Ostatni park narodowy powstał 21 lat temu. Potrzebujemy następnych

Państwo polskie nie umie i nie chce powoływać parków narodowych. Czego od nich chcemy? Dlaczego się ich boimy? Czego o nich nie wiemy?

07.11.2022

Czyta się kilka minut

Pogórze Przemyskie, 2017 r. / ADAM ŁAWNIK / EAST NEWS
Pogórze Przemyskie, 2017 r. / ADAM ŁAWNIK / EAST NEWS

W połowie czerwca tego roku grupa krajoznawców z Towarzystwa Krajobraz na pokładzie kilku kajaków i kanadyjek spływała Wisłą z Kazimierza Dolnego w stronę Warszawy. Dorośli i dzieci, cztery dni na wodzie, noclegi pod gwiazdami.

W okolicach Góry Kalwarii ich trasę przeciął łoś. Łoś nie jest na Mazowszu niczym niezwykłym. Kilkaset zwierząt żyje w Puszczy Kampinoskiej, kolejne w innych, mniejszych kompleksach leśnych. Dużo z nich migruje, a że dobrze pływają, to ważnym kanałem przemieszczania się bywa dla nich Wisła. Ale co innego wiedzieć to w teorii, co innego zobaczyć na własne oczy, jak największe występujące w Polsce zwierzę wystawia znad wody głowę z pokrytym scypułem, dopiero odrastającym porożem, i dostojnie tnie nurt.

Dla krajoznawców na co dzień korzystających z Wisły, świadomych jej przyrodniczych atutów, ten był ostatecznym dowodem na to, że największa polska rzeka to skarb.

Kameralnej wystawie fotograficznej Towarzystwa Krajobraz, dostępnej od października w pawilonie Kamień nad Wisłą w Warszawie, towarzyszy z pozoru wywrotowy apel o utworzenie na rzece – również w centrum Warszawy – zupełnie nowego Parku Narodowego Wisła.

Korzenie tego pomysłu sięgają początku lat 90. XX wieku i również wiążą się ze spływem Wisłą. Jak wspomina jego uczestnik, przyrodnik – wówczas student leśnictwa – Adam Tarłowski, powszechna wiedza o rzece była wówczas o wiele mniejsza niż współcześnie.

– Wiedzieliśmy z literatury i rozmów z naukowcami, że Wisła od Dęblina do Warszawy i powyżej Warszawy zachowała charakter rzeki roztokowej, a więc takiej, którą stworzyły topniejące lodowce, i że jest zupełnym przeciwieństwem rzeki uregulowanej. Ale dopiero kiedy z kolegami ze studiów, z którymi działaliśmy w straży ochrony przyrody, spłynęliśmy nią kajakiem, zobaczyliśmy to wszystko na własne oczy: kolonie lęgowe rybitw i mew, zimorodki i inne ptaki związane ze skarpami, łachy, wyspy, lasy łęgowe, które są siedliskiem cennym i rzadkim, bo niekształtowanym ręką leśnika – mówi „Tygodnikowi” Tarłowski. Dodaje, że w powszechnej świadomości Wisła miała opinię ścieku. Niebezpodstawną, bo na Śląsku woda była pozaklasowa, w związku z czym nikt nie podnosił postulatów ochronnych. Jednak podczas tamtego spływu zobaczyli, że w jej dalszym biegu dochodzi do samooczyszczenia.

Wtedy apel o utworzenie Wiślańskiego Parku Narodowego miał działać na zasadzie szoku, wywołać zainteresowanie nowym tematem, szczególnie w mieście, które przez powojenne dekady rozwijało się plecami do rzeki. Były pikiety i plakaty, Ruch na Rzecz Utworzenia Wiślańskiego Parku Narodowego miał nawet swój logotyp z sylwetką rybitwy. Skutkiem obywatelskiego wzmożenia stało się powstanie kilka lat później, m.in. dzięki inicjatywie Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, szeregu rezerwatów.

Jesiotr w logotypie

Dziś jest ich siedem (ósmy, Ruska Kępa, powołany w celu ochrony nadwiślańskich łęgów, w międzyczasie stał się eksklawą Kampinoskiego Parku Narodowego), zaczynają się jeszcze poniżej Zakroczymia, kończą koło Góry Kalwarii, a każdy niemal płynnie przechodzi w kolejny. Największy – Ławice Kiełpińskie – ma powierzchnię ponad 800 hektarów. Jeden z nich (Wyspy Zawadowskie) znajduje się w granicach administracyjnych Warszawy. Obszar objęty rezerwatową ochroną ma w sąsiedztwie stolicy łącznie ponad 38 kilometrów kwadratowych – spośród wszystkich warszawskich dzielnic większą powierzchnię mają jedynie Wawer, Białołęka i Ursynów.

Jak przekonuje Jan Mencwel, aktywista i członek Towarzystwa Kraj­obraz, powstanie Parku Narodowego Wisła (dla odróżnienia współczesnego projektu od tego z lat 90. zmieniono jego nazwę) oznaczałoby de facto przede wszystkim przekształcenie istniejących rezerwatów w jeden organizm i nie byłoby żadną rewolucją.


PRZEJDZIEM WISŁĘ. JAK CHRONIĆ NASZĄ RZEKĘ

JAN MENCWEL, aktywista: Jako naród zgadzamy się, że dzika Wisła jest ogromną wartością.Ale to bardzo krucha gwarancja, bo jednocześnie zwątpiliśmy w piękną ideę parku narodowego. A nic innego tej rzeki nie obroni.


Docelowo chodzi jednak o rozciągnięcie obszaru ochronnego na odcinek rzeki o długości 150 km, a potem również całą Wisłę [patrz rozmowa obok]. To byłaby już dla mieszkających nad Wisłą Polaków terapia szokowa – choć sąsiedztwo parku w praktyce prawdopodobnie tylko nieznacznie wpłynęłoby na ich codzienność. Według Mencwela chodzi o symbol – społeczną umowę, że zdziczała Wisła (w czasach zaborów większość rzeki została uregulowana, jednak na obszarze dawnego zaboru rosyjskiego doszło do jej wtórnego unaturalnienia) jest dobrem wspólnym. Postulowany park nie ma jeszcze granic, ma już za to logotyp z wizerunkiem jesiotra, dużej ryby, która dawniej masowo wpływała do Wisły na tarło. Jesiotry zniknęły po budowie tamy we Włocławku w drugiej połowie XX wieku.

– Każde działanie na rzecz ochrony Wisły jest cenne – mówi Jan Piotrowski, pełnomocnik prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego ds. Wisły. – Propozycję utworzenia parku narodowego traktujemy jako happening, działanie aktywistyczne, którego celem jest wywołanie dyskusji. Taka dyskusja jest wskazana i wpisuje się w to, co od ośmiu lat robimy jako władze miasta w ramach kampanii Dzielnica Wisła. Natomiast samo utworzenie parku narodowego jest niemożliwe, choćby z uwagi na przestrzeń, np. plaże, porty, bulwary, których nie można wyłączyć z eksploatacji.

Według Piotrowskiego wspomniane tereny są dziś eksploatowane w sposób zrównoważony. Zwraca uwagę na obszar Natura 2000, Warszawski Obszar Chronionego Krajobrazu, projekty unijne dotyczące ochrony przyrody, założenia dotyczące pielęgnacji przestrzeni czy ochrony dendrologicznej.

– Na odcinku 30 kilometrów monitorujemy nadwiślańską przestrzeń po obu stronach rzeki. To naprawdę duży obszar – tłumaczy Piotrowski.

Samorządowe weto

Park Narodowy Wisła byłby dwudziestym czwartym parkiem narodowym w Polsce i pierwszym utworzonym po 21-letniej przerwie. Obecnie parki zajmują 1 proc. powierzchni kraju (poniżej europejskiej średniej). Od kiedy w 2001 r. w województwie lubuskim powstał Park Narodowy Ujście Warty, wszelkie kolejne inicjatywy biorą w łeb. Problemem jest obowiązujące prawo. Wielokrotnie nowelizowana ustawa o ochronie przyrody (parki narodowe wciąż nie doczekały się własnej) dała na początku XXI wieku samorządom, i to każdego szczebla, prawo weta wobec inicjatyw powoływania nowych parków i powiększania już istniejących. Po 2001 r. żaden Sejm nie odważył się zasadzić na te przywileje samorządowców. Była na to szansa w 2010 r., kiedy pod obywatelskim projektem zmiany ustawy o ochronie przyrody ­podpisało się prawie ćwierć miliona Polaków. ­ Nowelizacja dotyczyła tylko jednego słowa – chodziło o zmianę „uzgadniania” na „opiniowanie”. Skończyło się na dwóch publicznych czytaniach i pracach w podkomisji. Potem projekt trafił do sejmowej zamrażarki i przepadł wraz z końcem kadencji parlamentu. Na nic zdały się opinie prawne, według których obecnie obowiązujące przepisy są niekonstytucyjne – polityka ekologiczna wchodzi bowiem w sferę konstytucyjnych uprawnień i obowiązków rządu, w które władza lokalna nie powinna ingerować. Krótko mówiąc: jeśli park narodowy, to przecież nie samorządowy.

Szczegółową analizę polskiej ­XXI-wiecznej indolencji w tej kwestii przedstawia raport opracowany przez badaczy z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych przy współudziale Polityki Insight i Client­Earth Prawników dla Ziemi („Polskie parki narodowe. Dlaczego w Polsce od 20 lat nie powstał park narodowy i jak to zmienić?”). Raport ukazał się w grudniu 2021 r. i – jak przekonuje Marta Klimkiewicz z ClientEarth – choć nie spotkał się z żadnym odzewem resortu środowiska, wzbudził duże zainteresowanie niemal wszędzie tam, gdzie trafił: organów samorządowych, parków narodowych i krajobrazowych oraz instytucji naukowych.

– Obowiązujące prawo jest tak skonstruowane, że kluczowe stają się blokady mentalne, które funkcjonują w społeczeństwie – mówi Klimkiewicz. – Jeśli samorząd nie uzgodni proponowanych granic projektowanego parku, ten nie powstaje. Samorząd przemawia głosem wyborców. Problem systemowy, prawny, a więc konkretny przepis, jest łatwy do zidentyfikowania. Weto samorządowe od 20 lat wychodzi z szafy przy okazji każdej rozmowy o nowym parku narodowym. Przyczyny są natomiast głębsze – to przede wszystkim ugruntowane jeszcze w czasach PRL przekonanie, że park narodowy oznacza ograniczenia, choćby inwestycyjne oraz w gospodarowaniu własnością prywatną.

Wsparcie dla gmin

Klimkiewicz wskazuje na ogromne zaniedbanie władzy, która przez ponad dwie dekady nie była w stanie wytłumaczyć obywatelom, czym jest park narodowy i co oznacza jego powołanie.

– Parki są wciąż mylone z innymi formami ochrony przyrody, również wyimaginowanymi – przekonuje Klimkiewicz. – Spotkałam się ze stwierdzeniem, że „puszcza” to obszar prawnie chroniony. Narodowe mylone są z krajobrazowymi, z rezerwatami, a nawet z Lasami Państwowymi, bo przecież i tu, i tu pracuje pan w zielonym mundurze. W rozmowach na temat powiększenia Białowieskiego Parku Narodowego wciąż pojawiają się argumenty kalibru „chcecie nam tu zrobić skansen”. A przecież chodzi o coś zupełnie odwrotnego – dobrze przygotowany park narodowy wiąże się z ogromnym potencjałem rozwojowym. Przed powstaniem parku danym miejscem interesują się często wyłącznie ornitolodzy albo inni specjaliści, a potem prestiż miejsca tak wzrasta, że pojawiają się zwykli turyści. Tacy, którzy chcą po prostu zobaczyć ładne miejsce.

Według danych Głównego Urzędu Statystycznego przed rokiem 2020 polskie parki narodowe odwiedzało rocznie ponad 10 mln turystów (najwięcej Tatrzański PN – 3,5 mln). Wybuch pandemii i związane z nią ograniczenia w wyjazdach zagranicznych znacznie zwiększyły to zainteresowanie.

Autorzy raportu przekonują, że choć w większości przypadków obawy samorządów związane z parkami są wyolbrzymiane, to jednak niewątpliwie tkwi w nich ziarno prawdy. Najważniejsze wydaje się opracowanie nowych rozwiązań prawnych (przekształcenie modelu uzgodnienia granic parku, w którym głos samorządu jest dla władzy centralnej wiążący, w rozbudowaną ścieżkę konsultacji, na końcu których decydujący głos należy do resortu środowiska), ale według raportu ustawodawca powinien pomyśleć również o środkach rozwojowych, które zasilałyby dany region w okresie przejściowym. Wraz z powołaniem nowego parku zmienia się struktura wpływów do gminnego budżetu (np. w związku z ulgowym wymiarem podatku leśnego, który obowiązuje parki narodowe) oraz struktura zatrudnienia (co może mieć związek np. z zaprzestaniem intensywnej eksploatacji chronionego lasu). Każdy taki przypadek powinien być poprzedzony analizami związanymi ze specyfiką danego miejsca i rynku pracy.

– To mogą być różne rozwiązania, np. duże wsparcie rozwoju infrastruktury ochrony środowiska dla gmin: środki na gazyfikację, wodociągi, kanalizację. Chodzi o to, by państwo w ramach realizacji polityki ekologicznej, powiedziawszy „A”, było skłonne powiedzieć również „B”, i wesprzeć samorządy na pierwszym, paroletnim etapie funkcjonowania w nowych realiach. Docelowo wynikną z tego bardzo wymierne korzyści dla lokalnych społeczności, nie tylko związane z ładną tablicą informującą o parku narodowym. Przede wszystkim w znacznym stopniu podniesie się stopa życiowa mieszkańców parkowych gmin – mówi Klimkiewicz.

Złota era parków

Lista potencjalnych nowych parków narodowych jest długa. Choćby transgraniczny Park Narodowy Doliny Dolnej Odry – wspólny projekt, na który w latach 90. Polska umówiła się z Niemcami, przy czym tylko Niemcy dotrzymali danego słowa, powołując w 1995 r. Nationalpark Unteres Odertal. I parę innych, jak Jurajski PN w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej czy Mazurski PN w Puszczy Piskiej, wokół Jeziora Nidzkiego.

Od lat najbardziej jednak zaawansowane prace projektowe dotyczą Pogórza Przemyskiego i postulowanego tu przez przyrodników i naukowców Turnickiego Parku ­Narodowego. Turnicki był o krok od powołania już w 1993 r., kiedy to walczył o niego ówczesny podkarpacki­ ­konserwator przyrody, nieżyjący już Jan Szafrański. Chodziło mu jednak przede wszystkim o Magurski PN, którego potem został dyrektorem – na walkę o jeszcze jeden park zabrakło sił, rąk i pieniędzy. Choć o Turnicki upominały się wówczas organizacje ekologiczne, to mimo sprzyjających okoliczności prawnych (lata 90. nazywane są złotą erą parków narodowych, bo między rokiem 1990 a 1996 powstało ich siedem, w tym nad Drawą, ­Narwią i w Górach Stołowych) projektu nie udało się zrealizować.

Temat powrócił w 2015 r. za sprawą podkarpackiej Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze, która stworzyła nową, zaktualizowaną dokumentację naukową dla przyszłego parku, dokonała inwentaryzacji przyrodniczej, przygotowała analizy społecznych i ekonomicznych uwarunkowań jego powstania. Projekt zakłada ochronę ponad 17 tys. hektarów na terenie trzech gmin: Bircza, Fredropol i Ustrzyki Dolne, przy czym są to grunty wyłącznie należące do skarbu państwa. Mowa o terenie reliktowej Puszczy Karpackiej o cechach lasu naturalnego, która do dzisiejszych czasów dotrwała już wyłącznie we fragmentach, ale wciąż można na jej terenie znaleźć kilka tysięcy drzew o wymiarach pomnikowych. Teren Turnickiego PN zamieszkują wszystkie duże drapieżniki Polski: niedźwiedź, wilk, ryś oraz żbik. Opór społeczny w parkowych gminach jest jednak tak duży, że zaawansowany projekt do dziś nie może wejść w fazę realizacji.

„Sama idea utworzenia parku narodowego na tych terenach jest pomysłem niezwykle ambicjonalnym, odstępującym od realiów ludzi tutaj żyjących – mówił w 2016 r. „Tygodnikowi” Grzegorz Gągola, ówczesny i obecny wójt gminy Bircza. – Mówi się o turystyce, ale z samej turystyki tyle rodzin wyżyć nie da rady. My tu nie mamy Giewontu czy Morskiego Oka. Dla ponurka, zgniotka czy innego robactwa park narodowy, a dla ludzi zagranica lub opieka społeczna? Czy przyrodę należy chronić dla człowieka, czy przed człowiekiem?”.

Ton temu sprzeciwowi nadają przede wszystkim Lasy Państwowe, jeden z większych pracodawców w okolicy, który po utworzeniu parku narodowego przestałby zarządzać tym terenem.

Otulina kwitnie

Na początku 2022 r. do podmiotów zaangażowanych w prace na Pogórzu Przemyskim dołączyła Kwitnąca Otulina, nieformalny ruch wolontaryjny, którego celem jest zmiana nastawienia podprzemyskich gmin do Turnickiego PN. W jego skład wchodzi około stu osób, w większości mieszkańców Podkarpacia.

– Dotychczas wokół Turnickiego brakowało oddolnej energii, my to próbujemy odczarować – przekonuje Marcin Mystkowski, jeden z założycieli Kwitnącej Otuliny. – Od stycznia, kiedy zaczęliśmy rozmawiać z mieszkańcami Pogórza, udało nam się rozkręcić debatę. Dbamy o to, by działania wokół Turnickiego miały wymiar przede wszystkim lokalny. Oczywiście w niektórych aspektach generuje to negatywne emocje, ale pewnym novum jest to, że po raz pierwszy możemy powiedzieć, iż to lokalna społeczność zaczyna upominać się o park narodowy pod Przemyślem.

Wśród organizowanych przez Kwitnącą Otulinę wydarzeń są m.in. spacery przyrodnicze, koncerty, obserwacje rykowiska. Zapraszani są na nie przede wszystkim mieszkańcy okolicznych gmin. Zmianę nastawienia widać choćby na łamach wydawanej w Ustrzykach Dolnych „Gazety Bieszczadzkiej”, dotychczas będącej w kwestiach przyrodniczych tubą okolicznych nadleśnictw, od jakiegoś czasu wpuszczającej na swoje łamy również zwolenników instytucjonalnej ochrony przyrody.

W mediach społecznościowych Turnicki PN przestał być „projektowany”. Teraz jest „niewidzialny”.

– Naszym celem jest podkreślenie, że Turnicki istnieje, że ma swoje granice, ma sześć i pół tysiąca drzew o wymiarach pomnikowych, ma swoich mieszkańców, zarówno ludzkich, jak i przedstawicieli fauny, flory, świata grzybów. Chcemy zerwać z pojęciem projektu i postawić na narrację dokonania, ale też wypełnić ją konkretami – mówi Mystkowski.

Te konkrety to m.in. 19-kilometrowy szlak turystyczny z wykonanymi własnymi siłami tabliczkami informacyjnymi oraz startująca właśnie gra terenowa wykorzystująca popularny trend geocoachingu. W czerwcu odbył się internetowy plebiscyt na symbol Turnickiego, który mógłby wejść do przyszłego logotypu instytucji. Wygrał żbik. Park ma też już mapę turystyczną, którą opracowała inna organizacja działająca na jego rzecz – Inicjatywa Dzikie Karpaty.

– Teraz skupiamy się na konsultacjach społecznych, które planujemy zorganizować zimą i wiosną – zapowiada Mystkowski. – Będą miały formułę spotkań na terenie trzech parkowych gmin, one się od siebie bardzo różnią poziomem i temperaturą dyskusji. Ale zależy nam również na konsultacjach internetowych. Widzimy wśród mieszkańców duży lęk, obawę przed samym przyjściem do stołu, przy którym rozmawia się o Turnickim. Chcemy ośmielić osoby, które boją się ostracyzmu w swojej społeczności.

Ale zapytany o to, czy Turnicki powstanie, bo uda się przekonać samorząd, czy może dopiero wtedy, gdy zmieni się prawo, Mystkowski nie ma wątpliwości: – Nie jesteśmy naiwni. Wiemy, że powołanie parku bez zmian prawa będzie bardzo trudne. Chcemy jednak dobrze znać prawdziwe potrzeby i oczekiwania mieszkańców, zbudować infrastrukturę, która w przyszłości stanie się pełnoprawną częścią Turnickiego. Nasza gra obywatelska w park narodowy składa się z niewielkich, czasami błahych ruchów. Ale jak spojrzymy na nie kompleksowo, to się okaże, że z tej mgły wyłania się coś bardzo konkretnego.

▪▪▪

Podczas pracy nad tekstem zapytałem rzecznika Ministerstwa Klimatu i Środowiska, czy rząd widzi potrzebę powołania gdzieś nowego parku oraz czy planuje reformę przepisów dotyczących tej procedury. W odpowiedzi pada kluczowe zdanie: „Obecnie w MKiŚ nie są prowadzone prace nad utworzeniem nowego parku narodowego”. ©

JAK CHRONIMY PRZYRODĘ I CZEMU TO NIE ZAWSZE DZIAŁA

PARKI NARODOWE to najwyższa forma ochrony przyrody w Polsce. Jednak ich struktura nie jest jednorodna. Najbardziej restrykcyjne przepisy dotyczą obszarów ochrony ścisłej (dawniej: rezerwatów w granicach PN), gdzie – z uwagi na ochronę naturalnych procesów – nie prowadzi się żadnych czynnych działań. Wyjątek stanowią badania naukowe oraz udrażnianie szlaków turystycznych. Na obszarach ochrony czynnej prowadzi się sporadycznie wycinkę drzew oraz poluje na zwierzęta w ramach tzw. redukcji. Jest to jednak działalność ochronna, np. związana z przebudową składu gatunkowego lasu, i wpisana do dokumentów regulujących funkcjonowanie parku narodowego.

NAJBARDZIEJ rozmytym terminem jest ochrona krajobrazowa, zarówno w parkach narodowych, jak i powoływanych specjalnie na jej potrzeby parkach krajobrazowych. Jej podstawową funkcją jest zachowanie krajobrazu, który sam w sobie jest pojęciem niejasnym. Jego składowymi są zarówno przyroda, jak i dziedzictwo kulturowe. W efekcie parki krajobrazowe to obszary intensywnej gospodarki i rekreacji, w których ochrona często pozostaje tylko na papierze.

REZERWATY to najwyższa forma ochrony poza parkami narodowymi. Ale rezerwat rezerwatowi nierówny. W niektórych obowiązuje ochrona ścisła, w innych dominuje czynna. Poruszanie się po nich – podobnie jak w przypadku PN – dozwolone jest wyłącznie szlakami.

OBSZARY Natura 2000 tworzą unijną sieć terenów chronionych, których celem jest troska o zagrożone wyginięciem siedliska oraz ponad tysiąc rzadkich gatunków. Te obszary często pokrywają się z krajowymi formami ochrony. Międzynarodowy patronat daje m.in. wsparcie finansowe dla ich realizacji.

W OGONIE systemu ochrony przyrody znajdują się formy punktowe, takie jak pomniki przyrody (np. stare drzewa lub głazy narzutowe) czy choćby tzw. ochrona strefowa, tworzona w lasach gospodarczych wokół gniazd chronionych gatunków ptaków czy np. niedźwiedzich gawr. W promieniu 50-100 metrów wokół nich zabronione jest prowadzenie gospodarki leśnej, jednak – jak pokazuje praktyka – bywa z tym różnie. © AR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i pisarz, wychowanek „Życia Warszawy”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Opublikował książki „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”, „Kiczery. Podróż przez Bieszczady” oraz „Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów”. Otrzymał kilka nagród… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Natura narodu