Specjalnością rządu PO były działania symboliczne oraz gra pozorów, z kolei PiS postanowił wypalić gorącym żelazem wszystko, co kojarzyło mu się źle. Resort Anny Zalewskiej usunął z rozporządzeń i podstaw programowych wszelkie fragmenty ze słowem „dyskryminacja”. W podstawach programowych dla nieobowiązkowego przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie w podstawówkach nie pada także pojęcie „orientacji seksualnej”.

Podobne treści mogłyby się pojawić w programach profilaktyczno-wychowawczych, uchwalanych przez każdą szkołę z osobna, a wyznaczających wychowawcze priorytety. – Tyle że z dokumentem tym w polskich realiach związane są problemy. Pierwszy: rodzice w jego tworzenie często się nie angażują, co w praktyce oznacza, że program kształtuje rada pedagogiczna. Drugi: dyrektorzy są pod ostrzałem z dwóch stron. Rodziców, którym zdarza się protestować już po fakcie, że na to czy tamto się nie zgadzali. I kuratoriów, które wysyłają kontrolerów, powołując się często na sprzeciw pojedynczych rodziców. Trzeci: w homofobicznej atmosferze szkoły kilka razy się zastanowią, zanim zapiszą w programie podobne treści – mówi Iga Kazimierczyk.

– Po prostu się boją – dodaje Ewa Stoecker z TEA, które w ostatnich latach zostało odcięte od państwowych dotacji na działalność. – Znam dyrektorkę, która za to, że prowadziła działania antyprzemocowe i antydyskryminacyjne, była wzywana na komisję dyscyplinarną do kuratorium. W Krakowie, gdzie kurator Nowak działa prężnie nie tylko na Twitterze, prowadzę jako doktorantka badania na temat edukacji antydyskryminacyjnej. Zaprosiłam do projektu nauczycielki, prosząc, by zbadały pod tym względem własne szkoły, a także zaprojektowały na ich terenie skuteczne działania. W ciągu pół roku osiem się wycofało! Albo nie miały wsparcia dyrekcji, bo ta się bała, albo same nie chciały się narażać. Edukacja antydyskryminacyjna to jeden z głównych wrogów obecnej władzy.

Przykład to afera z „Tęczowym Piątkiem” – jednodniową akcją organizowaną przez Kampanię Przeciw Homofobii, mającą pokazać, że szkoła jest też przestrzenią dla uczniów i uczennic LGBT+ – na długo przed ogłoszeniem warszawskiej Deklaracji. W październiku ub. r. do akcji miało przystąpić ponad 200 szkół, ale część się wycofała z obawy o bezpieczeństwo uczniów. W II LO w Tarnowskich Górach na wieść o organizacji „Tęczowego Piątku” skrzynkę mailową zalała fala listów, wśród których były postulaty wysłania organizatorów do „komór gazowych” i „na rozstrzelanie”. A dyrekcje placówek, które jednak do akcji się włączyły, usłyszały min. Zalewską zapowiadającą kontrole.

– Gdy pisaliśmy wcześniej do pani minister w sprawie lekcji równości, odpowiadała, że szkoły są autonomiczne – opowiada Ewa Miastkowska. – „Tęczowy Piątek” spowodował nagonkę i falę kontroli, która nie była niczym innym jak zamachem na tę autonomię.


CZYTAJ TAKŻE:

Edytorial ks. Adama Bonieckiego: Agresywna i prymitywna reakcja na każdą inność zaślepia. Konfrontacja z innością czyjejś orientacji seksualnej wymaga szczególnej uwagi i przygotowania.


Stop seksualizacji!

Czym właściwie jest edukacja antydyskryminacyjna, że powoduje aż takie emocje? Ewa Stoecker tłumaczy, że chodzi o wiedzę na temat mechanizmów dyskryminacji oraz jej konsekwencji, przekazywaną tak pedagogom, jak dzieciom. A także budowanie umiejętności jej przeciwdziałania. – Kładziemy nacisk na rolę świadków, bo im znacznie łatwiej reagować niż ofiarom – mówi działaczka TEA. – I na informacje o grupach dyskryminowanych, bo nienawiść wynika często z lęku, a ten z niewiedzy.

Krytycy „Tęczowego Piątku” i Deklaracji LGBT+ nie mają jednak wątpliwości: edukacja antydyskryminacyjna, mówią, to tylko przykrywka dla ideologii, a jej częścią jest „zbyt wczesna seksualizacja”, nawet w wieku 0–4 lat. Mimo iż „Tęczowy Piątek” nie miał nic wspólnego z edukacją seksualną, a Deklaracja do niej nawiązywała, ale w odniesieniu do szkół; mimo że warszawski dokument nie ma wiążącej mocy – wprowadzane do szkół treści muszą być przecież zgodne z oświatowym prawem, zmienionym zresztą przez PiS; mimo że „standardom WHO” trudno zarzucić przesadne skupienie na seksie: wiele w nich o szacunku i relacjach, dużo o bezpieczeństwie, sporo o stawianiu granic.

Według Agnieszki Stein nie da się wyznaczyć wiekowej cezury rozpoczęcia edukacji seksualnej. – W ogóle nie podoba mi się pomysł wyznaczania ram: zarówno tych wiekowych, jak organizacyjnych, czyli ograniczania tematyki rozwoju seksualnego dziecka do lekcji WDŻ albo wychowawczej – mówi psycholożka. – Marzyłoby mi się podążanie za dzieckiem, jego potrzebami, rozwojem i ciekawością na różnych lekcjach: biologii, literatury czy wychowawczej. W polskiej edukacji tymczasem, mimo iż działa w niej wielu wspaniałych pedagogów, panuje tendencja, by mówić o pewnych rzeczach wtedy, gdy jest już za późno.

„To rodzice powinni decydować, kiedy i jak edukować dzieci” – to kolejny refren krytyki warszawskiej Deklaracji. Refren nośny. Jak wynika z niedawnego sondażu IBRiS, ponad połowa Polaków jest przeciw warszawskiej Deklaracji LGBT+, a 67 proc. wyraża pogląd, że „naukę o seksie powinni przekazywać dzieciom przede wszystkim rodzice”.

– To iluzja – mówi Agnieszka Stein. – Jedynym sposobem, by mieć pełną kontrolę nad tym, jakie treści i w jakim momencie trafiają do młodych, jest zamknięcie ich w klatce. Oni przecież o „masturbacji” i „gejach” usłyszą od kolegów wcześniej, niż nam się wydaje.

Co z „seksualizacją” i „erotyzacją”, do której odnosił się już nawet sam prezes Kaczyński? – Seksualizacja to nic innego jak sprowadzanie człowieka do roli obiektu seksualnego – mówi Stein. – I to się w szkole dzieje, tylko nie tam, gdzie niektórzy sądzą. Np. gdy dziewczynki mają nakaz noszenia długich spódnic, „żeby nie dekoncentrować chłopców”. Seksualizacją nie jest natomiast mówienie dziecku o jakimś zjawisku, gdy jest tego zjawiska ciekawe. Albo informowanie, kim są osoby homoseksualne. Jeśli zakładamy, że taka informacja może deprawować, podświadomie seksualizujemy, sprowadzając kwestię orientacji wyłącznie do sfery erotycznej.

Homofobia zabija

Pani Justyna (mama dziecka transpłciowego) zapamiętała szczególnie jeden moment. Jej syn jest na początku gimnazjum, przeżywa trudny okres, cierpi na depresję. W szkole słyszy od koleżanki, że „gdyby była taka jak on, być może popełniłaby samobójstwo”.

Ewa Miastkowska pamięta dwie ważne chwile. Pierwsza: jej może 15-, może 16-letni syn zaprasza ją do wspólnego oglądania filmu „Tajemnica Brokeback Mountain” – nagrodzonej m.in. Oscarami historii trudnej miłości młodych gejów: – Nie pierwszy raz oglądaliśmy razem film, ale po raz pierwszy mój syn płakał... Później zdobyłam się na odwagę i zapytałam, czy jest gejem. Potwierdził.

Chwila druga, kilka lat później. To wtedy dołączyła do grona „aktywistów”, o których mówił ostatnio prof. Legutko. – Nie mam natury aktywisty – mówi Ewa Miastkowska. – Zaczęłam działać, gdy w 2015 r. usłyszałam o samobójczej śmierci chłopca. Byłam wstrząśnięta tym, jak został zaszczuty.

14-letni Dominik powiesił się na sznurówce. W liście pożegnalnym napisał, że „czuł się jak zero”. Koledzy na gimnazjalnym korytarzu nazywali go „pedziem”. Kilkanaście miesięcy później powiesił się – we własnym pokoju – 14-letni Kacper. Też szykanowany przez rówieśników.

W polskich szkołach jest ich kilkadziesiąt tysięcy, nawet jeśli mowa jedynie o liceach, technikach i szkołach branżowych. Dane mówią o co najmniej jednej – statystycznie – osobie homoseksualnej w każdej klasie. Ujawnieni, częściej pochowani.

Kampania Przeciw Homofobii podaje w publikacji „Sytuacja społeczna osób LGBTA w Polsce. Raport za lata 2015–2016”, że połowa osób z tego środowiska w wieku do 18 lat ma objawy depresji, 70 proc. czuje się osamotnionych i tyle samo miewa myśli samobójcze.

– Bardzo bym chciała, by te dane robiły na ludziach wrażenie – mówi Agnieszka Stein. – Żeby już nikt nigdy nie powiedział, że homoseksualizm czy transpłciowość to jakiś „wybór” albo „fanaberia”. W Polsce nikt nie popełnia samobójstwa dlatego, że jest osobą heteroseksualną.

– Nie potrafimy sobie nawet wyobrazić, czym jest „stres mniejszościowy”, głównie na początku, gdy nikt z otoczenia nie wie o problemie młodego człowieka – mówi Irmina Szałapak, której córka jest osobą niebinarną, czyli nieidentyfikującą się z żadną z płci. – Zwłaszcza że według statystyk odmienność swojego dziecka akceptuje na początku tylko co czwarta matka i co dziesiąty ojciec.

– Wypowiedź kuratorki oświaty zrównującej w zasadzie LGBT z pedofilią nie jest zamknięta w jakiejś publicystycznej bańce: dotyka prawdziwego życia prawdziwych ludzi – mówi Iga Kazimierczyk. – Dokładanie dzieciakom, które i tak miewają trudne życie, jest zwykłym okrucieństwem.

– Osoba z grupy narażonej na dyskryminację może poczuć się zastraszana nawet wtedy, gdy przekaz nie jest kierowany bezpośrednio do niej – ocenia Ewa Stoecker. – To istota mechanizmu mowy nienawiści: sygnał jest kierowany np. „tylko do aktywistów”, ale odbierany przez całą grupę osób nieheteronormatywnych. W tym przypadku także młodych ludzi i ich rodziców.

„Od najmłodszych lat uczymy dzieci empatii, szacunku dla innych, współpracy na rzecz społeczności. Narracja wrogości i niechęci w stosunku do osób LGBT wytrąca nam wszystkie argumenty wychowawcze, obnaża hipokryzję społeczeństwa i państwa, legitymizuje niesprawiedliwość i przemoc” – napisali w zeszłym tygodniu członkowie stowarzyszenia My Rodzice do Jarosława Kaczyńskiego. „Nie godzimy się na traktowanie naszych dzieci jak społecznych wrogów” – dodawali.

Kilka tygodni wcześniej cztery matki młodych ze środowiska LGBT+ – wśród nich pani Justyna i Irmina Szałapak – poszły do siedziby małopolskiego kuratorium oświaty. Chciały rozmawiać z Barbarą Nowak.

– Podobne wypowiedzi naprawdę nie zostają bez echa – dodaje pani Justyna. – Moja znajoma umieściła na Facebooku wpis, według którego pozwalanie swojemu dziecku na „wybór płci” jest jak akceptacja, by zmieniło się w kota, ponieważ uwielbia się w niego wcielać podczas dziecięcych zabaw. Porównania tego typu są wynikiem niewiedzy i poszukiwania informacji w nie zawsze sprawdzonych źródłach. Niejednokrotnie słychać też pogląd, że takie pary z zagranicy adoptują polskie dzieci, ponieważ chcą je wykorzystywać. Powtarzanie kłamstw przez polityków utrwala w społeczeństwie przekonanie, że „osoba homoseksualna równa się pedofil”.

Co powiedziałyby małopolskiej kurator? – Że podobne słowa dotykają nasze dzieci – mówi pani Justyna. – I dodałabym: „Nawet pani nie wie, jak pani je i nas rani”.

Barbara Nowak nie przyjęła matek w siedzibie kuratorium. Na list z żądaniem przeprosin odpowiedziała, że rodzice zostali wprowadzeni w błąd przez media. „Nigdy w żadnej wypowiedzi nie obraziłam dzieci. Wręcz przeciwnie: zawsze stoję po stronie ich bezpieczeństwa” – napisała kurator.

Jarosław Kaczyński na list od stowarzyszenia My Rodzice jak dotąd nie odpowiedział. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2019